Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

DOSTRZEGŁAM W UJEŻDŻENIU TO COŚ

Pierwszego konia dostała od rodziców a conto osiemnastych urodzin… dwa lata przed czasem. Drugiego też od rodziców, ale bez okazji. Trzeciego nie dostała; pojawił się niespodziewanie.

Wygląda groźnie, ale to tylko zabawa MARTY BARANOWSKIEJ z jej końmi; foto: FAPA-PRESS

Pierwszego konia dostała od rodziców a conto osiemnastych urodzin… dwa lata przed czasem. Drugiego też od rodziców, ale bez okazji. Trzeciego nie dostała; pojawił się niespodziewanie.

 

   Gdyby w nadleśnictwie, w którym jest zatrudniona, był parking dla koni, dojeżdżałaby do pracy najchętniej wierzchem. A tak, trasę z domu do biura i z powrotem pokonuje rowerem.

­       – Łączę przyjemne z pożytecznym – mówi Marta Baranowska, absolwentka Wydziału Leśnego SGGW, amazonka, fotografka koni i przyrody. ­ Na rowerze poprawiam kondycję, co jak wiadomo, w jeździectwie ma nie byle jakie znaczenie.

    Zwłaszcza jeśli dzień w dzień trzeba dosiadać dwóch wierzchowców, a trzeciemu, jeszcze nieujeżdżonemu, poświęcić sporo czasu z ziemi. Obowiązki sprawiają, że dziewczyna ledwie wróci z pracy, zamyka się z końmi i do późnego wieczora nie ma jej dla nikogo. Zajmuje się zresztą nie tylko samymi zwierzakami, wykonuje, jak każdy hodowca, masę dodatkowych czynności. Właśnie dochodzi godzina 22. Marta wraca do domu. Na pytanie: – gdzie byłaś? odpowiada: – na łąkach, rozrzuciłam ręcznie dwieście kilogramów saletrzaka; wcześniej rozładowałam transport siana. Padam.

Chwila relaksu; foto: FAPA-PRESS

     Wolniejsza jest w weekendy, to zrozumiałe, ale i tak zdarza się, że bierze konia, jedzie w las, by z pozycji siodła skontrolować teren leśnictwa podległy jej z racji piastowanego stanowiska. W tym wypadku również łączy przyjemne z pożytecznym. Gdyby jeszcze dała radę zabrać ze sobą torbę fotograficzną, byłaby w siódmym niebie. Jej życie kręci się bowiem wokół koni, lasu i fotografii. Tak sobie je wymyśliła, tak je realizuje. Za zdjęcia przyrodnicze zdobyła już niejedno wyróżnienie, niejedną nagrodę. Dyplomów ma a ma!

Foto: MARTA BARANOWSKA

    Najpierw jednak pojawiły się w jej życiorysie konie – może za sprawą mamy, Ewy Baranowskiej, która całe lata oddawała się pasji jeździeckiej, a może pradziadka Stanisława Sitarskiego, kawalerzysty. Marta nie potrafi jednoznacznie wskazać winnego jej miłości do koni. Wie jedno: odpowiada za nią nawet ojciec, Artur Baranowski, lekarz weterynarii, który co prawda konno nie jeździł, ale kiedy usłyszał, że córka chciałaby się tej pasji oddać, załatwił jej pracę w jednej z nadbużańskich stajni. Za pomoc przy koniach, mogła trochę pogalopować. Z czasem zrewanżowała się ojcu nie tylko ucząc go dosiadu, ale przekazując mu tak silnego bakcyla, że dzięki niej zapisał się do Stowarzyszenia Sympatyków 5. Pułku Ułanów Zasławskich, sprawił mundur i kultywuje kawaleryjskie tradycje.

Foto: MARTA BARANOWSKA

    Marta, kiedy zaczęła realizować jeździeckie marzenia, nieustannie odczuwała niedosyt koni. Pragnęła ich multum, chciała otaczać się nimi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wydawałoby się, że nie mając jeszcze wtedy własnych wierzchowców, zachcianka to kompletnie nierealna. A jednak! Dziewczyna znalazła sposób, by mieć wokół siebie zatrzęsienie koni. Zaczęła je fotografować, a zrobionymi zdjęciami wyklejać ściany pokoju. Powiększając fotograficzny zbiór, wybrała się m.in. do Stadniny w Janowie Podlaskim. Wykonane tam zdjęcia arabów, znalazły się nie tylko na ścianie, także w gazecie jeździeckiej. Zapoczątkowały współpracę z prasą. Przez jakiś czas Marta zajmowała się m.in. fotografią zawodów westernowych; sama była jedną z pierwszych naszych kowbojek, próbujących sił w konkurencjach west.

    Starty sprawiały, że coraz częściej przebąkiwała w domu, iż do uprawiania tejże dyscypliny powinna mieć własnego konia. Nie od razu, ale przyszedł moment, że rodzice uznali racje córki. W przydomowej stajence zamieszkała Klara rasy małopolsko-wielkopolskiej.

MARTA z Klarą; foto: archiwum domowe MB

    – Nigdy nie zapomnę naszej pierwszej przejażdżki w teren. Zdecydowałam się na nią po dobrych dwóch tygodniach. Nie miała więc być specjalnie długa, tyle bym zobaczyła, jak Klara zachowuje się poza padokiem. Skąd jednak mogłam wiedzieć, że niewinny spacerek okaże się aż tak krótki. W jedną stronę zajął nam ponad dwadzieścia minut, w powrotną najwyżej trzy. Klara pędziła do stajni jak oszalała, niestety tego szaleństwa nie udało mi się wysiedzieć. Zleciałam przed samym domem. Patrzyła na mnie z politowaniem. Drwiącym spojrzeniem uświadomiła, jak niewiele umiem. W jednej chwili zrozumiałam, że moje siedmioletnie doświadczenie jest bardzo mizerne. Może dlatego, że do tamtego czasu nie trafiłam na żadnego trenera z prawdziwego zdarzenia. W tę rolę – co uświadomiłam sobie wiele miesięcy później i zapewne wyda się to śmieszne – wcieliła się Klara. Niesamowite, jak dużo się od niej uczyłam mając ją dzień w dzień na wyciągniecie ręki. To coś zupełnie innego niż nawet systematyczne przejażdżki na szkółkowym koniu, który tylko wydaje się nam znajomy, a tak naprawdę nic o nim nie wiemy. Stałe przebywanie ze zwierzęciem pozwala je rozumieć, wyciągać wnioski.

Foto: MARTA BARANOWSKA

   Marta wyciągnęła ich sporo, m.in., że Klara potrzebuje kopytnego kompana. Co prawda klacz miała stały kontakt z dziesięcioma psami i kotem… oraz odgłosami trzech papug, ale czym innym jest towarzysz na swoje podobieństwo, czym innym coś, co nie rży tylko szczeka albo miauczy. Do kupna drugiego konia Marta wielokrotnie próbowała przekonać rodziców. Szło jej jak po grudzie.

    Aż zabrałam mamę do pobliskiej stadniny arabów, gdzie bywałam częstym gościem jako wolontariusz oraz fotograf. Pokazałam jej przepięknego, parodniowego źrebaka, którego sama poznałam nazajutrz po jego narodzinach. Połknęła haczyk. Kilka miesięcy później siwy Erydan, w domu zwany Esti, kolegował się już ze starszą pięć lat Klarą.

    Konie spędzały całe dnie razem, ale gdy ogierek stał się ogierem, zaczęto je izolować na czas grzania się klaczy. Rodzina państwa Baranowskich bardzo pilnowała, by stadko przypadkiem się nie powiększyło. Salwami śmiechu skwitowali  podejrzenia sąsiada, który próbował przekonać właścicieli, że Klara jest źrebna. Ależ się dziwowali, gdy okazało się, że jednak sąsiad miał rację! Kilka miesięcy później na świat przyszedł Klaresto. Dziś, podobnie jak jego ojciec, jest już wałachem. Niebawem zacznie chodzić pod jeźdźcem. Marta sama go do tego przygotuje – ma w tej materii spore doświadczenie. Zdobywała je zajeżdżając Erydana pod okiem Katarzyny Cygler.

MARTA dzięki naukom KATARZYNY CYGLER  sama nauczyła Erydana rozmaitych sztuczek; foto: FAPA-PRESS

    – Dzięki pani Katarzynie nauczyłam się obcowac z końmi, a w ujeżdżeniu dostrzegłam to coś, o czym nie miałam pojęcia. Coś, co sprawiło, że definitywnie rozstałam się ze stylem west. Klasyczne jeździectwo bardziej mi odpowiada, znacznie lepiej porozumiewam się z końmi z siodła, nie tylko zresztą moimi, także fryzami, na których trenuję w zaprzyjaźnionej stajni. Fantastyczne konie, ale najchętniej jednak dosiadam arabów. Te mną po prostu zawładnęły. Do tego stopnia, że marzy mi się start w Mistrzostwach Polski Koni Arabskich. Dotychczas byłam na tych zawodach albo luzakiem, albo fotografem i obawiam się, że tak już zostanie.

  Kto wie. Marta Baranowska ima się tylu specjalności, że można być spokojnym, iż kiedyś spełni i to marzenie. Do tej pory, choć nie bez wyrzeczeń i ciężkiej pracy, krok po kroku realizuje wszystko, co postanowi. Ma konie, fotografię i las. Może więc mistrzowsko-arabski laur też zdobędzie, czego HEJ NA KOŃ serdecznie jej życzy.                                                                                                                                                                                                        Piotr Dzięciołowski

WIĘCEJ ZDJĘĆ MARTY BARANOWSKIEJ znajduje się na stronach:

http://dzienniklesny.pl/galeria/marta-baranowska/

www.martabaranowska.eu
www.facebook.com/Marta.Baranowska.Photography

    Print       Email

Jedna odpowiedź do “DOSTRZEGŁAM W UJEŻDŻENIU TO COŚ”

  1. Hubert pisze:

    Ot cała moja siostra – gratki! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.