Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

NA MARGINESIE KOŃSKICH ZWŁOK

Kiedy „wchodziłem” w konie lat temu ileś, ze wszech stron słyszałem, że świat jeździecki to świat inny: pełen empatii, miłości do zwierząt, wolny od przemocy, okrucieństwa…

 

Foto: FAPA-PRESS

Kiedy „wchodziłem” w konie lat temu ileś, ze wszech stron słyszałem, że świat jeździecki to świat inny: pełen empatii, miłości do zwierząt, wolny od przemocy, okrucieństwa, nieuczciwości. Im głębiej ten świat poznaję, tym częściej przekonuję się, że legenda legendą, a życie życiem.

W połowie lipca  koniarzy poraziła informacja o zagłodzeniu czteroletniego ogiera z Milówki. Oto fragment wpisu, jaki Dorota Ingram, szefowa Fundacji Terra Spei, zamieściła na FB: „Sprawą zajmie się prokuratura z powództwa urzędowego lekarza powiatowego oraz z powództwa prywatnego, naszego. Winny jest nie tylko właściciel, który zagłodził go na śmierć i przez zaniedbanie kopyt spowodował, że koń nie mógł stać o własnych siłach, ale również handlarze, którzy konia w takim stanie wciągnęli na auto, transportowali i porzucili (…) (w okolicach Żywca – dop. red.) wyrzucając  z samochodu na posesji człowieka, który prawdopodobnie nabył go po pijanemu za flaszkę, ale to ustali prokurator.”

Bulwersujących historii jest więcej: kilka tygodni temu pisaliśmy o zwłokach konia, które ponad miesiąc rozkładały się na zalanych łąkach Mazowsza. Przypomnijmy: członkowie Stowarzyszenia Miłośników Kawalerii im. 1 Pułku Ułanów Krechowieckich, funkcjonującego przy stajni GALOP w Kobyłce, w drodze na uroczystości poświęcone 151 rocznicy Powstania Styczniowego stracili wierzchowca, w drodze powrotnej następnego ten drugi padł w grząskim rozlewisku łąk. Podmokły teren uniemożliwił przez ponad miesiąc uprzątnięcie i zutylizowanie zwłok konia – tak przynajmniej brzmi wyjaśnienie jeźdźca, który go dosiadał Andrzeja Michalika, szefa stajni GALOP, „miłośnika” koni, „ułana”, radnego Rady Powiatu Wołomińskiego.

Niezrozumiałe: skoro sam nie mógł poradzić sobie z transportem martwego wierzchowca, dlaczego nie powiadomił służb sanitarnych, do czego przecież obliguje prawo! Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Wołominie – o wynikach śledztwa napiszemy.

Lekkomyślność i brak wyobraźni nie są niestety obce ani ośrodkowi „Galop”, ani też wielu innym.  A to przed laty pewien jeździec, już w innej stajni, wprowadzając konia do przyczepy urwał mu kawałek języka, a to obcokrajowiec budujący wielki ośrodek westernu na Śląsku, przyczynił  się do śmierci kilkudziesięciu koników polskich (i nie tylko polskich), a to mistrz Michał Rapcewicz został zdyskwalifikowany na międzynarodowych zawodach za widoczne na bokach konia rany od ostrógZ kolei  nasza była reprezentacyjna zawodniczka, obecnie obywatelka Italii  ponoć nie wywiązała się z umowy pośrednictwa sprzedaży znanego konia sportowego Al Gora – szczegóły na blogu* red. Marka Szewczyka. Wierzchowiec w tajemniczych okolicznościach i w fatalnym stanie psychofizycznym został podrzucony do Polski.  Okazuje się, iż na obczyźnie był okrutnie traktowany. Lekarze stwierdzają odwodnienie, kulawiznę, liczne obtarcia, znaczny spadek wagi. Byli właściciele Al Gora – rodzina Krzysztofa Tomaszewskiego, prezesa Warszawsko-Mazowieckiego Związku Jeździeckiego łapią się za głowę. Jak można, cytuję:  zrównoważonego, przyjacielskiego, ufnego, łatwego w kontakcie, chętnego do współpracy z człowiekiem, nie wymagającego używania siły wierzchowca – doprowadzić do takiego stanu. Sprawę bada prokuratura w Świdnicy, ale że okaleczenia psychiczne i fizyczne zwierzęcia nastąpiły na terenie Italii, polski wymiar sprawiedliwości jest zależny w tej materii od włoskiego. Ten jednak od miesięcy milczy. Wątpliwe więc,  czy kiedykolwiek się odezwie, a co za tym idzie, czy zostaną postawione komukolwiek zarzuty (śledztwo toczy się na razie w sprawie a nie przeciwko).

Al Gor; foto: archiwum Krzysztofa Tomaszewskiego

Pocieszające w całej historii jest jedynie to, że Al Gor, co ustaliliśmy na prośbę wielu naszych Czytelników, wrócił do pełni sił. Czasowo przebywa w jednej ze stajni Fundacji VIVA! To właśnie ta organizacja zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

Forma AL Gora jest  jedynym optymistycznym fragmentem niniejszego tekstu. Skandalicznych kwiatków na jeździeckim podwórku nie brakuje. Nie wszyscy jednak uważają za stosowne o tym pisać. Twierdzą, iż nie powinno się ujawniać faktów, które robią nam – jeźdźcom fatalne publicity. Robią, owszem, ale chowanie głowy w piasek, zamiatanie grzechów pod dywan nic nie da. Upublicznianie natomiast przypadków okrucieństwa czy nieodpowiedzialności, może sprawić, iż negatywnych zjawisk będzie z czasem w końskim świecie mniej. Oby!

Piotr Dzięciołowski

* http://hipologika.pl/modules/news/article.php?storyid=8

 

    Print       Email

4 odpowiedzi na “NA MARGINESIE KOŃSKICH ZWŁOK”

  1. Marek Szewczyk pisze:

    Tak, Piotrze, wszystko się zgadza. Zgadza się też i to, że moje odczucia też kiedyś były takie – że grono ludzi zajmujące się końmi jest inne, lepsze. Też kiedyś (ale to było wiele, wiele lat temu) przeżyłem rozczarowanie i teraz patrzę na te sprawy inaczej. W naszym, „koniarskim” środowisku są tacy sami ludzie jak wszędzie indziej, czyli że większość jest normalna, ale psychopatów, oszustów, brutali też nie brakuje. Niestety.
    Marek Szewczyk

    • piotr pisze:

      Niestety…

    • Daria pisze:

      Ja też niestety często spotykam się dosyć często z tą 2-gą stroną ”koniarstwa”. Byle do celu, do zawodów, nie ważne jak..

      Kiedyś wydawało mi się, że jeździć i przebywać przy koniach może każdy, kto je kocha.

      Niestety widzę, że to są jedne wielkie pieniądze..

  2. Paulina Miżejewska pisze:

    Brawo, jak najbardziej należy pisać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.