Ludwik Maciąg (1920-2007), artysta malarz, profesor warszawskiej ASP, jeden z najwybitniejszych współczesnych batalistów i pejzażystów, autor ilustracji książkowych i projektów znaczków; kawalerzysta, miłośnik koni. Żołnierz Oddziału Partyzanckiego „Zenona” 34 Pułku Piechoty 9 Podlaskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Oddziału, który wsławił się m.in. odnalezieniem i przekazaniem aliantom niewybuchu rakiety V2.
Rocznica śmierci zawsze jest pretekstem do wspomnień. O kilka słów o Profesorze, ale też oddziale, w którym służył, poprosiliśmy jego kolegę, jednego z dwu ostatnich żyjących żołnierzy „Zenona”, mjr. Tadeusza Sobieszczaka, pseudonim „Dudek”.
– Oddział powstał w grudniu 1943 roku, przysięgę składaliśmy w wigilię Bożego Narodzenia. Na początku było nas kilkunastu chłopaków, pod koniec – w sierpniu 1944, kiedy oddział rozwiązywano, już kilkuset. „Sas” – taki pseudonim nosił Profesor, dołączył do nas po ukończeniu akowskiej podchorążówki utworzonej w Małaszewiczach w siedzibie zakładów budowlanych „Sabo – Stribo”. Podchorążówka, jak na ironię, funkcjonowała pod bokiem Niemców, którzy w Małaszewiczach zawiadywali wielkim, zbudowanym jeszcze przed wojną polskim lotniskiem. Gdy „Sas” wstąpił do Oddziału, zwiad konny, w którym potem służył, był dopiero w fazie organizacji. Zwiadowcy nie mieli jeszcze ani koni, ani kawaleryjskiego wyposażenia. Trzeba je było dopiero zdobyć. Dowiedzieliśmy się, że opodal miejsca naszego zakwaterowania, a stacjonowaliśmy w Lipniakach, Niemcy trzymają w folwarku w Turowie kilkadziesiąt koni. Obiekt ochraniało sześćdziesięciu wartowników, ale dla nas, ludzi „Zenona” nie było to przeszkodą. Zaatakowaliśmy zdobywając trzydzieści wierzchowców z rzędami. Tak zaczął działać zwiad konny. Ja co prawda służyłem w II plutonie piechoty, z końmi nie miałem więc nic wspólnego, ale Ludwika w siodle świetnie pamiętam. Ileż godzin on i jego koledzy spędzali wierzchem ubezpieczając nas, to trudno sobie wyobrazić. Nawet po akcji, kiedy my mogliśmy już odsapnąć w stodole na sianie, oni musieli jeździć wokół naszych kwater i pilnować, by w razie niebezpieczeństwa w porę nas ostrzec. Pamiętam, jak się chłopaki poodparzali, a potem moczyli cztery litery w wodzie nalanej do zdobycznych niemieckich hełmów.
Przed oczami mam również Ludwika siedzącego na siodle, ale obok konia. W chwilach przerwy w takiej pozycji szkicował ołówkiem na skrawkach papieru. Tak powstał m.in. rysunek przedstawiający naszego rannego kolegę, Ryszarda Zarembę pseudonim „Sawa”. Rysunek przetrwał, można go zobaczyć m.in. w dopiero co wydanej książce „Szlakiem Bojowym Oddziału partyzanckiego „ZENONA”” autorstwa Tadeusza Neścioruka i Waldemara Kosieradzkiego. Zachęcam do lektury. Tam i o Profesorze, i o Oddziale czytelnik znajdzie wiele ciekawych informacji. (notował pd)