Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

GDY DOBRO NA CHWILĘ ZASNĘŁO

MARYSIA KOBAK: miłośniczka zwierząt, lekarka weterynarii, amazonka. Latem tego roku miała ciężki wypadek samochodowy.

 

Marysia Kobak; foto arch. rodzinne

Marysia Kobak; foto arch. rodzinne

MARYSIA KOBAK: miłośniczka zwierząt, lekarka weterynarii, amazonka. Latem tego roku miała ciężki wypadek samochodowy. Jest w śpiączce. Na jej rehabilitację potrzebne są środki – dwadzieścia tysięcy złotych miesięcznie! Znajomi, przyjaciele, nawet obcy organizują zbiórki pieniędzy…

 

Piękne sierpniowe popołudnie. Zachodzące słońce zamyka ostatni dzień wakacji. Jeszcze nie czas myśleć o odpoczynku. Czeka pacjent, trzeba się śpieszyć, bo cierpi. Już niedaleko, jeszcze tylko krajowa droga numer pięć. Już prawie na miejscu. Nisko zawieszone słońce okropnie razi… Pisk hamulców, zgrzyt miażdżonej stali, mrok, sen.

Nikt nie wierzy w to, co się stało. – To niemożliwe – mówią przyjaciele – na świecie jest za dużo bólu, za dużo zła, żeby anioły mogły pozwolić sobie na sen. Marysia niewątpliwie jest jednym z tych skrzydlatych opiekunów, zwłaszcza zwierząt. Prawdopodobnie skrzydła zamieniłaby na kopyta, taka to już rodzinna tradycja. Z domu Kobak, z rodu sudeckich koniarzy stanowiącego historię turystyki konnej, a teraz zapisującego się głośno w stylu Western. Marysia jest najmłodszą i najmniejszą z rodzeństwa, ale ma ogromne serce do sportu i zwierząt, żelazny charakter, dzięki któremu marzenia z dzieciństwa realizuje jedno za drugim.

 Marysia – mówi jej brat, Kornel – jest najmłodsza w rodzinie, więc można powiedzieć, że to córeczka tatusia. Jeździ konno od trzeciego roku życia. Pamiętam jej pierwszy galop koło domu na Cygance. Mama wówczas złapała się za głowę, a Marysia ciesząc się krzyczała: Mamo galopowałam!

Foto: archiwum rodzinne

Foto: archiwum rodzinne

Marysia jest Przodownikiem GTJ, zainteresowała się również westem.

Dyscypliną tą zaraziliśmy się w Western City w Karpaczu – kontynuuje Kornel. – Zawsze marzyliśmy, żeby tu kiedyś wystąpić. Marysia kumplowała się z córkami znanego westowca Jerzego Pokoja i pewnego razu wzięła udział w dwutygodniowym kursie dla młodzieży. Zaraz po nim odbywały się zawody Western i Rodeo – to był chyba jej pierwszy sukces na dużej arenie. Zdobyła wówczas trzy pierwsze miejsca oraz drugie i trzecie w pięciu rozgrywanych konkurencjach„.

Później nastąpiły kolejne sukcesy. Pierwsze, drugie miejsca w zawodach różnej rangi, aż pojawił się komunikat: Maria Kobak zdobyła podwójne Wicemistrzostwo Polski na VII Mistrzostwach Polski Polskiej Ligi Western i Rodeo w konkurencjach szybkościowych Barrel Racing oraz Pole Bending na koniu Kamelia. Chwilę później usłyszeliśmy: Maria Kobak Mistrzem Polski 2009 w Barrel Racing.

W tym miejscu przypomina mi się historia opowiedziana przez znajomą Marysi, Patrycję Dudę:

Mery od  zawsze uwielbiała startować w konkurencjach szybkościowych, głównie w Barrel Racing. Podczas pierwszych zawodów Adrenalina Cup, noszących wtedy nazwę „Zawodów o Puchar Stefana Iwasiów” Marysia podczas przejazdu uderzyła butem
o beczkę i uszkodziła podeszwę. Z uszkodzonym ,,kowbojkiem” ciężko jechać. Ale, że obie jesteśmy w rozmiarze miniaturowym, pożyczyłam jej swoje kowbojki. Dokończyła przejazdy ze świetnym rezultatem, zajmując trzecie  miejsce w klasyfikacji generalnej. Obie śmiałyśmy sie, że to były „szczęśliwe buty”.

Słuchając Patrycji pomyślałem, że zakradnę się cichutko do kliniki w Krakowie i włożę Marysi te buty.

Foto: archiwum rodzinne

Foto: archiwum rodzinne

Miłość do zwierząt nie kończy się na zawodach. Pozostało do zrealizowania najważniejsze marzenie – być weterynarzem.

Już jako mała dziewczynka Mery marzyła, by leczyć zwierzęta i się nimi zajmować – wspomina Wiola, siostra Marysi. – Czuła do tego powołanie. Dla niej każde chore lub ranne zwierzę warte było wszelkiej pomocy, a to przecież cecha godna weterynarza. Dlatego też po ukończeniu szkoły średniej zaczęła studia na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, na kierunku weterynaria. Nieprzespane noce i ogrom nauki nie zniechęciły jej, a wręcz przeciwnie, dodawały sił do pogłębiania wiedzy. Za wyniki w nauce uzyskała stypendium i w 2015 roku ukończyła weterynarię. Był to wspaniały moment dla całej rodziny. Każdy z nas żył jej marzeniami i wszyscy widzieliśmy ją jako ”Panią Weterynarz”.

Płynie łza po policzku…

To był ostatni miesiąc stażu. Marzy o tym, by otworzyć własny gabinet weterynaryjny – kontynuuje Wiola. – Po dwóch latach pracy miałaby możliwość zrobienia specjalizacji leczenia koni. Taki ma plan.

Wiola milknie.

Wysoka średnia, dyplom i duma w oczach rodziców. Chwilę później staż oraz najukochańsza praca, szczęście i… sen, ten niechciany. Ale gdy dobro na chwilę zasnęło, nie zapadła cisza. Wszyscy krzyczymy. Przyjaciele, znajomi, rodzina. Chcemy obudzić Marysię. Chcemy jej obecności już, natychmiast… Bardzo jej brakuje. Nasz hipiczny team, raz uruchomiony nie da się zatrzymać. Od gór do morza niesie się falą prośba o pomoc. Potrzebujemy pieniędzy na leczenie i rehabilitację w klinice neurologicznej. Koszt miesięcznego pobytu to ponad dwadzieścia tysięcy złotych. Bez rehabilitacji nie ma szans na powrót do zdrowia.

Prosimy o wsparcie przekazując wpłatę na rachunek bankowy:
Fundacja VOTUM z siedzibą we Wrocławiu 53-012, ul. Wyścigowa 56i.
Numer konta: PL32 1500 1067 1210 6008 3182 0000
Koniecznie z dopiskiem: „dla Marii Teresy Kobak na leczenie i rehabilitację”
(wyłącznie kwoty z dopiskiem kwalifikowane są jako wpłaty dla Marysi)

Foto: archiwum rodzinne

Foto: archiwum rodzinne

Pasjonaci porażeni historią Marysi nie pozostają bierni. Czekanie na wpłaty nie wystarczy. Charyzmatyczny Dariusz Rogala – przyjaciel, zawodnik i jeden z organizatorów aukcji połączonej z Hubertusem na Rancho Monatana – nie pozwala nam ochłonąć. Kolejni darczyńcy. Kolejne gorące serca. Nie mogę uwierzyć, jak wielu ludzi Marysi pomaga. Są wśród nich włodarze gmin, przyjaciele i obcy poruszeni tym, co się wydarzyło. Szeroka jest rzeka darów płynących na aukcję: konie, stanówki, wszelkie usługi, siodła, osprzęt i dużo innych dowodów wsparcia. Jest nawet małe ziarenko od naszej redakcji – książka. Oby starczyło czasu na zlicytowanie tak wielu darów miłości. Oby portfele się nie zamykały.

I bądźmy radośni, bo nadzieja to radość, a radość to szczęście, choć… czy w tej sytuacji możemy mówić o szczęściu? Gdy ma się takich przyjaciół – na pewno! Wierzę, że za chwilę Mery ponownie pojedzie drogą krajową numer 5, aby ratować kolejne zwierzęce życie.

 MACIEJ SZYMANIK

 

 

    Print       Email

2 odpowiedzi na “GDY DOBRO NA CHWILĘ ZASNĘŁO”

  1. Martyna pisze:

    Pamiętam Cygankę…:) Marysia, wracaj do zdrowia, trzymamy kciuki!

  2. ecik pisze:

    Na zawsze w naszej pamięci [*]

Skomentuj ecik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.