Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

PODKUWACZ Z ZAMIŁOWANIA

Paweł Rostkowski – podwójny magister: absolwent gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego oraz Wydziału Odnowy Biologicznej i Fizjoterapii w Wyższej Szkole im. Wincentego Pola w Lublinie. Trzynaście lat uczył…

Paweł Rostkowski; foto: FAPA-PRESS

Paweł Rostkowski; foto: FAPA-PRESS

Paweł Rostkowski – podwójny magister: absolwent gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego oraz Wydziału Odnowy Biologicznej i Fizjoterapii w Wyższej Szkole im. Wincentego Pola w Lublinie. Trzynaście lat uczył w szkole wychowania fizycznego oraz taktyk i technik interwencji, od kilkunastu jest… podkuwaczem. Ma również uprawnienia hipoterapeuty. Startuje w amatorskich zawodach zaprzęgowych, niegdyś uprawiał lekkoatletykę, był reprezentantem kadry juniorów w rzucie dyskiem.

Nic dziwnego, że ciągnie go do koni i kawalerii. Jego pradziadek Bolesław Deptuła służył w 5 Pułku Ułanów Zasławskich w Ostrołęce. On kultywuje tradycje. Przy okazji historycznych uroczystości wdziewa mundur w barwach pradziadowego pułku, prezentując się przy tym zacnie na jednym ze swoich koni.

Pierwszego wierzchowca – Huzara – sprawił sobie kilkanaście lat temu. Cieszył się jak dziecko, ale dobrze też pamięta uczucie złości, które towarzyszyło mu, gdy przychodziło korzystać z usług podkuwacza.

13450250_1097144217011954_7353786516886009737_n

Na zawodach; foto PAULINA LIWIŃSKA

Co któryś przyjechał, to albo nie miał odpowiednich narzędzi, albo nie wiedział, jak prawidłowo werkować, albo kaleczył konia. Kiedy tak się zastanawiałem, co z tym fantem zrobić, nadarzyła się okazja wyjazdu do Niemiec na kowalskie nauki. Ponad dwa lata szkoliłem się  pod okiem znakomitych specjalistów, miedzy innymi podkuwacza kadry narodowej Niemiec w dyscyplinie ujeżdżenia.  Pracowałem również z kowalami-ortopedami. Przy okazji poznałem tamtejszy system szkolenia podkuwaczy. W Niemczech funkcjonuje dla nich dziesięć licencjonowanych szkół. Rocznie kształcą około osiemdziesięciu studentów. Nauka trwa od dwóch do trzech i pół roku. Kończą ją  pisemny i ustny egzamin teoretyczny oraz praktyczny, który zdaje się przed mistrzami kowalstwa i lekarzami weterynarii. Zaliczony egzamin daje prawo wykonywania zawodu podkuwacza. Jeśli zostaniesz złapany bez uprawnień, zapłacisz taką karę, że raz na zawsze odechce ci się pracy na czarno.

Paweł Rostkowski, choć podkuwacze w Niemczech zarabiają znacznie lepiej niż u nas, postanowił wrócić do Polski i do swoich koni. Doświadczenie, które zdobył, sprawiło, że na brak zleceń nie narzeka. Dziennie przyjmuje do dwunastu „pacjentów”.

_DSC3286

W pracy; foto: FAPA-PRESS

Najczęściej są to zwierzaki, które znam już jak własną kieszeń, a mimo to – tak mnie nauczono – za każdym razem przyglądam im się, jakbym widział je po raz pierwszy. To elementarna zasada, dzięki której mogę spostrzec np. kulawiznę, niedostrzeżoną nawet przez  właściciela. Bo kulawiznę stwierdza się w oparciu o ruch całego ciała. Niby koń nogi stawia, jak stawiał, ale jego sposób poruszania się może wskazywać, że coś jest nie tak. Obserwuję go w stępie i kłusie, na małych i dużych kołach, analizuję, czy wymaga standardowej korekty, czy poważniejszych zabiegów. Przyznam, że skomplikowane przypadki, interesują mnie bardziej. Sięgam wtedy do specjalistycznych lektur, głównie zagranicznych, bo rodzimych brakuje.

Najtrudniejsze przypadki konsultuję na bieżąco z moją narzeczoną Żanetą Suchtą, która jest lekarzem weterynarii, specjalistą chorób koni. Wiedzę praktyczną i teoretyczną  zdobywała za granicą w klinikach dla koni w Niemczech, także w Belgii i Czechach. Od 2015 r. prowadzimy razem gabinet weterynaryjny; zajmujemy się kompleksowym leczeniem koni.

Ponoć dobry podkuwacz to dobry ortopeda – mawiają znawcy tematu.

– Owszem. Współczesny kowal musi umieć nie tylko operować sprawnie cęgami i nożami, ale też czytać obrazy usg, zdjęcia rentgenowskie, znać doskonale anatomię. Wzbogacanie wiedzy jest niezbędne. Wiele nauczyłem się na konferencjach weterynaryjnych, na których wykładowcą był wybitny specjalista  prof. JeanMarie Denoix z Francji. To m.in. on uświadamia podkuwaczom, że popełniane przez nich błędy odbijają się na motoryce całego organizmu. Cierpią nie tylko kopyta, także cały układ ruchu. Jeśli w porę nie rozpocznie się prawidłowego leczenia, zmiany mogą okazać się nieodwracalne.

Z panią dr Żanetą Suchtą; foto: FAPA-PRESS

Z panią dr Żanetą Suchtą; foto: FAPA-PRESS

W Polsce też mamy doskonałych podkuwaczy. Startują w mistrzostwach Polski i Europy. Swoje umiejętności podnoszą uczestnicząc w licznych szkoleniach. Te organizowane są nie tylko dla adeptów sztuki kowalskiej, także dla praktykujących od lat.

– Sam ze trzy, cztery razy w roku biorę w nich udział. Niestety z kilkuset uprawiających ten zawód w Polsce, na szkolenia zgłasza się zaledwie od trzydziestu do pięćdziesięciu osób. Przeważnie tych samych. Inni nie widzą potrzeby? A przecież to nie tylko okazja poznawania nowych metod pracy, ale dowiedzenia się, co na kowalskim rynku nowego. Kiedyś np. było zaledwie kilka rodzajów podków, dziś jest przynajmniej kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset; do tego produkuje się je z rozmaitych materiałów. Kowal musi orientować się w asortymencie, bo tylko wówczas dobierze koniowi takie buty, jakich ten w danym momencie potrzebuje. W Niemczech nie trzeba zachęcać podkuwaczy do udziału w warsztatach. Uczestniczą, bo wiedzą, że to w ich interesie. Podejście ze wszech miar profesjonalne. Ciekaw jestem, czy i u nas też takie kiedyś będzie.

Dziękujemy za rozmowę

HNK

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.