Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

SZTUKA TO CIĘŻKI CHLEB

Kamila KARST: absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu. Studiowała na wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby. Maluje, rysuje, rzeźbi, uprawia…

KAMILA KARST; foto: FAPA-PRESS

KAMILA KARST; foto: FAPA-PRESS

 Kamila KARST: absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych we Wrocławiu (obecnie Akademia Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta). Studiowała na wydziale Malarstwa, Grafiki i Rzeźby. Dyplomy z wyróżnieniem z grafiki artystycznej u prof. Andrzeja Basaja i projektowania graficznego u prof. Jana Jaromira Aleksiuna. Maluje, rysuje, rzeźbi, uprawia grafikę użytkową i warsztatową. Jest autorką wystaw indywidualnych, uczestniczyła w wielu zbiorowych ekspozycjach w kraju i za granicą. (Niniejszy tekst jest jednym z rozdziałów przygotowywanej do druku książki „Malują, rysują, rzeźbią KONIE”).

To chyba reguła, że mieszkania i domy koniarzy pełne są bibelotów, akcesoriów jeździeckich, literatury – różnorodnych przedmiotów świadczących o związkach gospodarzy z końmi. Jedni mają ich więcej, inni mniej, ale rzadko się zdarza, by pomieścić ich w kilku pokojach tyle, ile zdołała Kamila Karst. Na dobrą sprawę w jej świdnickim mieszkaniu brakuje tylko żywego konia, bo takiego na kółkach i na biegunach ma. Jest też oczywiście siodło, są obrazy, rzeźby, wieszaki, poduszki… nawet kafelki w łazience mają motyw koński. Autorką tych czterokopytnych ozdób jest zresztą sama gospodyni, w końcu artystka.

2Kama015

KAMILA KARST (3)

– Konie fascynowały mnie od najmłodszych lat. Jako mała dziewczynka rysowałam i lepiłam je  z plasteliny. Dziś maluję, rzeźbię, zajmuję się grafiką. Skąd pomysł, by moje życie i twórczość kręciły się akurat wokół koni? – być może do głosu doszła kresowa natura. Mój tato często żartował, że odezwały się we mnie temperament i zamiłowanie do koni prababci Bziezickiej. Te wyjątkowe zwierzęta od zawsze wywoływały we mnie żywe reakcje. W rodzinie krążyła nawet taka opowieść, że kiedy jako kilkulatka w wózku zobaczyłam kobyłę ciągnącą furmankę pełną węgla, to z wrażenia dostałam wypieków i o mały włos wypadłabym na chodnik.

            Skończyło się szczęśliwie. Nie wypadła. Zupełnie inaczej, gdy – już w wieku dorosłym – doznała, i to właśnie za sprawą konia, poważnej kontuzji. Spadła, koń ją stratował, na długi czas musiała zawiesić toczek na kołku. Ani na moment jednak nie zaczęła o koniach myśleć źle. Wciąż pozostawał w jej odbiorze – i tak jest po dziś dzień – istotą doskonałą. Nie musi na nim jeździć, musi go tworzyć. Nie zawsze mogła oficjalnie. Na studiach, jak wielu innym bohaterom tej książki, zakazywano takiej twórczości. Poszczęściło się jej tylko na pierwszym roku Akademii, kiedy przed przenosinami na grafikę, studiowała na wydziale rzeźby. Jej profesor Grzegorz Zyndwalewicz był miłośnikiem koni. Nie tylko więc pozwalał, ale i zachęcał do przetwarzania wizerunków tych zwierząt w akty twórcze.

            Przez lata tworzyła dla siebie, a inspiracją dla jej pomysłów była i jest natura. Chętnie wraca pamięcią do lat dziecięcych, kiedy to spędzała wakacje u wujostwa Kwiatkowskich w Borowcu (trasa Susiec – Zamość obecnie Podkarpackie).

IMG_0018

KAMILA KARST (2)

            – To było moje magiczne miejsce, do tego w tamtym czasie pełne koni. Nie raz, nie dwa jeździłam do lasu z wujkiem Feliksem motocyklem albo furmanką. A że drogi biegły torfowiskami, to i przygód nie brakowało. Kiedyś zaprzęgnięte kobyły zapadły się po pas. Nie zdawałam sobie sprawy z niebezpieczeństwa, wpatrywałam się w nie, jak w obraz. Nie potrafię opowiedzieć słowami, jak ten widok mnie zachwycał. A że konie zdołały się w końcu wydostać, pozostało mi z tej historii wspomnienie jedynie dobre. Na łonie natury czuję się doskonale. Był czas, że ludzie w ogóle mnie nie interesowali, tylko zwierzęta i przyroda. Z wiekiem to się zmieniło, choć w twórczości pozostaję wierna światu fauny i flory. Balansuję między realizmem a wytworami mojej wyobraźni.

            Kilka lat temu Karst odnalazła się w rzeźbie kartonowej. Tworzywo to według artystki daje ogromne możliwości, pozwala realizować tysiące pomysłów, co skutecznie wykorzystuje. Trzy lata temu odniosła wielki sukces.  Wygrała VII Biennale Sztuki Współczesnej „Cartasia 2014”, organizowane w Lucca we włoskiej Toskanii. Już samo zakwalifikowanie się do ścisłego grona rywalizujących artystów, było nie lada osiągnięciem. Ze zgłoszonych trzystu pięćdziesięciu osób, wybrano zaledwie siedem. Pracowały nad rzeźbami w Toskanii przez okrągły miesiąc. Kamila Karst mogła spędzić tam co prawda tylko dwa tygodnie, ale wykorzystała je maksymalnie.

– Miałam też satysfakcję z innego powodu. Moi konkurenci korzystali z elementów wycinanych maszynowo przez techników. Ja jedna – ku zdziwieniu wszystkich wokół – każdy detal wyrzynałam sama wyrzynarką. A nie było to wcale proste, jako że dostarczony nam przez organizatora karton, miał grubość około czterech centymetrów. 

poprawiony

KAMILA KARST (1)

            W kraju tworzy z tego co ma, co wpadnie jej w ręce. I nie wybrzydza. Każdy surowiec potrafi obrócić w dzieło sztuki. Tworzy w domowej pracowni. Zagląda do niej każdej wolnej chwili, starając się pogodzić domowe obowiązki z pracą artystyczną. Jej aktywności twórczej bacznie przygląda się córka Aniela, która po mamie odziedziczyła talent, tak jak mama po swoim tacie rodem ze Lwowa. Aniela ani jednak myśli iść w ślady matki i dziadka. Twierdzi, że sztuka to zbyt ciężki chleb, by się jej poświęcać; chce zostać prawnikiem.

– Ciężki, ale nie wybrałabym innego – mówi mama. – Nie zajmuję się jednak tylko rzeźbą, grafiką, malarstwem, tworzeniem obrazów na jedwabiu, pracuję także w szkole. Uczę historii sztuki. Stały dochód ułatwia życie.

Piotr Dzięciołowski

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.