W jakim wieku powinien być koń, by można zacząć go przygotowywać do przyjęcia siodła? Jak to robić i czy każdy z nas może się tego podjąć? Na te pytania odpowiada doświadczona trenerka MARZENA NIEWĘGŁOWSKA z ośrodka „Zaczarowane Wzgórze”.
– Zajęcia przygotowawcze w postaci rozmaitych zabaw, dzięki którym koń nabiera do nas zaufania, można na dobrą sprawę rozpoczynać nawet ze źrebakiem. Oczywiście nie ma mowy, by takiemu młodziakowi zakładać na grzbiet siodło, ale można je gdzieś w pobliżu położyć, by je obwąchał. Podobnie czaprak, wodze, strzemiona… Siodło zakładam koniom przynajmniej trzyipółletnim, ale metody dochodzenia do tego momentu są zawsze takie same. Zabawa, ćwiczenia habituacyjne, zaznajamianie zwierzęcia ze sprzętem, praca na dwóch lonżach. Najpierw jednak obserwuję konia, określam jego temperament, analizuję, czy jest gotowy na coś więcej niż zabawa. Żeby to stwierdzić, trzeba mieć jednak spore doświadczenie. To zarazem odpowiedź, czy każdy z nas może podjąć się prób zmierzających do przyjęcia przez konia siodła, a następnie ujeżdżenia go we własnym zakresie. Jeśli ktoś chce się tego nauczyć, proponuję, by zaczął od asystowania fachowcowi. Bo tylko praktyka w towarzystwie doświadczonego koniarza czyni mistrza. Bez odpowiedniego bagażu wiedzy praktycznej i teoretycznej możemy wyrządzić zwierzęciu krzywdę. W konsekwencji zresztą i sobie. Praca z młodym koniem, pierwsze siodłania, pierwsze jazdy mają bowiem ogromny wpływ na jego psychikę i na zachowania pod jeźdźcem w przyszłości.
Skutki popełnionych przez nas błędów, także tych najdrobniejszych, prędzej czy później ujawnią się i jak to zwykle bywa, w najmniej spodziewanych momentach. A jakie to błędy? Na przykład źle odczytamy sygnały i zbyt wcześnie będziemy próbować konia osiodłać. Może się wystraszyć i nawet zaatakować. Z kolei zbyt długie monotematyczne ćwiczenia mogą konia do tego stopnia znużyć, że się w ogóle do nich zniechęci. A przecież mówimy o początkowym etapie nauki. Jeśli się zrazi, mamy nie lada kłopot. Naprawiać jest znacznie trudniej, czasem nie udaje się to nawet doskonałym trenerom. Wymazanie z psychiki konia tego, co złe i zastąpienie tym, co dobre nie zawsze jest w pełni możliwe. A pamiętajmy, że również najlepsza instrukcja książkowa nie rozwiąże wszystkich wątpliwości. Mało tego, praca oparta wyłącznie na słowie pisanym, może wywołać wiele dodatkowych problemów, z którymi sobie nie poradzimy. Ja w tym miejscu mogę jedynie posługując się zdjęciami, opisać kilka etapów mojej pracy! Odradzam jednak eksperymentowanie z ujeżdżaniem osobom nawet znakomicie jeżdżącym. O wypadek – i to bardzo poważny – nie jest trudno. Przestrzegam tym bardziej, że umiejętność trzymania się w siodle na „zrobionym” koniu nijak ma się do samodzielnego „zrobienia” konia pod siodło. Ktoś kto nie zna psychologii zachowań zwierząt, naraża się na niebezpieczeństwo.
– Pytają mnie często, jak dużo czasu potrzebuje koń, by przyjąć siodło, a jak już przyjmie, czy możemy od razu na niego wsiąść. Wszystko zależy od konia. Jeden potrzebuje kilku godzin, inny kilkunastu dni. Jeden nie ma nic przeciwko, byśmy zaraz go dosiedli i nie omieszka nas o tym poinformować. Rzeczy tylko w tym, byśmy tę informację umieli odczytać. Inny wierzchowiec musi pochodzić trochę z samym siodłem, ale w pewnym momencie też zasygnalizuje, że jest gotów na przyjęcie jeźdźca. I znów doświadczenie, intuicja, wiedza nabywana latami, pozwolą nam zorientować się, czy koń akceptuje już nasze siodlane pomysły.
– Zdarzają się konie niechętne do współpracy. Inne nastawione są do kontaktu z człowiekiem bardzo pozytywnie, choćby czteroletnia Narnia widoczna na zdjęciach. Ona jakby chciała się uczyć. Często na mnie czeka przy bramie padoku, a przecież ma towarzystwo koni i mogłaby przede wszystkim z nimi spędzać czas. To jaka jest, zawdzięczam w dużej mierze mojej wstępnej z nią pracy z ziemi. Proces siodłania bardzo ułatwił też jej stosunek do człowieka. Nie tylko szybko przyjęła siodło, niemal od razu wysłała mi informację: chcesz to wsiadaj. No to wsiadłam.
MARZENA NIEWĘGŁOWSKA