Szkółek jeździeckich mamy setki. Różnią się poziomem nauczania, „jakością” koni, stosunkiem instruktorów do klientów, ofertą programową. Ofertą, która najczęściej ogranicza się do doskonalenia umiejętności w siodle. Bywa też, że wiąże się z nauką pracy z ziemi, podstawami weterynarii i anatomii, budową relacji jeździec-koń w oparciu o język mowy ciała… Niestety tylko bywa. W Zagrodzie Edukacyjnej Zaczarowane Wzgórze to codzienność.
Piątkowe popołudnie. Na Zaczarowanym Wzgórzu w małopolskim Czasławiu rozpoczyna się kolejny, comiesięczny, trzydniowy zjazd uczniów Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy. Tym razem na Wzgórze zjeżdżają najstarsze stażem amazonki, nastolatki w wieku 14-16 lat, uczennice trzeciej i zarazem ostatniej klasy tejże Szkoły. Ledwie przyjechały, a już pobiegły do stajni przywitać się ze swoimi końmi. Na czas nauki mają przydzielone te same wierzchowce. Od razu biorą się do czyszczenia kopyt, wyczesywania pozimowej sierści, sprzątania boksów; także do masażu, którego tajniki zdążyły już poznać, a który bardzo przyda się koniom przed sobotnio-niedzielnymi godzinami pod siodłem. Czas mija błyskawicznie, dochodzi 22, a amazonek za żadne skarby nie można wyekspediować do spania. W takiej sytuacji opiekunka grupy ma w zanadrzu pytanie pół żartem, pół serio: a o kartkach pamiętacie? Trzy żółte kartki to koniec marzeń o kontynuacji nauki. Tymczasem Prawdziwi Koniarze nie dopuszczają myśli, że mogłoby ich tu nie być. Świata poza końmi nie widzą. Nawet rodzice podkreślają, jak stajnia zawróciła im w głowach, zmieniła nie do poznania. Wydorośleli, są obowiązkowi, pilni także w swoich macierzystych gimnazjach i liceach. Starają się nie podpadać mamom i tatom, by nie zasłużyć na najbardziej z dotkliwych kar: zakazu wyjazdu na Zaczarowane.
– Szkoła dla Prawdziwych Koniarzy – mówi Barbara Draus, szefowa Wzgórza – powstała trzy lata temu. Pomysł na jej stworzenie podsunęły nam – trenerce Marzenie Niewęgłowskiej oraz mnie – jeżdżące u nas nastolatki. W pewnym momencie zorientowałyśmy się, że nie wystarcza im sama jazda. Zadawały dziesiątki, a nawet setki coraz bardziej skomplikowanych pytań i oczekiwały wyczerpujących odpowiedzi. Nurtowało ich np. jak się dopasowuje siodła, jak mówi do koni, by nas rozumiały, jak rozumieć to, co konie chcą przekazać nam. Jak się lonżuje i po co, dlaczego czasem używa się dwóch lonży, jak zajmować się końmi kontuzjowanymi, co to jest jeździectwo naturalne i czym różni się od „nienaturalnego”… Tematyka tak rozległa, że nie sposób w ciągu godzinnej jazdy na ujeżdżalni czy nawet parogodzinnej w terenie, zadowolić odpowiedziami z konieczności fragmentarycznymi. Jedno pytanie rodziło zresztą następne i następne, i następne. Uznałyśmy z Marzeną, że warto wyjść naprzeciw oczekiwaniom i przekazywać wiedzę w sposób usystematyzowany. I tak powstała nasza szkoła. Przyjmujemy do niej młodzież od dwunastego roku życia. Dziewczęta i chłopców. Zajęcia prowadzą przede wszystkim nasi instruktorzy i trenerzy, z których każdy odbywa w ciągu roku ileś specjalistycznych kursów. Mamy więc wszechstronnie wykształconą kadrę, ale zapraszamy też fachowców z zewnątrz. I co równie ważne: nie ograniczamy się do kształcenia naszych uczniów wyłącznie na płaszczyźnie jeździeckiej. Zapewniamy wychowankom wszechstronny rozwój psychofizyczny. Różnorodne warsztaty osobowościowe i ćwiczenia gimnastyczne wpisaliśmy na stałe do programu nauczania.
Bagaż wiadomości, jaki uczniowie Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy otrzymują w ciągu trzech lat, jest ogromny. Ale żeby uzyskać glejt, że się Szkołę ukończyło, trzeba zdać egzaminy w siodle oraz ustne i pisemne. Zaliczenie nie ma oczywiście rangi dokumentu państwowego, ale coraz bardziej liczy się w środowisku jeździeckim. Zresztą sama obecność przedstawicieli z Zaczarowanego na zawodach TREC czy rajdowych wzbudza respekt jeźdźców i instruktorów innych stajni. Nie dość, że Wzgórzanie dobrze trzymają się w siodle, zajmują miejsca na podium, mają też wyjątkowy stosunek do koni. Nie wyżywają się na zwierzakach za swoje porażki, potrafią zsiąść z konia i iść z nim na spacer na „smyczy”, by ten się uspokoił i poczuł pewnie w obcym miejscu. Powiadają ludziska, że tak wychowanych, pełnych empatii, życzliwych młodych ludzi, można szukać, niczym igły w stogu siana.
– Jeżdżę od ósmego roku życia, ale dopiero na Zaczarowanym, zrozumiałam, że to wcześniejsze jeździectwo nijak miało się do tego, które tu zobaczyłam i które zaczęłam uprawiać – mówi szesnastoletnia Daria Kosmal. – Niczego na moim koniu nie wymuszam, dogaduję się z nim bez używania siły, bo przecież obojgu nam ma być fajnie. Dziś zaczynam już nawet jeździć na cordeo. Pani Marzena namawia mnie, żebym wystartowała w zawodach bez ogłowia. Zobaczę. Na razie zajmowałam II miejsca w TREC i rajdzie na 30 kilometrów.
Daria kończy już ZACZAROWANĄ edukację, ale ani myśli rozstawać się ze Wzgórzem. Będzie tu nadal jeździć, podobnie jak Matylda Kuc, jej młodsza o rok koleżanka.
– Nie wyobrażam sobie, by po zaliczeniu egzaminów miałoby mnie tu zabraknąć. Przecież tak jak tu, to nie ma nigdzie – recenzuje Matylda. – W szkole jest co prawda masa zajęć, bywa, że jest się zmęczonym, ale coś za coś. Po to tu jestem, by się czegoś nauczyć. A że instruktorzy i trenerzy są wymagający, to tylko dobrze. Najważniejsze, że się na nas nie złoszczą. A mogliby (śmiech). W ogóle czujemy się tu, jak taka wielka rodzina.
Uczniowie nie tylko uczestniczą w trzydniowych zjazdach, ale są tam niemal w każdy weekend. Wielu wypoczywa na Wzgórzu też w ferie zimowe i letnie wakacje. To najlepszy dowód, jakim magnesem jest Zaczarowane. Jeźdźców przyciągają nie tylko znakomicie ułożone, a dzięki temu bezpieczne konie, ale też przychylni instruktorzy i trenerzy, którzy doskonale wiedzą, czego jeźdźcom trzeba, by humory dopisywały, a wiedzy przybywało.
Piotr Dzięciołowski