Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

INSTRUKTORZY JAZDY KONNEJ (3)

Magda Kalisiewicz: studentka psychologii, fascynatka ujeżdżenia i relacji człowiek-koń, instruktorka jeździectwa, zwyciężczyni cyklu Kampinoskich Spotkań Jeździeckich…

Magda Kalisiewicz ze swoimi psiakami; foto FAPA-PRESS

Magda Kalisiewicz: studentka psychologii, fascynatka ujeżdżenia i relacji człowiek-koń, instruktorka jeździectwa, zwyciężczyni cyklu Kampinoskich Spotkań Jeździeckich. Najbardziej – jak mówi – „kręci ją jazda na czworoboku i poprawianie dosiadu”.

W zawodach jeszcze nigdy nie startowałam, dopiero przymierzam się do pierwszych. Bardzo mi zależy na udziale w konkursach skokowych i ujeżdżeniowych, bo to znakomita okazja sprawdzenia umiejętności, także ocenienia relacji między jeźdźcem a koniem. A to, czy wygram, czy przegram, nie ma dla mnie większego znaczenia. Oczywiście stanąć na podium byłoby miło, jednak nie za wszelką cenę. Zmuszanie koni do wysiłku ponad siły jest niehumanitarne i niekoleżeńskie. To przecież nasi kumple i tak właśnie powinniśmy ich traktować!”

Magda Kalisiewicz udzieliła tej wypowiedzi naszemu portalowi mając lat piętnaście. Dziś ma dwadzieścia dwa. Co zmieniło się przez ten czas w jej jeździeckim życiu?

Na treningu; foto KAROLINA KARWOWSKA

Wiele. Nawet rodzice – niegdyś niezadowoleni, że marzy mi się uprawianie tak ryzykownego sportu – dziś wspierają mnie całym sercem. A przecież to mama sprawiła, że zakochałam się w koniach: miałam dwa lata i posadziła mnie do zdjęcia na zakopiańskim hucułku. Wystarczyło. Potem, w czasach szkolnych, uczestniczyłam w wakacyjnych zajęciach organizowanych przez Stowarzyszenie Szwadron Jazdy RP w Starej Miłosnej. Kiedy jednak rodzice zorientowali się, że chciałabym uprawiać jeździectwo na poważnie, wtedy próbowali mnie zniechęcić. Przynieśli mi nawet książkę, w której m.in. aktorzy opowiadają o swoich mrożących krew w żyłach przygodach w siodle. Jeden spadł na planie i się potłukł, drugi połamał się podczas prywatnej przejażdżki, trzeciego koń nadepnął, czwartego… itp. itd. Przeczytałam książkę jednym tchem i oznajmiłam, że ani trochę mi się nie odechciało. Oni jednak dalej swoje: nie, nie i nie. A ja: tak, tak i tak. W końcu uznali, że jakikolwiek opór mija się z celem, bo prędzej czy później dopnę swego.

I dopięła. Przykładny tata woził ją na zajęcia, był świadkiem jej postępów. W jednej ze stajni właścicielka poprosiła Magdę, by rozruszała kucyka. Dziewczyna wsiadła na oklep, koń podczas galopu niespodziewanie się zatrzymał, a amazonka przeleciała przez jego głowę prosto w błoto. Ani myślała rezygnować z dalszej jazdy. Dosiadła kucyka ponownie i tym razem już się nie dała. Koń powtórzył swoją sztuczkę stając w miejscu, a ona wciąż siedziała na jego grzbiecie. Nie miała pojęcia, że w tym momencie ważą się jej jeździeckie losy. Całe zdarzenie obserwowała bowiem właścicielka konia Olga Kulesza i stwierdziwszy, że dziewczyna ma talent, zwróciła się do jej ojca. Podpowiedziała, by wysłał ją do mieszkającej wówczas w Anglii, znanej trenerki Elaine Butler.

Foto FAPA-PRESS

To było pięć lat temu. Od tego momentu datuje się – jak to określam – moje świadome jeździectwo. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak mało „potrafi moje ciało”, a jak ważne jest jego zrozumienie i skoordynowanie, aby poprawnie oddziaływać na konia. Tę wiedzę przekazuję dziś moim uczniom, ale sama nadal szkolę się pod czujnym okiem Elaine. To ogromny dar od losu, że mogę utrzymywać z nią kontakt.

Spotkania Magdy z Elaine trwają po kilka tygodni. Większość jeździeckiego życia dziewczyna spędza w Polsce. Obecnie działa w Stajni YKE w Petrykozach, gdzie współpracując z szefową ośrodka Dorotą Sebihi oraz Anną Karpińską, właścicielką dwóch cudownych koni, rozwija jeździeckie skrzydła. Mimo młodego wieku z niejednego pieca chleb jadła. Szkoliła się pod okiem Anny Bienias, trenowała także konie naszego znanego hodowcy – Pawła Gąsińskiego.

Na dzień dobry dostałam do jazdy pięć klaczy, które początkowo w ogóle nie miały ochoty ze mną współpracować. Ich właściciele uważali zresztą, że jestem jeszcze w takim wieku, że nie mam prawa umieć dogadywać się z trudnymi końmi. Początki były rzeczywiście ciężkie. Przeżywałam męki. Mówiłam sobie pod nosem: albo je zabiję, albo pokocham. Wybrałam oczywiście drugie rozwiązanie. Miłość procentowała, nasze relacje stawały się coraz bliższe. Myślę, że wychowałam je na bardzo przyzwoite konie. Mam satysfakcję. Zyskałam nie tylko doświadczenie w pracy z młodymi, zadziornymi klaczami, ale także wiarę w siebie, że coś potrafię. A owej często mi brakowało. Pamiętam jak Edyta, żona pana Pawła powtarzała, że dobrze jeżdżę. Na początku dziwiło mnie to, ale w końcu zaczęłam wierzyć, że jest tak naprawdę. I zawsze jej będę za to wdzięczna.

Foto KAROLINA KARWOWSKA

Do pracy z trudnymi końmi potrzebne są umiejętności techniczne, ale też wiedza psychologiczna, którą Magda nie tylko studiuje, ale którą się pasjonuje. Fascynuje ją też sport. Od czasu do czasu startuje w zawodach ujeżdżeniowych, w 2017 roku wygrała nawet cykl „Kampinoskich Spotkań Jeździeckich” zajmując dwa razy pierwsze miejsca.

Duży sport to niestety duże pieniądze. Czy kiedyś będę mogła sobie na taki pozwolić, czas pokaże. Na razie nieustannie trenuję i celebruję dosiad. Uwielbiam to i mogę ćwiczyć godzinami. O wielkich czworobokach myślę, jak każdy ambitny jeździec, ale nie chcę żyć marzeniami. To niebezpieczne, bo można się rozczarować. Cieszę się więc tym, co mam. A najważniejsze dla mnie jest otaczać się mądrymi i dobrymi ludźmi. Takimi, którzy w każdej chwili cię wesprą, powiedzą, że dasz radę. Chyba mam szczęście, bo właśnie tacy są teraz wokół mnie…   (pd)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.