Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

SKĄD KOŃ WIE, KTO NA NIM SIEDZI (23)

Jerzy Rubersz: koń ledwie na ciebie spojrzy, a już wie z kim ma do czynienia…

 

Jerzy RUBERSZ; foto FAPA-PRESS

Jerzy Rubersz: koń ledwie na ciebie spojrzy, a już wie z kim ma do czynienia. Nie musisz nawet go dosiadać, by zrecenzował cię od stóp do głów. Nie ma dla niego znaczenia, czy kiedyś już jeździłeś wierzchem, czy nie. On jedynie oczekuje od ciebie jasnego przekazu, czego od niego chcesz.

Można być doskonale wyszkolonym teoretycznie. Wiedzieć, jaki dać sygnał, by koń ruszył stępem, zakłusował, zagalopował. Jakże jednak często w zderzeniu z rzeczywistością okazuje się, że choć niby wszystko wiemy, to i tak koń nie chce zrobić pod nami ani kroku albo przeciwnie: robi tych kroków tyle, że nie możemy nad nimi zapanować. Bo – mówiąc kolokwialnie – ma nas w nosie.

         – Relacje z koniem nie zaczynają się wbrew pozorom w chwili, gdy na niego wsiadamy. Już w trakcie zbliżania się do zwierzęcia, wysyłamy mu sygnały mówiące wiele, jeśli nie wszystko, o naszej osobowości. Koń więc natychmiast orientuje się, czy się go boimy, czy też przeciwnie: jesteśmy pewni siebie i zamierzamy nim rządzić. Rozpoznaje to choćby po sposobie, w jaki się poruszamy, po naszym spojrzeniu, intonacji głosu. Nie damy rady go oszukać. To nie człowiek, który przy odrobinie naszych zdolności aktorskich, da się nabrać…

Pierwsze bliskie spotkanie z koniem ma zazwyczaj miejsce w boksie. Jeśli wchodzimy i zwierzę nie protestuje, a jeszcze robi nam miejsce, znaczy, że nie jest źle, mamy szansę się dogadać.

– Mało prawdopodobne, by koń szkółkowy, zaprawiony w bojach z jeźdźcami rekreacyjnymi, stawał okoniem, bo najczęściej jest już tak wyeksploatowany psychicznie i fizycznie, że mu wszystko jedno. Chce odbębnić kolejną jazdę i mieć spokój. Oczywiście zwierzę jest zwierzęciem, zawsze dzikim, nawet jeśli oswojonym, miewa humory. Potrafi okazać agresję. Jeśli jednak okazuje ją w szkółce jeździeckiej to nie ma prawa w niej być.

Pierwszą rzeczą, jaką musimy osiągnąć w bezpośrednim w kontakcie z koniem jest zapanowanie nad jego nogami.

– Powiadają: panujesz nad nogami, panujesz nad koniem. I tak jest. Koń musi nam podać nogi. Sposób w jaki tego od niego żądamy determinuje jego reakcję. Jeśli się wahamy, okazujemy lęk, ignoruje nas.

Foto: FAPA-PRESS

Załóżmy jednak, że nogi podał, dał się osiodłać i wyprowadzić z boksu. Wsiadamy.

– Wsiadamy i w ułamku sekundy zdradzamy nasze nieumiejętności. Ileż razy widuję jeźdźca, który zajmuje pozycję w siodle, wali nogami w boki konia, szarpie wodzami i buja się na wszystkie strony krzycząc przy tym „no jedź, no jedź, no jedź”. A koń  otrzymując tyle sprzecznych informacji, nie wie, co ma robić. Do tego, kiedy już zacznie stępować, bujający się jeździec wyprzedza jego ruchy i znowu zwierzak nie może zrozumieć w czym rzecz. Bo każdy wysyłany przez nas bodziec musi czemuś konkretnemu służyć i być emitowany w pełni świadomie. A kopaniem i szarpaniem jeździec zadaje tylko ból. Amerykanie mówią: nie kop tylko dotykaj. I ot cała filozofia. Koń ma tak delikatną skórę, że czuje nawet samo napięcie naszych mięśni, nie musimy go więc poklepywać łydkami, by przekazać informację, czego od niego oczekujemy. Podobnie z sygnałami przekazywanymi wodzami.

Foto: FAPA-PRESS

– Pomagałem ostatnio sprzedać bardzo dobrego konia szkółce jeździeckiej. Instruktorka dosiadła go, po czym stwierdziła, że jest znakomity, ale takiego konia nie chce, bo za miękki w pysku. – Dlaczego więc  – pytam – nie uczycie jeźdźców delikatności? To w końcu pierwszy krok na drodze do osiągnięcia porozumienia ze zwierzęciem. Pytanie zostało bez odpowiedzi. Odpowiem więc sam: wielu instruktorów traktuje konia, jak urządzenie i takie traktowanie determinuje filozofię, którą przekazują uczniom. Masz wsiąść, przyłożyć łydkę w tym i w tym miejscu, a wtedy pojedziesz. No więc pojedziesz albo nie pojedziesz, bo nacisnąć trzeba umieć i koń od razu wie, czy umiesz. Nie miejsce tu oczywiście na nauki, bo te trzeba prowadzić na ujeżdżalni. Ale refleksja nasuwa się sama. Traktując konia, jak narzędzie, rzadko kiedy myśli się o tym, że on czuje i ma swoje „ja”. Ażeby więc do niego dotrzeć, niezbędna jest wiedza psychologiczna. Tej nikt nie przekazuje, bo albo lekceważy tę dziedzinę nauki, albo nie ma ochoty kłócić się z jeźdźcem, który płaci, nie ma ochoty słuchać, tylko jeździć, jeździć, jeździć. Skutki bywają opłakane i to dla obu stron. A przecież dzięki zajęciom z psychologii moglibyśmy nabrać pewności siebie i już na starcie, nim jeszcze opanujemy tajniki sztuki jeździeckiej, być górą. Tak ustawiona hierarchia sprawi, że na dzień dobry będziemy dla konia kimś.  

Piotr Dzięciołowski (prawa autorskie zastrzeżone)

***

 

Jerzy RUBERSZ; foto: FAPA-PRESS

Jerzy Rubersz: z wykształcenia historyk, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego, z zamiłowania koniarz, nauczyciel jazdy konnej w Technikum Hodowli Koni w Wolborzu, kaskader.

  

    Print       Email

Jedna odpowiedź do “SKĄD KOŃ WIE, KTO NA NIM SIEDZI (23)”

  1. Grazyna Barbara Szpatusko pisze:

    I to jest cudowny przekaz dla wszystkich !!! Zgadzam się z panem Jerzym ❤️

Skomentuj Grazyna Barbara Szpatusko Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.