Aleksandra Szmidt: absolwentka kierunku Zootechnika Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, specjalizacja: rehabilitacja koni; technik weterynarii, zoofizjoterapeuta, akupunkturzystka. Pracuje w lecznicy dla małych zwierząt, prowadzi też własną firmę Centrum Rehabilitacji i Fizjoterapii Koni „Equus Vital”. W wolnych chwilach wsiada w siodło albo chodzi po górach.
Ze zwierzętami związana jest od kołyski. W domu zawsze były psy i koty. Z końmi zaprzyjaźniła się w wieku dwunastu lat za sprawą bratowej, która uprawiała jeździectwo. Co prawda bratowa zrezygnowała z bycia amazonką, za to Olę konie pochłonęły bez reszty. W pewnym momencie miała nawet trzy własne. Kiedy jednak dostała się na studia do innego miasta oddalonego kilkaset kilometrów, musiała się ze stadem rozstać. Dla koni znalazła nowy dom. W Olsztynie próbowała zaprzyjaźnić się z kolejnym wierzchowcem. Nie wyszło. Inne charaktery, temperamenty, nie było im po drodze. Teraz myśli o własnej rekreacyjnej stajni. Najbardziej lubi wypady w teren. Byle tylko miała wolną chwilę, a tych wciąż brakuje. Jak nie pracuje w lecznicy dla małych zwierząt, to odwiedza swoich końskich pacjentów. Podróże zajmują moc czasu, często znacznie więcej niż prowadzone przez nią zabiegi rehabilitacyjne.
– Sam masaż trwa od 40 minut do godziny, chyba że konik jest wielki, krnąbrny i nie ma ochoty współpracować. Moja wizyta przedłuża się również wtedy, gdy odwiedzam nowego pacjenta. Najpierw muszę go przebadać – to trwa. W zależności od schorzenia wybiera odpowiedni wariant terapii. Najczęstsze problemy zdrowotne moich pacjentów wiążą się z kontuzjami pourazowymi nóg lub dolegliwościami grzbietu. Przyczyny tych ostatnich tkwią często biorą się z używania niedopasowanych siodeł. Stosowanie ich sprzyja powstawaniu bolesnych zwyrodnień. Bywa, że wymiana siodła(!) oraz kilka zabiegów, np. masaży albo magnetostymulacji wyeliminują kontuzję. Niestety często jestem wzywana do przypadków, które powinny być zdiagnozowane znacznie wcześniej: kilka miesięcy, a nawet kilka lat. Właściciel liczy, że koniowi samo przejdzie i się przeliczy. Zaawansowany stan chorobowy pociąga za sobą bardzo długie leczenie. Niekiedy koń musi być poddawany zabiegom do końca życia. O wyleczeniu w takich przypadkach nie ma mowy, jedyne co mogę zrobić, to likwidować bolesne objawy.
Gdy fizjoterapeuta stosuje derki magnetyczne, lasery, aparaty do elektroterapii czy magnetoterapii, nie wymaga to od niego wielkiej siły fizycznej. W przypadku jednak wykonywania masażu, wydaje się to zajęciem niezwykle wyczerpującym, zwłaszcza dla osoby drobnej.
– Masaż nie jest wcale taki meczący. Rzecz w tym, by nie wykonywać go jedynie siłą dłoni, a naciski sterować odpowiednią pozycją ciała. Wysiłek się wówczas rozkłada i nawet ja – osoba drobna – daję sobie z nim radę.
Aleksandra Szmidt chętnie dzieli się swoją wiedzą, organizuje warsztaty dla koniarzy, radzi, jak mogą i powinni wpływać na jakość życia swoich koni. Oczywistym jest, że w trakcie jednego spotkania nie nauczy technik masażu, które wymagają lat praktyki, ale też nie oto chodzi. Pokaże za to, jak zauważać nieprawidłowości w napięciu mięśni, wyjaśni, jakie mogą być tego konsekwencje. Podpowie również, jak dotykiem wyczuć miejsca bolesne, jak reagować.
– Czasem wystarczy dać koniowi odpocząć kilka dni, innym razem trzeba jak najszybciej skontaktować się lekarzem weterynarii lub właśnie z fizjoterapeutą. Warsztaty, które prowadzę, służą w dużej mierze przekazywaniu umiejętności w podejmowaniu właściwych decyzji. Dla dobra koni! (jpopr.)