Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

DO BANCZEN WRÓCIMY WIOSNĄ

Polscy szkoleniowcy pod wodzą Julii Opawskiej pomagają społecznie w organizacji Ośrodka Hipoterapii w Banczenach.

Od lewej: Barbara LIpska, Larysa Voloshyna, Ivan Hochu (Wania), Oksana Rebryk, Agnieszka Elert, Julia Opawska; foto FAPA-PRESS

Polscy szkoleniowcy pod wodzą Julii Opawskiej, jedynej w Polsce licencjonowanej instruktorki naturalnego jeździectwa Parelli Natural Horsemanship, pomagają społecznie w organizacji Ośrodka Hipoterapii w Banczenach. Funkcjonuje on opodal sierocińca dla 400 wychowanków, z których aż 125 jest niepełnosprawnych. Pisaliśmy o tym kilka miesięcy temu (https://hejnakon.pl/?p=27661).

            Przypomnijmy: jesienią ubiegłego roku polscy instruktorzy pojechali do Banczen tworzyć podwaliny Ośrodka Hipoterapii. Układali tam konie, uczyli Ukraińców zajmowania się nimi. Doradzali, jak i czym karmić, ile czasu powinny spędzać na wybiegach i pastwiskach, by były zdrowe. W lutym tego roku troje hipoterapeutów przyjechało z Banczen na szkolenie do Polski. Dwa tygodnie spędzili w znanym podwarszawskim ośrodku ANKA RANCHO, gdzie Julia Opawska wraz z Agnieszką Elert zajmującą się naturalnym rozczyszczaniem kopyt, Izabelą Floryszek-Więch psychoonkologiem i pedagogiem, Barbarą Lipską – hipoterapeutką i tłumaczką,  przekazywały ukraińskim słuchaczom moc hipicznej, do tego jakże różnorodnej wiedzy.

Larysa Voloshyna, Oksana Rebryk i Ivan Hochu (Wania) przyjechali na nasze zaproszenie m.in. po to, by zobaczyć, jak funkcjonuje profesjonalna stajnia – mówi Julia Opawska. – Jeden dzień nawet pełnili obowiązki stajennych. Czyścili konie, karmili, wykonywali też pod naszym okiem proste zabiegi medyczne – nakładali maści, bandażowali, zmieniali opatrunki. W trakcie kolejnych zajęć uczyli się prawidłowego siodłania, dopasowywania siodeł, poznali także podstawowe techniki masażu. Zaliczyli również elementarny kurs werkowania, a w nagrodę sprezentowaliśmy im tarniki, by w swojej stajni byli samowystarczalni. W trakcie wykładów zwracaliśmy uwagę m.in. na dobro koni użytkowanych w hipoterapii. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak ciężko pracują, jak pozornie proste ćwiczenia z pacjentami wyczerpują je fizycznie i jak mocno obciążają im kręgosłup. Dla utrzymania koni w kondycji i zdrowiu konieczne są więc systematyczne treningi. Muszą kłusować, galopować, chodzić w teren; nie wolno ograniczać ich aktywności wyłącznie do spacerów stępem.

Od lewej: Agnieszka Elert i uczennica Oksana Rebryk; foto Larysa Voloshyna

Ukraińscy kursanci codziennie spędzali kilka godzin w siodle. Larysa i Oksana stawiają w tej materii pierwsze kroki. Wania ten pierwszy ma już za sobą.

– Gros zajęć koncentrowaliśmy wokół dosiadu na luźnej wodzy, w zgodzie z naukami Pata Parellego – kontynuuje Julia. – Sporo lekcji odbyli nasi goście na lonży, uczyli się też pracy z ziemi. Na każdym kroku podkreślaliśmy, że konie pracujące w hipoterapii muszą być nadzwyczaj bezpieczne i dla pacjentów, i dla prowadzących terapię. Zwierzęta wymagają więc wiele uwagi ze strony opiekunów i trenerów. Muszą wiedzieć, co im wolno. Człowiek ma im tę wiedzę wpoić.

– Komunikacji służy m.in. siedem gier Parellego, które poznaliśmy na kursie – opowiada Wania, fizjoterapeuta, w Banczenach zajmuje się końmi. –  Ale co dla nas szczególnie ważne: te gry będziemy mogli wykorzystywać także w pracy z pacjentami. Naszym zadaniem jest korekta niedomagań fizycznych, ale również poprawianie relacji dzieci z otoczeniem, czyli oddziaływanie na ich psychikę. Im więcej się nauczymy, tym łatwiej będzie nam pracować z wychowankami. Wielu z nich to nie tylko jednostki zaburzone fizycznie czy psychicznie, ale poważnie chore. Musimy więc zdobyć wiedzę na takim poziomie, dzięki któremu będziemy umieli dostosowywać ćwiczenia do konkretnego przypadku, bez szkody dla zdrowia pacjentów.

– Mamy wielkie szczęście, że możemy odbywać praktyki w ANKA RANCHO – dzieli się wrażeniami Larysa, hipoterapeutka. – U nas nie ma takich możliwości. Dziękujemy więc organizatorom za zaproszenie i… uczymy się, uczymy, uczymy! Ja skupiam się teraz przede wszystkim na jeździe, która bardzo mi się podoba, choć bywa trudna, zwłaszcza gdy koń ma inny charakter niż ja. Raz już spadłam, ale kiedyś musiało to się wydarzyć.

– Jestem psychologiem dziecięcym – mówi Oksana. – Dzięki naszemu Ośrodkowi Hipoterapii zmieniło się całe moje życie. Dotknęłam czegoś nowego, mam świadomość, ile dobrego możemy dać naszym wychowankom-pacjentom. Sami nigdy byśmy sobie nie poradzili z takim wyzwaniem. Na Ukrainie nie możemy przecież liczyć na jakąkolwiek pomoc. To co już mamy, i do czego zmierzamy, dzieje się za sprawą ekipy z Polski. 

– A dzieje się i dziać będzie – zapowiada Barbara Lipska. – Wiosną znowu jedziemy silną grupą do Banczen, by kontynuować przede wszystkim jeździeckie szkolenia. W czerwcu planujemy dla naszych przyjaciół z Ukrainy osiemdziesięciogodzinny praktyczno-teoretyczny kurs pod patronatem Towarzystwa Hipoterapeutycznego. Szczegóły właśnie uzgadniamy z Anną Strumińską, prezesem Zarządu Głównego PTH. Współpraca z Ośrodkiem ukraińskim zapowiada się zresztą na lata. Nasz cel to przygotowanie doskonale wykształconej kadry. Wiadomo, że oni nie mogą liczyć ani na wsparcie merytoryczne, ani finansowe. Na Ukrainie trwa wojna. Dlatego, gdzie możemy, stukamy po pomoc, głośno mówimy o Centrum Hipoterapii przy Ośrodku Rehabilitacji Dzieci Niepełnosprawnych przy Domu Dziecka w Banczenach. Ostatnio nasz projekt dostał dofinansowanie Dyrekcji Generalnej do spraw Tłumaczeń przy Unii Europejskiej, która od lat organizuje loterię i przeznacza z niej środki na cele charytatywne. Nie są to duże pieniądze, ale grosz do grosza to zawsze coś. Wszelkie datki na rzecz Centrum są bezcenne. Ostatnio z drobnej zbiórki wyposażyliśmy tamtejsze pomieszczenie socjalne w elektryczny kaloryfer i dwupalnikową kuchenkę. Trudno sobie wyobrazić, ale w ichniejszych realiach nawet na takie urządzenia brakuje środków.

Zapięcie wszystkiego na ostatni guzik, tak od strony technicznej, jak merytorycznej, wymaga czasu i cierpliwości. Ważne, że idzie ku coraz lepszemu. Czekamy na kolejne relacje z polsko-ukraińskiej współpracy na rzecz niepełnosprawnych mieszkańców sierocińca w Banczenach. Trzymamy kciuki!

Piotr Dzięciołowski

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.