O Natalii i Ireneuszu Kozłowskich, zawodnikach, trenerach, hodowcach, właścicielach Klubu Sportowego JAGODNE pisano już nie raz, nie dwa. Także na portalu hejnakon.pl . Czas przedstawić pozostałych członków rodziny, również koniarzy: HELENKĘ i ANTOSIA.
Helenka ma lat czternaście i od kiedy pamięta, konie są jej wielką miłością. Ledwie je zobaczyła – zapewne z pozycji spacerowego wózka – już wiedziała, że warto się z nimi bratać. Dała to do zrozumienia pierwszym wypowiedzianym słowem: „kóń”. To był zresztą sygnał, że zamierza kontynuować rodzinną pasję jeździecką. Rodziców oczywiście to ucieszyło, choć wprawiło też w zakłopotanie. No bo jak to tak: pierwsze słowo „kóń” a nie „mama” czy „tata”?
Kiedy Helenka skończyła trzy lata, dostała w prezencie hucułkę Misię. Początkowo przejażdżki miały charakter spacerków na uwiązie w asyście mamy albo taty, ale już w wieku pięciu lat dziewczynka zaczęła brać regularne lekcje w siodle. Rzecz jasna pod palcatem mamusi.
– I co ciekawe – mówi Natalia Kozłowska – nigdy nie marudziła i po dziś dzień nie marudzi na treningach. Godzinami może ćwiczyć ten sam element, aż obie będziemy zadowolone. Córka jest przeciwieństwem Antosia, który po kwadransie nauk w siodle stwierdza, że już wystarczy (śmiech).
Antoś ma dziewięć lat, jeździ od dwóch. Podobnie jak siostra zainteresował się jeździectwem sam z siebie, nikt go nie przymuszał, specjalnie też nie zachęcał. Na pytanie: dlaczego lubi konie? – odpowiada, że nie wie, ale lubi. Nie bardzo mu jednak po drodze z ujeżdżeniem. Woli wypady w teren, w przyszłości chciałby skakać i powozić.
– Najchętniej czwórką, jak tata! – stwierdza z pewnością w głosie.
– Na ostateczne decyzje ma jeszcze czas – komentuje mama. – Najpierw musi skończyć dwanaście lat, zdobyć solidne podstawy oraz brązową odznakę. Jeśli wówczas uzna, że ma ochotę na karierę sportową, to proszę bardzo. Wcześniej absolutnie nie, bo jest… za wcześnie. Taka nasza filozofia.
Synek spędzi więc na domowej ujeżdżalni jeszcze trzy lata. Córka już startuje i odnosi pierwsze sukcesy. Ledwie zdobyła brązową odznakę w maju ubiegłego roku, a już wystartowała w zawodach ujeżdżeniowych w Korytach pod Warszawą zajmując I i II miejsca. Jakiś czas później wygrała pięć konkursów w KJ Balios.
Przed największym wyzwaniem stanęła w marcu tego roku startując w Michałowicach w Halowym Pucharze Polski. Rywalizowała, i to po raz pierwszy jako juniorka, z doświadczonymi, świetnie jeżdżącymi zawodniczkami. Szło jej znakomicie. Po dwóch dniach zajmowała trzecie miejsce; brązowy medal miała na wyciagnięcie ręki. Niestety debiutując w Konkursie Freestyle pogubiła się i pominęła jeden z ważnych punktów programu. Ostatecznie zajęła bardzo dobre szóste miejsce.
– Następnym razem będzie lepiej – przewiduje Helenka. – W bieżącym sezonie planuję sporo sukcesów, a że dosiadam znakomitego Emola, z którym jak z żadnym innym koniem, dogaduję się bez słów, szanse mamy duże.
Powie ktoś: zbytnia pewność siebie, ale przecież bez owej pewności i wiary we własne siły trudno o podium.
– Tak. Dla zawodnika, dla trenera podium jest ważne. My jednak z mężem bez względu na to czy córka zajmuje medalowe miejsca, czy też nie i czy w przyszłości będzie takie miejsca zajmował Antoś, cieszymy się przede wszystkim z tego, że dzieci poszły w nasze ślady. To ogromna radość i satysfakcja, spełnienie naszych dziecięcych marzeń. Oboje z Irkiem jesteśmy w naszych rodzinach pierwszym pokoleniem jeźdźców. Jego i moi rodzice nie tyle byli przeciwni tej pasji, co jej nie rozumieli. Bo koniarzy rozumieją tylko koniarze. Nie mieliśmy więc wsparcia, choćby merytorycznego, jakie dajemy naszym dzieciom. One uczą się znacznie szybciej, niż my, którzy wszystkiego musieliśmy szukać poza domem. Helenka i Antoś mają wszystko na miejscu. Zdobywają wiedzę nie tylko podczas treningu, ale obserwując konie codziennie od rana do wieczora, obserwując też nas w siodle i na koźle. To wiele daje w hipicznej edukacji. Jesteśmy więc w siódmym niebie, że mają to, czego nam nie było dane mieć.
Piotr Dzięciołowski