Maciej Nafalski: technik rolnik, przodownik turystyki jeździeckiej, zawodnik, sędzia, organizator zawodów TREC PTTK – Wszechstronnego Konkursu Konia Turystycznego. Mieszka i pracuje w Warmińskim Ośrodku Turystyki Konnej w Pajtuńskim Młynie.
Jest niedzielny, majowy wieczór. Maciek wraca z zawodów TREC PTTK, które odbywały się w Stajni Szinuk w Strzembowie na Mazowszu. Humor ma taki sobie. A przecież powinien skakać z radości, bo zajął drugie miejsce. No tak, ale wie, że mógł zająć pierwsze. Nie dopilnował konia w fazie MA[1] i stracił szanse na zwycięstwo. Na szczęście własne „niepowodzenie”, może zrekompensować osiągnięciami swoich uczennic. Trenowane przez niego juniorki zajęły znakomite miejsca: Olga Wojno była druga a Julia Lewandowska trzecia. Może od tej pory już zawsze będą plasować się w czołówce, jak ich nauczyciel?
– Większość startów rzeczywiście kończę na pudle. Największy sukces – obiektywnie rzecz biorąc – odniosłem w roku 2017, kiedy zająłem pierwsze miejsce w ogólnopolskim rankingu TREC PTTK. Ale to – jak mówię – obiektywnie. Bo subiektywnie najlepszy był dla mnie ubiegły sezon – 2018. Co prawda spadłem w rankingu na drugie miejsce, ale mojego konia Palatino przygotowywałem sam do wszystkich zawodów. To niezwykła satysfakcja. Owszem, sporo pomagał mi tata, Sławomir Nafalski[2], który od lat uczy mnie pracować z tymi zwierzętami. Teraz to procentuje. Zresztą dzięki ojcu wciąż dowiaduję się czegoś nowego, a to sprawia, że wiem i umiem coraz więcej. On przecież z końmi ma do czynienia nieporównywalnie dłużej, ja niby od dziecka, ale tylko niby.
W domu Nafalskich konie były zawsze, Maciek miał je na wyciągniecie ręki, ale wcale go do nich nie ciągnęło. Zaczął jeździć w 12-13 roku życia i to dla towarzystwa. Jeździli jego koledzy, nie wypadało stać z boku. Po dwóch latach wycofał się jednak i dosiadał już koni tylko raz na kilkanaście miesięcy. Też zresztą dla towarzystwa. Aż przyszedł rok 2015, kiedy to w Pajtuńskim Młynie odbywały się trecowe zawody. Maciek zobaczył je pierwszy raz i od razu mu się spodobały. Zaintrygowało go, jak wiele można osiągnąć z koniem… za porozumieniem stron. Ile koń może dla człowieka zrobić, jeśli ma zaufanie i wie, czego ten od niego oczekuje.
– I wtedy zacząłem jeździć na poważnie. Pamiętam moje pierwsze zawody. Wyposażony w mapę oraz kompas ruszyłem w teren. Ale na co mi ten kompas? – zastanawiałem się i ani myślałem z niego korzystać. I stało się: ominęliśmy z grupą dwa punkty i z trudem trafiliśmy na metę. Dziś prowadzę szkolenia właśnie z czytania mapy i posługiwania się kompasem. Większość kursantów nie ma o tym pojęcia. Ba! Sam nie miałem, a kończyłem szkołę z rozszerzonym programem geografii. Powiedzieli mi, gdzie północ, gdzie zachód i tyle. A to mało, by posługiwać się mapą w terenie.
Maciej jest zdeklarowanym treccowcem. Co prawda, choć ostatnio zaczął też trenować skoki – pewnie pokonuje „dziewięćdziesiątki” – to przyznaje, że skacze dlatego, że warto mieć o tym pojęcie. Wciąż jednak uważa, że nie ma to jak TREC. We Wszechstronnym Konkursie Konia Turystycznego jest sobą, robi to, co naprawdę sprawia mu frajdę. A gdy tylko nadarza się okazja, namawia innych do uprawiania tej konkurencji. Oby udawało mu się kusić jak największą liczbę jeźdźców. (pd)
[1] Faza MA – test kontroli tempa polegający na pokonaniu odcinka szerokości około dwóch metrów i długości stu pięćdziesięciu – najpierw jak najwolniejszym galopem, następnie jak najszybszym stępem.
[2] O Sławomirze Nafalskim i jego żonie Alicji pisaliśmy w artykule „Słucham koni” (https://hejnakon.pl/?p=27381)