Blanka Satora: lekarka weterynarii, od dziesięciu lat związana z Hiszpańską Szkołą Jazdy, jedyna kobieta, która występowała w słynnym spektaklu Córdoba Ecuestre, hodowczyni koni rasy Pura Raza Española, organizatorka klinik w Polsce z Juanem Jose Verdugo – profesorem Królewskiej Andaluzyjskiej Szkoły Jazdy w Jerez de la Frontera, trenerka jeździectwa, autorka książek.
Pura Raza Española – rasa koni zwana z racji pochodzenia andaluzyjską. Blanka Satora zafascynowała się nią już w wieku dwunastu lat. Dostała wtedy od brata album z fotografiami hiszpańskich wierzchowców. Wertując strona po stronie zamarzyła sobie, by kiedyś znaleźć się wśród tych koni, ale nie na chwilę czy dwie, tylko być z nimi na zawsze. Niejeden skomentuje: naiwne marzenie dziecka. Bo przecież gdzie Andaluzja, gdzie dolnośląski Strzelin – małe miasteczko, w którym Blanka przyszła na świat i się wychowywała? Ale ona już wtedy wiedziała, że marzenie się ziści.
– Innego scenariusza nie zakładałam. I choć byłam bardzo młoda, wyznaczyłam sobie od razu etapy, które muszę pokonać, by w ogóle myśleć o osiągnięciu celu: po pierwsze skończyć dobre liceum, po drugie dobre studia.
Najpierw ogólniak we Wrocławiu, potem medycyna weterynaryjna. W trakcie studiów korzystała z programów edukacyjnych dla studentów krajów Unii Europejskiej. Była m.in. w Wiedniu, w Londynie, dostała się też na uczelnię hiszpańską.
– Zaczęłam studiować w Kordobie. To był pierwszy krok w realizacji moich marzeń, choć wymagał ogromnego samozaparcia. Trafiłam do Córdoba Ecuestre, gdzie miałam praktyki weterynaryjne, ale każdą wolną chwilę wykorzystywałam na podglądanie tamtejszych jeźdźców, ich relacji wypracowywanych z końmi. Niestety nie znałam hiszpańskiego; dobry angielski i przyzwoity niemiecki nie wystarczyły. Miejscowi mówili wyłącznie po hiszpańsku, a właściwie takim „brudnym” andaluzyjskim. Nie rozstawałam się więc ze słownikiem, nadstawiałam uszu i próbowałam zrozumieć o czym mówią. Najgorsze jednak, że wciąż mnie przeganiano. Ale co mnie wypraszano drzwiami, to zjawiałam się oknem. Moją obecnością wyprowadzałam pracowników z równowagi. Kilka miesięcy przekonywałam, by jednak dali mi szansę, pozwolili i patrzeć, i jeździć. I co pewnie zaskakujące: wymagało to ode mnie asertywności. Nie pozwalałam na nonszalancję wobec mnie.
W Hiszpanii dominacja mężczyzn widoczna jest na każdym kroku. Nawet koni dosiadają głównie panowie, nie tak jak u nas, gdzie prym wiodą dziewczyny. Blanka wywracała więc swoją postawą andaluzyjski świat do góry nogami.
– Przebić się nie było łatwo, choć na moją korzyść przemawiały dwie cechy. Po pierwsze jestem blondynką, czyli przynajmniej z wyglądu trochę kimś innym niż Hiszpanki. Po drugie jestem wygadana i nie daję sobie dmuchać w kaszę. Nie raz, nie dwa ostro reagowałam: chwila moment, do kogo ty mówisz? W końcu mnie zaakceptowali. Mało tego, zrobili mi egzamin z jazdy. Zaliczyłam go, choć umiejętności – nie oszukujmy się – miałam jeszcze skromne. Docenili jednak mój zapał, nieustępliwość, chęci i, co nadzwyczaj ważne, dosiad. Mówili, że siedząc na koniu nie zaburzam jego równowagi.
I tak rozpoczęła się na dobre przygoda Blanki z hiszpańskim stylem jazdy i hiszpańskimi wierzchowcami. Z każdą lekcją radziła sobie lepiej, aż pozwolono jej, jako jedynej kobiecie, wystąpić w słynnym spektaklu Córdoba Ecuestre. Pojechała w damskim siodle i nie zawiodła ani swoich mistrzów, ani występujących gościnnie jeźdźców z Królewskiej Andaluzyjskiej Szkoły Jazdy w Jerez de la Frontera. A przecież znalezienie się właśnie w tej szkole było zasadniczym celem dziewczyny ze Strzelina.
– Przedstawiciele tej szkoły reprezentują najwyższy poziom na świecie. Chciałam do nich równać, chciałam też za wszelką cenę u nich jeździć. Udziałem w pokazie udowodniłam, że dam sobie radę, ale to nie wystarczyło, by znaleźć się w Jerez z automatu. Sporo czasu musiałam jeszcze nudzić, prosić, wyważać drzwi nie do wyważenia. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że wszystko, co osiągnęłam, mam dzięki Hiszpanii, Hiszpanom i ichniejszym koniom.
Obecnie Blanka Satora mieszka trochę tam, trochę w Polsce. Prowadzi własną stajnię zlokalizowaną w pałacu królewskim nad Oceanem Atlantyckim w Sanlucar de Barrameda. Ma siedem andaluzyjskich ogierów, także klacze, źrebaki i kucyki. Jest też właścicielką dwóch ogierów, które trzyma na wrocławskich Partynicach, gdzie także prowadzi zajęcia. W mniejszym stopniu pociąga ją jazda jako taka, w większym praca z ziemi bez ogłowia i to najchętniej z końmi na wolności, nieograniczonymi powierzchnią hali czy ogrodzeniem ujeżdżalni.
– Zmierzam do takiego poziomu, w którym wystarczy, że pomyślę, czego oczekuję od konia, a on już to wykonuje. To porozumienie w jakimś sensie telepatyczne, ale na moim przykładzie potwierdzam, że możliwe. I to jest ta najpiękniejsza relacja z wielkim zwierzęciem, które odbiera twoje sygnały i bez żadnej presji robi to, o co je prosisz, choć swojej prośby nie wypowiadasz.
Jak to wygląda w praktyce, przekonują się obserwatorzy jej pokazów, które prowadzi w Andaluzji na najważniejszych imprezach i najwyższej rangi zawodach sportowych. Widzowie doceniają jej niezwykły świat zbudowany na łączniku między klasyczną szkołą jazdy a natural horsemanship. Efekty zachwycają.
Blanka Satora jest też autorką książek. Pierwszą „Końskie sztuczki” napisała mając zaledwie 17 lat. To zbiór jej notatek prowadzonych w trakcie zaprzyjaźniania się z koniem i zdobywania jego zaufania. Kolejna pozycja książkowa to dwutomowy album pełny fotografii także polskich autorów, a przedstawiający Hiszpańską Szkołę Jazdy. Dzięki szczegółom zawartym w tekście dowiadujemy się wiele o szkole, andaluzyjskich koniach, pracy i relacjach z nimi. Jest też to wydawnictwo swoistym ukoronowaniem realizacji marzeń polsko-hiszpańskiej amazonki. Ciężką pracą, uporem zrealizowała swoje plany. Udowodniła sobie i innym, że jak się chce, to można. JAK NIE DRZWIAMI TO OKNEM. (hnk)
PS Książki autorstwa Blanki Satory dostępne są przez jej stronę internetową: www.blankasatora.com