Alicja Uszyńska: studentka historii, solistka zespołu Malowani; w ułańskim stroju kultywuje tradycje 1 Pułku Ułanów Krechowieckich im. Pułkownika Bolesława Mościckiego. Temu też Pułkowi poświęca pisaną właśnie pracę licencjacką.
Ponoć ledwie skończyła trzy latka, a już deklamowała wiersze. Śpiewać zaczęła nieco później. Pierwszy publiczny występ dała w zerówce. Dziś ma swój kanał na youtubie Alishia[1], gdzie prezentuje utwory w stylu rock i pop, ale szczególnie bliska jej piosenka ułańska. Jest solistką zespołu Malowani, w którym śpiewa pieśni spisane przez Jerzego Mirosława Płacheckiego. Zespół powstał w roku 2019 z inicjatywy Towarzystwa Krzewienia Edukacji Historycznej KRECHOWIACY. Koncertuje w kraju, uświetnia m.in. uroczystości kawaleryjskie. Wkrótce będzie można go posłuchać 11 listopada w Łazienkach Królewskich przy okazji obchodów Narodowego Święta Niepodległości.
Adam Sujecki, rotmistrz pułku kultywującego tradycje Krechowiaków, nadał Alicji Uszyńskiej stopień Pierwszego Głosu Pierwszego Pułku. Z czasem ułanka dosłuży się zapewne awansu wojskowego. W Pułku jest już trzy lata. A wszystko, jak to w życiu bywa, zaczęło się przez przypadek. Do liceum, w którym uczyła się w tzw. klasie mundurowej, zawitali przedstawiciele Krechowiaków informując o naborze kolejnego rocznika. Zachęcali młodzież do szkolenia się w jeździe oraz poznawania historii tej słynnej kawaleryjskiej formacji. Chętni byli, owszem… tyle że nie Alicja. Ona zainteresowała się Pułkiem dopiero wtedy, gdy opowieściami podzieliły się z nią koleżanki, które z zaproszenia skorzystały od razu. Wysłuchawszy ich, pomyślała, że może właśnie to jest to, czego szuka. Same bowiem galopy w szkółce rekreacyjnej przestały jej wystarczać, potrzebowała czegoś więcej.
– I znalazłam! W Pułku szkolimy nie tylko umiejętności w siodle, władanie białą bronią, ale przed wszystkim – i to jest bez dwóch zdań szczególnie istotne – uczymy się być z końmi, wypracowywać takie z nimi relacje, które sprawiają, że jeździec i wierzchowiec stają się kompanami. To idée fixe Rotmistrza, przeciwnika tych, którzy konie traktują niczym narzędzia do zaspokajania własnych zachcianek. Stąd też w Pułku niezliczona liczba godzin pracy z ziemi, poznawanie języka mowy ciała, którym zwierzęta się porozumiewają. I, co wielu może zaskoczy, dzięki zajęciom z końmi uczymy się też siebie, pomagają nam stać się innymi ludźmi. Ja nabrałam pewności, otworzyłam się, nauczyłam cierpliwości, potrafię zapanować nad tym wewnętrznym, nie do końca definiowalnym, spokojem.
Zapewne w dużej mierze ów spokój pomógł Alicji Uszyńskiej w relacji z Luckiem, tinkerem, którego nawet doświadczeni koniarze nie potrafili ruszyć z miejsca.
– Zapewne! Lucek to taki wałach, którego poznałam wkrótce po jego ujeżdżeniu. Doskonale więc wiedział, co to stęp, co kłus, a co galop, ale nie miał najmniejszej ochoty wykonywać jakichkolwiek poleceń. Można było go prosić, błagać, a on wzruszał łopatkami i stał w miejscu, jak zaczarowany. Zaczęłam z nim, jak Rotmistrz przykazał, pracować z ziemi, przekonywać go do siebie. Po tygodniu wzięliśmy z Luckiem udział w pokazie musztry kawaleryjskiej. Spisał się bez zarzutu. Ludziska się dziwowali, a mnie rozpierała duma.
Lucka zapewne też! Spokój i opanowanie jeźdźca działa kojąco na konia.
– O tak! Przekonałam się o tym także przy okazji rekonstrukcji Bitwy pod Komarowem. W przeddzień pokazów odbył się wieczorny apel. Dosiadałam araba o imieniu Urodzony. W pewnej chwili żołnierze odpalili działo. Huk był okropny, konie zaczęły panikować, a mój Urodzony nawet nie drgnął. Jestem pewna, że w takich sytuacjach procentuje to, czego uczę się na obozach i zajęciach z wieloma końmi.
Spróbować może każdy.
– Zachęcam do wstępowania w nasze szeregi. To wspaniała przygoda. I co istotne: nie tylko jeździmy w siodle i poznajemy sposoby dogadywania się z końmi, ale też kultywujemy tradycje jazdy polskiej, propagujemy historię oręża. To ważne, byśmy żyjąc tu i teraz, nie zapominali o przeszłości.
***
Kontakt z Krechowiakami: krechowiacy@gmail.com
[1] htps://youtube.com/watch?v=SVI1YcF4cjo&feature=share