Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

NA POCZĄTKU BYŁ IMPULS

Janek Skarżyński: fotoreporter francuskiej agencji prasowej Agence France-Press (AFP). Właściciel czterech koni, współwłaściciel czterech psów…

Janek Skarżyński; fot. FAPA-PRESS

Janek Skarżyński: fotoreporter francuskiej agencji prasowej Agence France-Press (AFP). Właściciel czterech koni, współwłaściciel czterech psów, jednego królika i dziewięciu kotów. 

Aleksander Kadłubowski na ostatniej przeszkodzie WKKW w Strzegomiu, rok 2015. Fot. JANEK SKARŻYŃSKI /AFP

Fotografuje najważniejsze wydarzenia polityczne, społeczne, kulturalne. Fotografuje też konie. Ma ich na zdjęciach setki, ale akurat tę mrożącą krew w żyłach fotografię z Mistrzostw Świata WKKW w Strzegomiu, pokazuje mi tylko dlatego, że… nikomu nic się nie stało. Skarżyński stał zaledwie piętnaście, może dwadzieścia metrów od ostatniej przeszkody, na której doszło do wypadku.

W Janowie Podlaskim; fot. JANEK SKARŻYŃSKI / AFP

Konie zaczął fotografować nim zaczął ich dosiadać, choć, jak mówi, ciągnęło go do nich od zawsze. Pewnie za sprawą babci, która miała na kresach majątek. Ponoć nieźle sobie w siodle radziła. Na łonie rodziny sporo mówiło się o jej hipicznym życiorysie. Wnuk nasiąkał barwnymi opowieściami i w pewnym momencie, już jako dorosły mężczyzna, zdecydował iść w ślady babci. Nie pamięta, jak to się stało, ale trafił pod skrzydła Jacka Kadłubowskiego, jednego z najbardziej znanych rodzimych kaskaderów, zarazem tresera zwierząt. Ten etap nie trwał jednak długo. Ale kiedy jakiś czas później przeprowadził się w starorzecze Bugu, w pobliżu swojego domu spostrzegł ogłoszenie o nauce jazdy konnej. Było niedaleko, zgłosił się więc, zaczął brać regularne lekcje. Zaczął też marzyć o własnym koniu, własnej stajni. Marzeniami podzielił się z instruktorką. I to właśnie od niej dowiedział się, że w warszawskim Parku Skaryszewskim likwidują stajnię, rozprzedają konie i jest tam taki okaz w sam raz dla niego.

– Nie chciałem polegać na opinii jednej osoby. Ktoś mnie wtedy skierował do trenerki Hani Gromnickiej. Zabawne, bo kiedy ją zobaczyłem, uświadomiłem sobie, że poznaliśmy się wiele lat wcześniej.

Przyjechała zobaczyć konia, dosiadła go i powiedziała kupuj!

– Jeszcze nawet nie zdążyła z niego zsiąść, gdy ja wypłacałem już pieniądze z bankomatu.

I tak jedenaście lat temu Janek Skarżyński stał się właścicielem Impulsa rasy szlachetnej półkrwi (dziś: Polski koń sportowy). Z kolei Impuls stał się impulsem jeździeckich poczynań swojego pana.

– Konia miałem, ale nie miałem jeszcze dla niego domu. Na szczęście Hania wraz ze swoją przyjaciółką Sylwią Busz dzierżawiły jedną ze stajni Reprezentacyjnego Szwadronu Kawalerii Wojska Polskiego w Starej Miłosnej. Tam też trafił Impuls, a ja wziąłem się do budowy przydomowej stajni. Jednocześnie Hania uczyła mnie jeździć, a dzięki jej umiejętnościom dydaktycznym – polecam wszystkim – radziłem sobie coraz lepiej.

Od lewej: Impuls, Janek Skarżyński, Esia; fot. FAPA-PRESS.

Kiedy Impuls dostał nowe lokum, jego właściciel dokupił mu towarzyszkę Estradę-Dzambę zwaną Esią.

– Zapewniano mnie, że klacz będzie rewelacyjna pod siodłem, że w ogóle jest cudowna, przemiła i uśmiechnięta od ucha do ucha. Wszystko się sprawdziło, tyle że za żadne skarby nie chciała sama iść w teren. Potrzebowała kompana. Chcąc nie chcąc dosiadałem więc niemal jednocześnie dwóch koni. Na jednego wsiadałem, drugi szedł luzem. I tak na zmianę. Zapewne łatwiej by było jeździć tzw. pocztę węgierską[1], ale to trzeba umieć.

Zalana wioska Juliszew w centralnej Polsce, maj 2010 roku. Rolnicy pomagają koniowi wskoczyć do amfibii. Fot. JANEK SKARŻYŃSKI /AFP

Bywało, że w stajni Skarżyńskiego stało nawet osiem koni. Sam się nimi zajmował, choć cały czas pracował zawodowo.

– To nie było specjalne wyzwanie. Wstawałem świtem, karmiłem i wypuszczałem stadko na rozległe pastwisko. Jechałem do roboty. Po powrocie, o bardzo zresztą różnych porach – moja praca nie jest przecież od do – szedłem do koni, zagwizdałem, a one w jednej chwili były przy mnie. Ale któregoś razu wczesną zimą koni nie zastałem. Domyśliłem się, że to sprawka nowej pensjonariuszki, klaczy, której nie był straszny nawet pastuch pod napięciem. Podniosła taśmy i wypuściła całe stado. Szukałem go kilka godzin z latarką w ręku, poruszałem się po śladach na śniegu. W końcu znalazłem na cudzej łące w towarzystwie krów.

W stajni „NANFAN”; fot. FAPA-PRESS

Dziś Janek Skarżyński nie mieszka już w starorzeczu Bugu. Wraz z czterema końmi osiadł kilka lat temu w podwarszawskiej stajni „NANFAN” Hani Gromnickiej i Sylwii Busz. Mają tam we troje około trzydziestu koni, z czego dwadzieścia tzw. pensjonatowych. Impuls, już na emeryturze, dzieli boks z Esią. Z tą samą, która nie chciała chodzić sama w teren. Tak się zresztą rozpuściła, że bez Impulsa nie pójdzie nawet na pastwisko. Tworzą niezwykłą parę, jak papużki nierozłączki. Esia co prawda nie stroni od innych koni, ale tylko na padoku. Bez swojego faceta nie zrobi kroku.

Piotr Dzięciołowski

[1] Poczta węgierska – jazda na stojąco na dwóch koniach jednocześnie. Jedną stopę jeździec opiera na grzbiecie prawego konia, drugą na grzbiecie lewego. Najlepsi potrafią w taki sposób prowadzić zaprzęg wielokonny.

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.