Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

EVIVA ESPAÑA

Izabela Trzcińska: z wykształcenia dziennikarka i projektantka ubiorów…

 

IZABELA TRZCIŃSKA. Fot. FAPA-PRESS

Izabela Trzcińska: z wykształcenia dziennikarka i projektantka ubiorów; pracowała w telewizji, prowadziła firmę odzieżową, dziś pod własną marką ELIZE projektuje biżuterię oraz produkuje świece z minerałami zatapianymi w  sojowym wosku. Uwielbia podróże, zakochana w Hiszpanii. Jeździ konno od 7 roku życia; od kilku lat gra w polo. Ma dwa psy.  

Manacor na Majorce. Pod siodłem Bambi. Fot. archiwum prywatne IT.

 Do Hiszpanii ciągnęło ją od zawsze. Wymyśliła, że jak tylko obroni pracę licencjacką na wydziale dziennikarstwa, to pojedzie tam na kurs językowy. Jak postanowiła, tak uczyniła.  Nauka na kursie w Granadzie wymagała jednak zastrzyku finansowego. Wiedziała, że musi iść do pracy, ale któż miałby ją od razu przyjąć, gdy hiszpańskiego jeszcze ani w ząb. Kawiarnie odpadają, sklepy odpadają…

– Eureka! Znam się przecież na koniach. Do sprzątania stajni i galopów wystarczy mi angielski.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Rozesłała e-maile z dopiskiem, że angielskiego może też nauczać. Na odpowiedzi nie czekała długo. Jej zainteresowanie wzbudziła, zwłaszcza jedna z ofert, z Antequery usytuowanej w górach Betyckich w Andaluzji. Pojechała, by przekonać się, czy rzeczywiście warto tam zapuścić korzenie.

Na Bambi, Majorka. Fot. archiwum prywatne IT.

– Ale trafiłam! Przydomowa stajnia z około dwudziestoma końmi. Ogromny dom, a w nim przemiłe małżeństwo z trójką dzieci. Dla potomstwa potrzebowali nauczyciela angielskiego, dla koni kogoś, kto poprowadzi jazdy, posprząta boksy, pogalopuje. Koniarze z prawdziwego zdarzenia, z wielopokoleniowymi tradycjami. Pan domu, Ignacio, trzymał konie wyłącznie dla przyjemności, a żył z budowy stajni, ogrodzeń, z produkcji sprzętu jeździeckiego. Od niedawna ma też jeden z największych ośrodków skokowych w Hiszpanii. Z kolei jego brat prowadzi stajnię polo.

Iza bez wahania zdecydowała się przyjąć tę ofertę.

Traktowali mnie niemal jak córkę, byli niebywale serdeczni, zapraszali na wspólne posiłki, także na wspólne imprezy. Co prawda nie zawsze byłam szczęśliwa, że muszę w nich uczestniczyć, ale nie wypadało odmawiać. I nie myślę tu nawet o moim udziale w konnym polowaniu z chartami na zające, choć jestem przeciwniczką tego typu rozrywek, ale… Gospodarze zabrali mnie też na corridę. Coś potwornego, zalewałam się łzami. Dawka cierpienia nie do udźwignięcia.

I co z tego, że protestują obrońcy zwierząt na całym świecie! W Andaluzji, w której areny istnieją nie tylko w dużych miastach, ale też w małych wioskach, tubylcy wiedzą swoje i są dumni, że to właśnie na ich terenie odbywają się tak „wspaniałe” widowiska.

Brazylia. Lady Gaga w różowym siodle. Fot. archiwum prywatne IT.

Na szczęście podczas mojej bytności w Hiszpanii odnotowywałam znacznie więcej plusów niż minusów. Zdobywałam też niesamowite doświadczenie jeździeckie. Do Polski wróciłam po rocznym pobycie dwanaście lat temu, i wcale nie dlatego, że chciałam znów znaleźć się nad Wisłą. Nie chciałam… tylko mama z tatą kazali mi skończyć studia, obronić pracę magisterską. A że jestem córeczką grzeczną i posłuszną, to przyjechałam. Z jednej strony żal mi było rozstawać się z Andaluzją, z drugiej, i tak prawdopodobnie w miarę szybko zakończyłabym ten etap, jako że obok koni zawsze marzyłam o świecie mody. Tam nie miałabym czasu na rozwijanie się w tej dziedzinie.

Żyjąc i pracując w Warszawie nie zapominała o koniach. Jeździła w przeróżnych ośrodkach; to tu, to tam. Przyszedł nawet czas, że zaczęła myśleć o własnym koniu, koniecznie siwym, arabskim ogierze. Przeglądała ogłoszenia, znalazła! Sześcioletni arab –marzenie. Cud, miód! Przynajmniej na zdjęciu. Załatwiła boks i pojechała z właścicielem stajni, w której koń miał zamieszkać.

Przerwa w meczu. Fot. archiwum prywatne IT.

Kiedy go zobaczyłam, nogi się pode mną ugięły. Nijak niepodobny do tego z fotografii. Bida z nędzą. Kości obciągnięte skórą. Kilkadziesiąt kilogramów niedowagi, ledwie trzymał się na nogach. Pomyślałam, że jak go nie wezmę, to w ciągu kilku dni padnie. Kolega – mój towarzysz podróży – odradzał mi tę transakcję, obawiał się, że koń nawet podróży nie przetrzyma. Postawiłam jednak na swoim. Miałam świadomość: jeśli ja go nie kupię, nikt inny go też nie kupi.

Majorka, na Bambi. Fot. archiwum prywatne IT.

            Kilka miesięcy karmiła go specjalnymi mieszankami, prowadzała na sznurku. Najpierw chodzili na krótkie spacerki, potem coraz dłuższe, wreszcie, po pół roku zaczęła wsiadać. Okazał się super koniem, świetnie ujeżdżonym, ale im był w lepszej formie, tym częściej z niego spadała.

Uznałam, że choć kochany, piękny, wspaniały, nie jest dla mnie. Ma tak silny charakter, że wymaga kogoś zdecydowanego. Ja jestem na takiego zwierza zbyt delikatna. Po dwu latach musieliśmy się rozstać i to dla wspólnego dobra. Trafił w dobre ręce.

W drodze na trening. Fot. archiwum prywatne IT.

I znów odwiedzała rozmaite stajnie, dosiadała koni różnych i różnistych. Ale że z tyłu głowy ciągle myślami była w Hiszpanii, zastanawiała się, czy na jakiś nie przenieść się tam ponownie. Kto wie, jaką podjęłaby decyzję, gdyby w Polsce nie poznała Pabla, swojego obecnego partnera. Ujął ją m.in. tym, że wiedząc, iż dziewczyna nie widzi świata poza końmi, na pierwszą randkę zaprosił ją na przejażdżkę.

Dwa razy nie musiał powtarzać. Był więc stęp, był kłus, był galop. Do głowy mi nie przyszło, że Pablo siedział wtedy na koniu drugi raz w życiu! Niepojęte. I ani razu nie spadł. Niektórzy mają talent. I co najważniejsze, jego też z czasem konie opętały. Od tamtej pory, gdzie tylko była / jest okazja, odwiedzamy stajnie, stajenki i cała naprzód. Dwa lata temu pojechaliśmy na Majorkę i tam odbyliśmy pierwszy w życiu trening polo. Wcześniej nie byłam do tego sportu przekonana, wydawało mi się, że pozornie agresywna jazda determinuje dyskomfort koni. Nie ma mowy o luźnej wodzy, jak w stylu westernowym. Dlatego tak trudno było mi się przestawić, ale podołałam. Przekonałam się też, że te konie nie tylko uwielbiają polo, ale potrafią same grać. Wiedzą, jak i gdzie się ustawić do piłki, jak pomagać zawodnikowi. A emocje sięgają zenitu. Mówię o tym z tak ogromnym przekonaniem, bo zdobyłam już pewne doświadczenie. Trenujemy z Pablem na jego dwóch koniach, rozgrywamy mecz za meczem i ciągle nam mało.

Fot. FAPA-PRESS

Ale Iza i jej partner także dziś nie ograniczają swoich zainteresowań jeździeckich li tylko do zmagań z drewnianą piłeczką i młotkiem w ręku. Ostatnio cwałowali po brazylijskiej plaży Cumbuco. Pojechali tam co prawda po to, by nauczyć się kitesurfingu, ale przy okazji spotkali nad samym oceanem konnych turystów. Od słowa do słowa dogadując się z rdzennym Brazylijczykiem – szefem przedsięwzięcia – udało im się wypożyczyć wierzchowce. Iza dosiadła klaczy imieniem Lady Gaga… ubraną w różowe siodło.

Ale najcenniejsza była opowieść właściciela stajni o prowadzonym wraz żoną schronisku dla zwierząt. Mają w nim dwadzieścia dwa psy, siedem uratowanych koni, koty, kury… Poznając takich ludzi lepiej się człowiekowi robi na duszy.                        

            Brazylia Brazylią, ale Izę wciąż ciągnie do Hiszpanii. Może kiedyś osiądzie tam na stałe?

Nie wykluczam. Na razie dobrze mi w Polsce. Tu pracuję, tu mam ulubione konie, tu mam partnera pół-Hiszpana. Brakuje mi co prawda andaluzyjskiego klimatu El Rocio, ale nie można mieć wszystkiego. A El Rocio to miejscowość leżąca na trasie rajdów w siodle, które uwielbiam; w całości przystosowana do jazdy konnej. Nie ma tam twardych dróg, wszędzie za to „parkingi” do wiązania koni, przy każdym domu mniejsze – większe stajenki, nawet do barów wjeżdża się nie zsiadając z konia…

… niczym generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski do słynnej Adrii.

Tylko on zaszalał, a tam nie tylko wjazd do baru, ale zamawianie trunków z siodła to norma. I tego kolorytu, różnorodności brakuje mi bardzo.  

Piotr Dzięciołowski

 PS Uprzedzając ewentualne pytania czytelników, dlaczego wśród ilustracji zabrakło zdjęć z Antequery, wyjaśniamy, iż bogaty, hiszpański serwis fotograficzny nasza bohaterka przechowywała w telefonie. Ten  padł łupem złodziei.

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.