Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

MUSZĘ SPYTAĆ MAMY

Karolina Karwowska, lat 20: zawodniczka paraujeżdżenia, członkini Kadry Narodowej, medalistka Mistrzostw Polski, uczestniczka międzynarodowych zawodów w Anglii, instruktorka jeździectwa, studentka I roku SGGW.
Gdyby nie pech, to może z każdych zawodów wracałaby z medalem. A tak, co szykowała się do startu, to jej koń, Pitagoras, tuż przed występem na czworoboku zapadał na jakąś chorobę. Nic więc dziwnego, że kiedy przed dwoma laty planowała udział w Mistrzostwach Polski, też obawiała się przykrej niespodzianki. I wykrakała:

KAROLINA KARWOWSKA; FOTO: FAPA-PRESS

 

Karolina Karwowska, lat 20: zawodniczka paraujeżdżenia, członkini Kadry Narodowej, medalistka Mistrzostw Polski, uczestniczka międzynarodowych zawodów w Anglii, instruktorka jeździectwa, studentka I roku SGGW.

Gdyby nie pech, to może z każdych zawodów wracałaby z medalem. A tak, co szykowała się do startu, to jej koń, Pitagoras, tuż przed występem na czworoboku zapadał na jakąś chorobę. Nic więc dziwnego, że kiedy przed dwoma laty planowała udział w Mistrzostwach Polski, też obawiała się przykrej niespodzianki. I wykrakała: Pitagoras w drodze na zawody wywrócił się w koniowozie i rozciął sobie łopatkę. Wyglądało źle; na szczęście lekarz zaopatrzył ranę, a komisja weterynaryjna zezwoliła na start. Start uwieńczony brązowym medalem – jak do tej pory, największym sukcesem Karoliny Karwowskiej.
Czy zawodniczce uda się obronić III miejsce, a może nawet zająć wyższe podczas tegorocznych Mistrzostw Polski, okaże się w październiku. Już intensywnie trenuje i to w nowym dla siebie klubie, JKS „Jagodne”, do którego z racji przeprowadzki do Warszawy i podjęcia tam studiów, przeniosła się z klubu w Kisielnicy.

KAROLINA KARWOWSKA Z TRENERKĄ NATALIĄ KOZŁOWSKĄ; FOTO: FAPA-PRESS

Trenerka Natalia Kozłowska i Karolina pracują razem dopiero od maja, a poznały się w ubiegłym roku w Niemczech na szkoleniu dla Kadry Narodowej Polski. Na obcej ziemi, zawodniczka bez tremy pokazała na co ją stać: zorganizowane na zakończenie zgrupowania zawody, wygrała ex aequo z koleżanką.
Dodało mi to skrzydeł, zmobilizowało nie tyle do intensywniejszej pracy, bo do tego nie trzeba mnie namawiać, ale do bardziej zdecydowanych kroków, dzięki którym zainteresowaliby się mną sponsorzy. Mając bowiem środki na przygotowania, mogłabym startować w międzynarodowych zawodach i zdobywać niezbędne punkty do kwalifikacji na paraolimpiadę w Rio de Janeiro 2016. Bez wsparcia nie mam szans. Prowadzę więc trudne rozmowy, tym bardziej skomplikowane, że paraujeżdżenie nie jest dyscypliną dochodową. To nie futbol, na reklamie którego można zarobić krocie. Mimo wszystko nie tracę nadziei, że znajdę choć kilku sponsorów: tych dużych i tych skromniejszych. Jakieś światełko w tunelu już widzę, zwłaszcza że bardzo pomagają mi: Stowarzyszenie i Fundacja Hippoland oraz moja trenerka Natalia Kozłowska. To dzięki niej, przy okazji niedawnych Mistrzostw Dziennikarzy w Powożeniu, odbyły się aukcja obrazów i zbiórka pieniędzy z przeznaczeniem na moje szkolenie.

KAROLINA NA KABARECIE „J”; FOTO FAPA-PRESS

Najważniejsze na dziś, że Karolina trenuje na bardzo dobrym koniu. Klub JKS „Jagodne” udostępnił jej Kabareta „J”. Wspominaliśmy o nim w tekście „Ja taka drobna; on taki kolos”, publikowanym na łamach HEJ NA KOŃ (https://hejnakon.pl/?p=3904). Pitagoras, na którym zawodniczka jeździła do tej pory, należał do stajni Ośrodka Rehabilitacji Dziennej dla Dzieci w Kisielnicy. Karolina trafiła tam, jak to zwykle bywa, przez przypadek. Szukała jakiejś szkółki, w której w miarę blisko rodzinnego domu, mogłaby potrenować dosiad w siodle. Ten na oklep opanowywała przez lata w gospodarstwie wujka.
– Był 12 września 2008 roku – jak ja to pamiętam! – gdy po raz pierwszy wsiadłam na osiodłanego Madrasa. Wspaniałe doznania. Złościło mnie tylko, że konik taki mały, a ja lubię duże. Po dwóch lekcjach poprosiłam instruktora, Romualda Wojtkowskiego, o którym nie wiedziałem jeszcze wtedy, że zaraz stanie się moim wieloletnim trenerem, by dał mi jakieś większe konisko. Przydzielił mi Pitagorasa – 170 centymetrów w kłębie. Po pierwszych zajęciach na nim, a trzecich w ogóle w Ośrodku, trener zapytał, czy nie wzięłabym udziału w zawodach paraujeżdżeniowych, które mają odbyć się już za cztery tygodnie. Zdębiałam. Ja i zawody? Widząc moją minę, dodał, że tak dobrze sobie radzę, iż mogę nawet zająć niezłe miejsce. Poczułam się dumna, zwłaszcza, że wszystkiego do tej pory uczyłam się sama. – Muszę spytać mamy – odrzekłam.

KAROLINA KARWOWSKA; FOTO: FAPA-PRESS

I spytała. Ta równie zaskoczona, poradziła: – Jedź! Skoro trener mówi, że masz szansę, to pewnie wie, co mówi. Pojechała i wygrała tzw. grupę „B” dla zawodników, którym nie wykonano jeszcze specjalistycznych badań lekarskich określających poziom, na jakim mogą startować.
Wygrałam, ale łzy też były. W trakcie przejazdu, Pitagoras wystraszył się teczki, którą ktoś położył przy czworoboku. Spłoszony zmienił na chwilę program, myślałam, że będę ostatnia.
A potem już szło z górki: startowała w następnych i następnych zawodach. Odnosiła kolejne sukcesy z brązowym medalem MP włącznie. Odniosła też sukces pozasportowy, choć ściśle związany z jeździectwem
Niecały rok temu zrobiłam kurs „instruktora rekreacji ruchowej o specjalności jazda konna”. To było dla mnie spore wyzwanie. Do tej pory jeździłam właściwie tylko na jednym koniu, tymczasem podczas szkolenia musiałam codziennie dosiadać różnych. Dałam radę i jeszcze bardziej uwierzyłam w siebie, a przy okazji uświadomiłam sobie, ile zawdzięczam trenerowi Wojtkowskiemu z Kisielnicy. To przecież on uczył mnie jeździeckiego elementarza, wprowadzał w coraz wyższe stopnie wtajemniczenia, podpowiadał, jak mam funkcjonować w siodle z moją niepełnosprawnością.

PIĘCIOLETNIA KAROLINA NA KUCYKU ZE STARSZĄ SIOSTRĄ KATARZYNĄ, OBOK RODZICE; FOTO: ARCHIWUM RODZINNE

 

Karolina ma poważne kłopoty z kręgosłupem, jego część trwale usztywnioną. To sprawia, że np. nie może robić głębokich skrętów tułowiem – utrudnia jej to wykonywanie wielu elementów ujeżdżeniowych (chody boczne). Z kolei mniejsza ruchomość miednicy daje się we znaki podczas galopu.
– Ale nie narzekam i jadę dalej! Czy dlatego, że mi trudniej, miałabym rezygnować z mojej pasji? Dzięki niej jestem aktywna, mam wielu przyjaciół, i co najistotniejsze, robię to, co lubię.
Karolina jest znakomitym dowodem, że niepełnosprawność, nie musi ograniczać. Rzecz tylko w tym, jaki rodzaj aktywności wybrać. Dziewczyna zdecydowała się wiązać swoje życie z końmi zapewne dlatego, że miłość do tych zwierzaków odziedziczyła w genach. Jej pradziadek Czesław Rogowski był członkiem Polskiego Związku Hodowców Koni. Hodował ogiery, z którymi jeździł na próby dzielności i startował na nich w zawodach powiatowych – prawdopodobnie skakał. Rywalizował też w powożeniu żeleźniakami (furmanki na żelaznych kołach) i całkiem nieźle mu szło. Oliwy do genów dolał też pewien zarządca stajni Cara Mikołaja II – nie zdołaliśmy ustalić, jak się nazywał, ale że należał do rodziny pradziadka Rogowskiego, nie ma wątpliwości. Śmiało więc można go wpisać na listę przodków, dzięki którym Karolina jeździ konno. Szkoda jedynie, że jej kariera sportowa zależy nie tylko od niej, ale i od… pieniędzy. Dlatego prosimy CZYTELNIKÓW o łaskawe spojrzenie na niżej podany numerek: BreBank S.A. 52 1140 1010 0000 5227 9500 1002 – z dopiskiem „Karolina”. Wierzymy, że zawodniczka dotrze do Rio, a powróci z tarczą.
Piotr Dzięciołowski

    Print       Email

Możliwość komentowania została wyłączona.

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.