Magdę Szwarc, byłą właścicielkę największego w Polsce, zarazem jednego z największych w Europie, prywatnych Schronisk dla zwierząt w Korabiewicach, oskarżono o znęcanie się nad zwierzętami. Ponad pół roku temu placówkę przejęła Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva. Odwiedziliśmy to miejsce kilka dni temu, by dowiedzieć się, jakie zaszły tam zamiany.
O Schronisku w Korabiewicach głośno było zawsze. Albo dzięki wyjątkowo pozytywnym opiniom, jaką cieszyło się przez lata, albo dzięki niezwykłym pensjonariuszom: niedźwiedziom i wilkom. Mało kto spodziewał się, że Schronisko zyska również rozgłos za sprawą dramatycznej rzeczywistości, w jakiej znalazły się tamtejsze psy, koty, konie…
Przypomnijmy: wstrząsający obraz ujawnili w 2011 roku autorzy telewizyjnego programu „Prosto z Polski”. Bród, smród i ubóstwo. Wygłodniałe, zaniedbane i chore zwierzęta w liczbie kilkuset! Obraz zaskakujący tym bardziej, że placówka była niejednokrotnie kontrolowana przez przedstawicieli Wojewódzkiego i Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, Urzędu Gminy, Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i nigdy nie stwierdzano rażących uchybień. Po emisji programu na teren weszli wolontariusze organizacji prozwierzęcych wraz z biegłym sądowym oraz lekarzami weterynarii; nie tylko podważyli dotychczasowe oceny, ale wydali opinie druzgocące.
– To, co ujrzeliśmy na terenie Schroniska nie mieści się w głowie – wspomina Agata Rybkowska z Fundacji Viva, obecna szefowa Korabiewickiej placówki. – Z jednej strony przerażający stan wygłodniałych psów i kotów, z drugiej ogromna liczba zwierzęcych szczątków. Odkryliśmy masowe groby zwierząt, w tym także gospodarskich. Obraz nie pozostawiał żadnych wątpliwości: psy zagryzały psy. Szczeniaki, których rodziło się tu multum, bo właścicielka od zawsze była przeciwniczką sterylizacji, padały albo z wycieńczenia i chorób, albo rozszarpywały je wygłodniali współbratymcy oraz setki grasujących szczurów. Warunki „mieszkaniowe” zwierząt też pozostawiały wiele do życzenia: rozsypujące się budy, katastrofalny stan stajni: między boksami brakowało desek, ze ścian wystawały ostre elementy, obornika nie wywożono miesiącami, nie było podłogi. Rozprzestrzeniała się grzybica, konie zaatakowane zostały pasożytami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Dwa wierzchowce były poważnie ranne, jeden z nich wymagał wielotygodniowego leczenia szpitalnego. O ile inne zwierzęta nie dojadały, o tyle konie miały strawy aż nadto. Dzienna racja żywnościowa wynosiła wiadro owsa na łeb!!! Cud, że żaden nie dostał silnego ochwatu.
Wraz z przejęciem Schroniska, Fundacja Viva „wzbogaciła się” z dnia na dzień o pół tysiąca zwierząt. Nagle musiała wygospodarować środki na zakup karmy oraz materiałów budowlanych. Schronisko wymagało natychmiastowego, generalnego remontu. Właśnie kończy się ten najpoważniejszy w stajni. Za kilka, najwyżej kilkanaście dni, konie będą miały dach nad głową. Na razie mieszkają pod chmurką, ale o tej porze roku nic złego z tego powodu im się nie dzieje. W Korabiewicach mieszka szesnaście koni, w tym od niedawna jeden kuc szetlandzki (na zdjęciu), który miał pełnić rolę zabawki dla dziecka.
Z zabawkami jednak, jak to z zabawkami bywa, psują się; ta się ochwaciła…
Stado Magdy Szwarc było większe, liczyło 23 konie. Jeden z nich, bardzo zaawansowany wiekiem, dostał kolki; w trakcie operacji okazało się, że w jamie brzusznej roi się od nowotworów, nie wybudzono go więc z narkozy. Kilka innych trafiło do dawnych i nowych właścicieli.
– Wynajdywanie domów dla zwierząt podobnie zresztą , jak sterylizacja – kontynuuje Agata Rybkowska – to elementarna powinność każdego schroniska. Szkoda, że pani Magda Szwarc nie chciała tego zrozumieć. A przecież odzyskując miejsce, mogła ratować kolejne zwierzaki. Ona tymczasem brała wszystkie; nic dziwnego, że nie była w stanie pomieścić i wykarmić takiej liczby stworzeń. W Korabiewicach mamy teraz w sumie 400 zwierząt, a bywało tu tylko psów blisko 700 a do tego 100 kotów. W ciągu 7 miesięcy udało nam się znaleźć właścicieli dla ponad 80 zwierząt. Nasz behawiorysta wiele czasu poświęca socjalizacji psów, by nawet dla tych najdzikszych można było szukać nowych domów. Do adopcji przeznaczeni są wszyscy pensjonariusze poza misiami. Te wkrótce trafią do powstającego w Poznaniu rezerwatu.
– Ja tego tak nie zostawię – oburza się Magda Szwarc – ja się dowiem, co oni zrobili z moimi zwierzętami! Gdzie są moje konie, moje psy i koty??? Gdzie? To jest banda oszustów, a Rybkowska jest złodziejką, okradła mój dom, wyrzuciła moje rzeczy. Mieszkam teraz w baraku, nie mam nawet światła, śpię pod biurkiem z psami i szczurami, które odwiedzają mnie nocą, bo wiedzą, że kocham je tak samo, jak wszystkie zwierzęta. A oni tak je kochają, że się ich pozbywają! Mało tego, psy dostają odrobinę karmy na cała dobę, misie po pięć pomarańczy i jednym ogórku! Umrą!
Pod moją opieką niedźwiedzie miały raj: dziennie otrzymywały po 5 kilogramów wołowiny, 10 kilogramów makaronu gotowanego na włoszczyźnie, bochenki z miodem i dżemem, po 20 łubianek owoców. Konie też mi odchudzili!
– Pani Szwarc, której odebrano prawo zajmowania się zwierzętami, nienawidzi nas za to, że pozbawiliśmy ją decydowania o losie psiaków, kociaków i innych czworonogów, dla których stworzyła dom i które latami ratowała – kontynuuje Rybkowska. – To wszystko prawda, że gdyby nie ona, np. niedźwiedzie dawno by padły albo nadal mieszkały w klatkach metr na dwa metry, w jakich trzymali je poprzedni właściciele (przynajmniej niektóre z nich)! Niestety zwierząt nie da się „kolekcjonować” w nieskończoność. Rzeczywistość przerosła panią Magdę. To dobry człowiek, bardzo dobry, ale otoczyła się złymi ludźmi. Nie potrafiła rządzić twardą ręką. Jej pracownicy pili, m.in. dlatego zwierzęta były zaniedbane, a ona mając dobre serce, wciąż darowała winy i dawała kolejne szanse. To musiało kiedyś wybuchnąć. Ma do nas żal, że pozbawiliśmy ją domu – domu, w którym mieszkała z setką psów! Prawda jest taka, że gdy weszliśmy na teren schroniska, pani Szwarc mieszkała już w baraku, bo w domu podłogi, meble, ściany przesiąkły takim smrodem, że nie sposób sobie tego wyobrazić. O mieszkaniu w takich warunkach nie było mowy. Proponowaliśmy, że wyremontujemy jej inny dom. Nie zgodziła się, powiedziała, że nic od nas nie chce. To że mieszka w baraku jest jej wyborem, czasami mam wrażenie dokonanym po to, żeby wzbudzać litość i móc robić z siebie ofiarę – wiele osób daje się na to nabrać.
Może jednak uda się przekonać byłą właścicielkę, by skorzystała z oferty Vivy? Idzie zima, w baraku obitym sklejką, 72-letnia kobieta nie przeżyje nawet niewielkich mrozów! Czy tak ma skończyć człowiek, którego za dobroć dla zwierząt Prezydent RP odznaczył Krzyżem Kawalerskim? A może to był jedynie krzyż na drogę?
***
Aż dziw – kończyłem przed laty jeden z moich reportaży o placówce w Korabiewicach – że nawet tak wyjątkowe schronisko boryka się z kłopotami. Zlokalizowane na skraju malowniczej Puszczy Mariańskiej mogłoby stanowić atrakcję turystyczną, przynosić wymierne korzyści zwierzętom i ludziom. Czy tego atutu nie dostrzegają lokalne władze? W końcu, ile gmin ma na swoim terenie stado koni, niedźwiedzie, wilki??? Toż to złoty interes, leży na ulicy, wystarczy tylko sięgnąć. Nie sięgnął nikt…
Piotr Dzięciołowski
Zdjęcia: FAPA-PRESS
Jakto „nikt ”
Siegnęła Viva.
znlam pania magde,bylam tam wiele lat temu wolontariuszka,oddala zwierzetom zycie,uratowala setki,pracowala dzien i noc.moze sytuacja ja przerosla,ale dlaczego?wiele zwierzat bylo podrzucanych,ona ich nie”kolekcjonowala”!historia korabiewic i przyczyn tragedii jest duzo bardziej zlozona.teraz posypie sie na nia hejt „obroncow zwierzat”w fotelach przed kompem,ktorzy nie zrobili jednej tysiecznej tego co ona zeby ocalic skrzywdzone przez nas,ludzi zwierzeta.smutek.
a zly stan schroniska ect byl spowodawany trudnosciami z funduszami,ktore Ja przerosly, ktorymi borykala sie od lat,walczyla o pieniadze gdzie i jak sie dalo,bywala wykorzystywana w medialnych gierkach gdzie niektorzy probowali podrasowac swoj image wykorzystujac jej zaangazowanie i robiac na tym kase,przekrety,ect.nie osadzajmy jej tak surowo i pohopnie!teraz robi sie z niej zwyrodniala wariatke.to jest bardzo krzywdzace.nie kwestionuje krzywdy zwierzat i tego ze Ja przerosly wyzwania.oddala kawal zycia zwierzetaom,znalam to miejsce kiedy bylo tam 200 psow,15 koni, 4 niedziwedzie,50 kotow.ylo im dobrze,choc tak..stajnia podupadala..ona dzwonila nawet do noclegowni oferujac miejsce i „miche”za pomoc..nikt sie nie zglaszal,nikt z vivy tez.. calym szacunkiem dla ludzi z vivy.