Ranek dopiero się budzi, ale my już od jakiegoś czasu jesteśmy na targu w Skaryszewie. Jak co roku – konie są tu od wielu godzin. Czekają. Czekają na sprzedaż, załadunek, ostatnią drogę… Jak zwykle są już zmęczone – a przed nimi jeszcze przecież tak wiele godzin stania na targu i ostatecznego transportu do rzeźni. To niebywałe, ile muszą przeżyć. Są spocone, zestresowane, przerażone. Jak widać – wiązane są do samochodów, mimo że to zabronione; są nierozładowywane ze środków transportu, mimo że to zabronione ; mają niekorygowane kopyta, co przecież sprawia im ogromny dyskomfort 🙁 Święto koni? Czy na pewno?!
My możemy się bać razem z nimi, być w szoku, smucić się – ale to nie my przecież za kilka godzin ruszymy w w ścisku w podróż, z której się nie wraca. Jesteśmy tu z nimi. Rany, otarcia, krew. Właśnie tym karmi się święto
koni według Skaryszewa. Słychać rżenie koni, nierówne uderzanie ich kopyt o bruk ulicy, śmiechy pijanych handlarzy. Konie wciąż czekają. Przecież trzeba świętować, pobawić się, potargować, odstać swoje, pogadać i napić się z tym i tamtym. A konie? To tylko towar, milczący dodatek, rzecz którą tu na święcie koni się handluje. Jesteśmy w Skaryszewie, tu każdy – zupełnie za darmo – może obejrzeć przedsionek piekła.
Więcej na:
https://www.facebook.com/Viva.Interwencje