Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

NAJDŁUŻSZY KWADRANS W ŻYCIU

Paulina Marzoch: absolwentka kierunku „Gospodarka przestrzenna” na Uniwersytecie Warszawskim, teraz studiuje w Niemczech…

PAULINA MARZOCH; foto: FAPA-PRESS

PAULINA MARZOCH; foto: FAPA-PRESS/ P. Dzięciołowski

 Paulina Marzoch: absolwentka kierunku „Gospodarka przestrzenna” na Uniwersytecie Warszawskim, teraz studiuje w Niemczech na wydziale „Planowanie środowiskowe i zarządzanie”; zakochana w koniach od zawsze, od ośmiu lat fascynuje się tańcem, ale z naciskiem podkreśla, że to pasja drugoplanowa. Właśnie wróciła z USA, gdzie trzy miesiące praktykowała u CHRIS`A COX`A, jednego z najsłynniejszych trenerów, kilkukrotnego mistrza Road To The Horse.       

 Była kilkuletnią dziewczynką, gdy trener i zawodnik Piotr Piasecki zapytał:

–  A co ci się w koniach podoba najbardziej?

–  A to, że mogę je czyścić – odpowiedziała kategorycznie.

Z wiekiem polubiła również jeździć, i to nie tylko na osiodłanym zwierzu uzbrojonym w kiełzno. Dogadywanie się z końmi bez słów i bez przemocy to jej idée fix. Kilka dobrych lat startowała w zawodach skokowych i ujeżdżeniowych poznając jednocześnie metody naturalne pracy z koniem; z czasem zakochała się w stylu west doskonaląc umiejętności pod skrzydłami znanej i cenionej Eweliny Zoń. Żądna wiedzy uczestniczyła jednocześnie w przeróżnych klinikach i szkoleniach. A to zaliczyła kurs JNBT, a to bacznie przysłuchiwała się i przyglądała wszystkiemu, co serwowano w kolejnych edycjach „Myśląc o koniu”. Uczyła się także od światowej sławy trenera Marka Shaffer`a. Co prawda, gdy stwierdził, że ośmioma ćwiczeniami stosowanymi w odpowiedniej konfiguracji w zależności od celu można poprawić w treningu każdą umiejętność, wzruszyła ramionami. Kiedy jednak jej koń – Druzal po kilku minutach pokazał taki pasaż, jakiego nie mógł opanować latami, nos spuściła na kwintę.

Swój bagaż praktyczno-teoretycznych umiejętności stale wzbogacała. Stawała się też pewniejsza siebie, by nie rzec zarozumiała, a to jak wiadomo nie zawsze na dobre wychodzi. Przekonała się o tym dobitnie, gdy skorzystała z oferty Chrisa Coxa, którego poznała cztery  lata wcześniej w Polsce na „Myśląc o koniu”.

Foto: FAPA-PRESS

Foto: FAPA-PRESS

– Pojechałam dumna i blada, bo przecież tyle wiem, tyle umiem, w dodatku uczyłam się od tylu znakomitości, choćby Shaffera. Na miejscu jednak okazało się, że Cox nawet o nim nie słyszał. Nie obchodziło go zresztą z kim jeździłam, jak długo, tylko co potrafię tu i teraz. Dał mi jednego ze swoich czterdziestu koni i… wio. Nie pojeździłam długo, kazał mi się zatrzymać i zrobił półgodzinny wykład zmuszając mnie psychicznie – znakomity z niego psycholog – bym patrzyła mu prosto w oczy i nawet na moment nie spuszczała wzroku. On tymczasem  uzmysławiał mi, że z koniem można obchodzić się jeszcze delikatniej i precyzyjniej niż do tej pory mi się wydawało. Cox ma własną, specyficzną filozofię obcowania z końmi. Sposób jednak w jaki mi ją przekazywał sprawił, że zrobiło mi się przykro i to do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie skorzystać z propozycji pracy jego konkurenta. Na razie jednak uciekłam popłakać, bo nawet nie miałam komu się wyżalić. Sama jak palec, wśród obcych, którzy, gdy zaczniesz dzielić się zmartwieniami, natychmiast zmieniają temat rozmowy. Chętnie za to, czego dowiedziałam się po jakimś czasie, robią zakłady, czy w ogóle wytrwasz, bo robota u Chrisa jest tylko dla ludzi o mocnych nerwach. I żadnej taryfy ulgowej. Jasne, jadąc do niego czułam się wyróżniona, bo cztery lata wcześniej chwalił moją pracę na „Myśląc o koniu” i w efekcie zaprosił mnie do siebie zaprosił, ale w Teksasie  nie miało to już żadnego znaczenia.

U Chrisa Cox`a; foto: archiwum domowe PM

U Chrisa Cox`a; foto: archiwum domowe PM

Wypłakawszy się, Paulina doszła do wniosku, że uciekać nijak się nie kalkuluje, bo tego, czego może nauczyć się od mistrza świata, nikt inny jej nie da. Zagryzła więc zęby i w jednej chwili przeszła metamorfozę z zarozumiałej gwiazdy w amazonkę, która wie bardzo mało. Opłaciło się, choć pierwszy miesiąc był dla niej bardzo trudny. Zaakceptowanie sytuacji, w której jest się paziem, a myślało, że królem – łatwe nie jest.

            – Nie jest, ale podołałam zyskując przy tym coraz większe zaufanie Chrisa. Przydzielił mi pod opiekę kilkanaście koni, dosiadałam jego najważniejszych quarterów, pracowałam z powodzeniem z bardzo trudnymi wierzchowcami, nawet z wariatem po torze.

Od pierwszych dni w Texasie była też zaskakiwana mentalnością amerykańskich kowboi, których tradycje jeździeckie, w przeciwieństwie do naszych, mają zaledwie dwieście lat.

– Tam obowiązuje prosta zasada: jeśli pracujesz z koniem, to wszystko, co z nim robisz, ma służyć jakiemuś celowi. Nie masz się z nim bawić a uczyć zachowań, które są niezbędne  w konkretnych sytuacjach, zwłaszcza w pracy z bydłem. Sama też uczyłam się zaganiać krowy. Zresztą wokół nich kręci się tam całe życie. Jedni hodują je na mięso, inni wypożyczają do rodeo, ulubionej kowbojskiej rozrywki.

Paulina też od niej nie stroniła. Podziwiała zmagania zawodników, ich popisy w rzucaniu lassem, odseparowywaniu cielaków, ujeżdżaniu byków…

Jeśli nie wytrwasz na grzbiecie przynajmniej ośmiu sekund, to pieniądze wygrywa właściciel byka. Stąd specjalnie hodowane linie tych najlepiej, czyli najszybciej i najefektowniej zrzucających –  tak  byków jak i koni. Właściciel „cwanego” zwierzaka może w weekend zainkasować nawet pięćdziesiąt tysięcy dolarów. W niedługim czasie, zwłaszcza jeśli ma kilka super byków i super koni, może zostać milionerem.

W pracy z własnym koniem, Druzalem; foto: MAGDA SENDROWSKA

W pracy z własnym koniem, Druzalem; foto: MAGDA SENDEROWSKA

Paulina widziała sporo także poza rodeo. Chris Cox zabrał ją w roli swojej asystentki do Californii na Western States Horse Expo, na największą na świecie edukacyjno-targową imprezę jeździecką. Poznała tam wielu znamienitych trenerów, m.in. samego Pata Parelliego. Właściwie to nawet powinna mu postawić butelkę whisky, bo tylko dzięki temu, że przedłużył swój pokaz, Chris jej nie rozszarpał. Oto bowiem zaledwie na kwadrans przed występem Cox`a okazało się, że to do niej należało zapewnienie mu przyczepy, do której miał na oczach widzów wprowadzać „trudnego” konia.

–  Biegałam jak poparzona, nikt nie chciał przyczepy pożyczyć, a jak chciał, to nie taką bez trapu, jakiej potrzebował Chris. Zdobyłam ją dosłownie minutę przed pokazem. To był najdłuższy kwadrans w moim życiu. Nie chcę myśleć, co by było, gdybym nie zdążyła.

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i niewykluczone, że Chris jeszcze kiedyś Paulinę do Mineral Wells zaprosi. A ona może znowu zaplanuje sobie wyjazd według tegorocznego scenariusza. Do Teksasu, wybrała się wcześniej, by najpierw spędzić kilka dni na zawodach Road To The Horse w Kentucky Horse Park.

–  Zwiedziłam bajeczny obiekt zaglądając w przeróżne  zakamarki i zachwycając się dosłownie wszystkim. W trakcie pokazów zobaczyłam, jak pracuje z quarterem Jimmy Anderson, spotkałam się z uroczymi Richardem Winters`em i jego żoną, których znałam z „Myśląc o koniu”, śledziłam też przebieg zawodów. A polegały na tym, że każdy z trzech trenerów,  w tym mój guru Chris Cox,  miał dogadać się z dwoma niezajeżdżonymi końmi pochodzącymi ze znanego rancza o wieloletnich tradycjach „6666 Ranch”. Jednego wierzchowca zawodnicy wybierali sami, drugiego losowali.

Z dzikim koniem; foto: FAPA-PRESS

Z dzikim koniem u Marka Serafina; foto: FAPA-PRESS

Patrzyłam na ich pracę i od razu przypomniałam sobie jak w Polsce, w „Ul-u” u Marka Serafina, w grupie kilkunastu osób zajeżdżaliśmy dzikie ogiery. Mnie szło najlepiej! Już po kilkunastu minutach chciałam swojego siodłać, ale wówczas okazało się, że… pracuję z wałachem, który zwiał do wolno żyjącego stada i dopiero teraz się odnalazł. Zaraz zamieniono mi go więc na prawdziwego ogiera. Zrobiło się trudniej, ale nie beznadziejnie. Dałam radę.

Piotr Dzięciołowski

 

.

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.