O tym, jak źle dzieje się w janowskiej Stadninie wiedzą już chyba wszyscy w Polsce. Sprawę nagłaśniają nie tylko rodzime media, także zagraniczne. Shirley Watts (żona Charli`ego – perkusisty Rolling Stones) po stracie dwóch z czterech klaczy dzierżawionych Stadninie, pozostałe przy życiu wywiozła już do siebie do Anglii. Swojego trzyletniego ogiera zabrał też Jaroslav Lacina, przewodniczący ECAHO.
Coraz częściej pojawiają się głosy, iż „najcenniejsi” bywalcy dorocznych aukcji koni arabskich w Polsce nie zamierzają uczestniczyć w kolejnych tego typu przedsięwzięciach. I rzecz nawet nie w tym, że w Janowie w ciągu kilku miesięcy padły trzy klacze, m.in. słynna Pianissima zwana Małym wielkim skarbem Janowa, ale w tym, że hodowcy stracili zaufanie do kierujących Stadniną. W nowym zarządzie nie tylko na próżno szukać choćby jednego fachowca na miarę Marka Treli, ale w ogóle fachowców. Nowy p.o. prezes Marek Skomorowski przyznał w jednym z wywiadów, że nie miał wcześniej styczności z końmi, ale te na pewno staną się jego pasją. Od pasji do wiedzy droga jednak daleka. Skomorowski chyba to w końcu zrozumiał, bo oddał się do dyspozycji ministra rolnictwa. Czekamy na ruch ministra.
– Mój ojciec przewraca się w grobie, kiedy widzi, jak na miejsce wybitnych specjalistów wsadza się amatorów – komentuje Barbara Orłoś, córka Andrzeja Krzyształowicza, wybitnego hodowcy, wieloletniego dyrektora Stadniny w Janowie Podlaskim. Na terenie Stadniny Barbara Orłoś prowadzi „Gościniec Wygoda”, hotel z restauracją.
– Decydentom nie chodzi o konie! Na tym zresztą polega główna różnica między nimi a moim ojcem i Markiem Trelą.
Dla taty i Treli konie były zawsze na pierwszym miejscu… nawet kosztem rodziny. W obecnej sytuacji żal mi jednak nie tylko zwierząt, także zatrudnionych tu ludzi. Nie są w stanie normalnie pracować, są zastraszeni. W trakcie odbywającej się u nas konferencji prasowej ministra rolnictwa, dostali zakaz wychodzenia ze stajni, prowadzenia jakichkolwiek rozmów z dziennikarzami. I jeszcze te wielogodzinne przesłuchiwania, szukanie winnego. Skręt okrężnicy trudno przewidzieć, choć można się do niego przyczynić, choćby… wożąc klacz wkrótce po oźrebieniu. Ani mój ojciec, ani Marek Trela nigdy czegoś podobnego by nie zrobili. Smutne to wszystko – konkluduje Barbara Orłoś. – Chciałam popracować tu jeszcze do przyszłego roku, kiedy będziemy obchodzić dwustulecie Stadniny, ale… już chyba nie chcę. Pamiętam obchody stupięćdziesięciolecia, które organizował ojciec. Przyjechało do Janowa (był rok 1967) kilkanaście tysięcy ludzi. Wszyscy o nas usłyszeli, nie tylko koniarze. Jeden z dziennikarzy zrobił wtedy w Warszawie sondę uliczną, pytał kim jest Andrzej Krzyształowicz. Na dziesięciu respondentów ośmiu udzieliło prawidłowej odpowiedzi. Dziś, jakby zapytać, kim jest Marek Trela wynik byłby taki sam, a może lepszy. Tyle, że wówczas był to powód do radości, teraz nazwisko Trela trafia pod strzechy nie z racji sukcesu, a z racji zwolnienia i pomówień.
Barbara Orłoś kończy wypowiedź stwierdzeniem, że od dwudziestu lat traktowała Stadninę w Janowie, jak swój dom. Od 19 lutego, kiedy Marek Trela został odwołany, przestała go tak traktować…
Piotr Dzięciołowski
Pani Basiu! Przepraszam za ten zwrot bezpośredni. Pani ojciec był bardzo szanowanym człowiekiem. Dzieciństwo i młodość spędziłam w Janowie Podl. Obecnie mieszkam za Warszawą. Pamiętam dobrze czasy kiedy kierował Stadniną Koni Pan A. Krzyształowicz. Pamiętam również obchody 150-lecia. Z ogromnym szacunkiem swoją pracę wykonywał Pani ojciec. Był to niewątpliwie szacunek do ludzi i zwierząt. Ukochanym klaczom po zgonie stawiano kamienie z tabliczkami. Wszyscy w Janowie traktowaliśmy te zwierzęta jak domowników naszej rodziny. Pani osoba wniosła też dużo sympatii i ludzie odwiedzający czuli się dobrze. Niestety życie jest brutalne; pełne zawiści i nienawiści. Doświadczamy to na co dzień. Patologia zachowań wtargnęła siłą do polityki i trafiła na podatny grunt.
Jest Pani nam potrzebna. Jeżeli dadzą taką możliwość, aby Pani – córka legendarnego człowieka, mogła dalej prowadzić działalność gospodarczą to proszę nie opuszczać tego miejsca. Wiem, że będzie trudno. Chcemy do Pani przyjeżdżać!
jako dziecko oglądałam wszelkie programy o koniach, szczególnie te o koniach arabskich i pamiętam Dyr. Krzyształowicza jak opowiadał o swoich arabach z Janowa. Marzyłam wtedy żeby pojechać do Janowa i zobaczyć te wspaniałe konie. To marzenie spełniło się dopiero w 2014 r. Całe szczęście, że zdążyłam, zanim nastała „dobra zmiana”… nie pojmuję, jak można zniszczyć 200-letni dorobek hodowlany i dumę Polski w niecałe 2 miesiące…