Jerzy Rubersz: z wykształcenia historyk, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego, z zamiłowania koniarz, nauczyciel jazdy konnej w Technikum Hodowli Koni w Wolborzu, kaskader. Bogatymi doświadczeniami w siodle dzieli się na łamach Hej Na Koń po raz dwunasty. Dziś radzi jak skakać, jak przygotowywać siebie i konia do pokonywania przeszkód.
Skakać niby każdy może: trochę wyżej lub trochę niżej, ale zwłaszcza w przypadku amatorów, nie tyle o wysokość chodzi, a o bezpieczeństwo swoje i konia. Oczywistym jest więc, że mierzyć się z przeszkodami powinni jeźdźcy mocno trzymający się w siodle we wszystkich chodach, ale też potrafiący nawiązywać z końmi porozumienie. Obopólne zaufanie jest elementarnym warunkiem osiągania sukcesu w każdej specjalności jeździeckiej, w skokach decyduje o być albo nie być… całym i zdrowym.
– W naturze konie skaczą, jeśli muszą. Udomowione czynią to na nasze żądanie. Jeżeli są odpowiednio wygimnastykowane i wytrenowane, mogą pokonywać bardzo wysokie przeszkody – vide konkursy potęgi skoku. Rzecz jednak w tym, by nie traktowały naszych poleceń wyłącznie w kategoriach przymusu, ale zachęty do dobrej zabawy. Koń zestresowany, poganiany, szarpany kiełznem na pewno nie będzie podchodził do przeszkody z entuzjazmem. Zadanie jeźdźca polega więc w pierwszym rzędzie na tym, by koniowi pomagać skoczyć, a przynajmniej mu w tym nie przeszkadzać. Lekka ręka, dosiad w równowadze (pisaliśmy o tym https://hejnakon.pl/?p=24577) to podstawowe umiejętności, które trzeba opanować.
Niezbędna jest znajomość biomechaniki konia.
– Bezwzględnie! Jakże często obserwuję jeźdźców, którzy zbliżając się do przeszkody, „wychodzą” przed konia dociążając mu przednie nogi, a przez to uniemożliwiają prawidłowe wybicie się. A potem zdziwienie, że koń zrzucił albo wyłamał. Technika skakania polega m.in. właśnie na dociążeniu tyłu. To w zadzie zmagazynowana jest ta ogromna siła, która sprawia, że koń może się wybić i przenieść nad bardzo wysoko zawieszonym drągiem. Gros wierzchowców oczekuje jednak czytelnej wskazówki ”co, w którym momencie”. Jeśli jej nie dostają, skutki mogą okazać się dla jeźdźców bolesne.
Za nieudaną próbę nie wolno konia karać.
– Winny prawie zawsze jest jeździec. I powiem wprost: jeżeli nie potrafi panować nad emocjami, niech lepiej zrezygnuje ze skakania, a najlepiej w ogóle z jeździectwa. Dla dobra swojego i zwierząt.
Konie do skoków, podobnie zresztą, jak do innych konkurencji hipicznych, muszą być dobrze ujeżdżone.
– „Dobrze” to za mało. Bardzo dobrze! Ujeżdżenie na odpowiednim poziomie gwarantuje sprawne wykonywanie m.in. wszelkich ćwiczeń gimnastycznych w trakcie tzw. rozruchu, czyli etapu przygotowawczego do skoków. Obroty na zadzie, jazda w tył – bardzo ważna, bo ustawiająca w odpowiedniej pozycji grzbiet i zad, zatrzymania, galop z miejsca, częste zmiany tempa, przejazd nad rzędem drągów (cavaletti) – wszystko to „rozciąga” konia. Zwierzę staje się elastyczniejsze, tym samym skoczniejsze. Wygimnastykowane nie jest narażone na kontuzje w takim stopniu, jak np. wierzchowiec, którego wyprowadzilibyśmy na parkur i bez rozgrzewki kazali mu skakać – to się niestety zdarza.
Planując trening stopniujemy poziom trudności.
– Plan jest konieczny, chodzi o to, by za każdym razem uczyć konia czegoś nowego. Nie znając wierzchowca, nie jestem jednak w stanie podpowiedzieć np. od jakiej wysokości przeszkody należy rozpocząć skakanie. Pierwsza zawsze powinna być „zachęcająca”, co wcale nie znaczy, że musi być niska. Są konie, które, jeśli mają się z taką zmierzyć, odmawiają skoku, bo lubią wyzwania, a nie byle jakie płotki.
Druga przeszkoda może być trochę wyższa, najwyższą ustawia się jako ostatnią.
– W każdym treningu powinny znaleźć się: koperta – zalecam na początek, stacjonata, okser, dubelbar… Niestety nie da się precyzyjnie określić, ile można wykonać skoków podczas jednych zajęć. Zależy od predyspozycji i kondycji konia. Jeśli założymy, że będziemy skakać np. dziesięć razy, niech liczba ta stanowi maksymalnie osiemdziesiąt procent możliwości fizycznych i psychicznych zwierzęcia. Nigdy nie idziemy na całość! Zmęczyć i znudzić konia łatwo, sprawić, by był zainteresowany skokami i chętny do współpracy – znacznie trudniej.
Na jakość treningów wpływa też sposób, w jaki naprowadzamy konia na przeszkodę.
– Widuję jeźdźców, którzy od przeszkody do przeszkody poganiają zwierzaka łydkami, jadą niespokojnie, do tego w półsiadzie, który nie jest półsiadem. Ale po kolei: łydkę przykładamy dając koniowi sygnał do skoku. Nie wiercimy się w siodle, bo zaburzamy równowagę. Jedziemy w półsiadzie, ale klasycznym. Ten nie polega na staniu w strzemionach, a lekkim przesunięciu pleców do przodu i dociążaniu zadu dotykając siodła pośladkami do momentu skoku. Tylko wówczas prawidłowo możemy zasygnalizować koniowi, kiedy ma ów skok oddać.
Bywa, że w trakcie najazdu na przeszkodę, koń napiera na kiełzno, jeździec ciągnie wtedy wodze w swoją stronę, zaczyna się nierówna walka.
– W takiej sytuacji rezygnujemy ze skoku. Ten możemy oddać wyłącznie w atmosferze spokoju, nigdy nerwowej szarpaniny. Najeżdżamy więc na przeszkodę powtórnie i jeśli koń w dalszym ciągu napiera, ponownie rezygnujemy. Ćwiczymy do skutku, co nie znaczy, że efekt osiągniemy podczas tego samego treningu. Dochodzenie do perfekcji musi trwać!
Piotr Dzięciołowski (prawa autorskie zastrzeżone)
W roli modelek: SYLWIA PIECHNIK i Koreanka
PS Do skoków wrócimy w kolejnym odcinku porad Jerzego Rubersza.