ONA: Mariya Figurska z wykształcenia technik budowlany, krawcowa-samouk, właścicielka Pracowni Szycia Artystycznego. ON: Zbigniew Figurski z zamiłowania stolarz . Wykonuje też rekwizyty dla członków grup rekonstrukcyjnych. Pasjonaci historii i starych mercedesów tzw. klasyków. Do koni im na razie daleko, choć i tak bliżej niż wielu innym miłośnikom tych zwierząt.
Mariya pochodzi z ukraińskiej wsi Rosochy, położonej w rejonie starosamborskim obwodu lwowskiego. Stamtąd do granicy z Polską są w linii prostej zaledwie dwa kilometry. Dwadzieścia lat temu przyjechała za pracą nad Wisłę. Najpierw, jak wiele jej krajanek, najmowała się do opieki nad dziećmi, później do sprzątania, z czasem zajęła się szyciem.
– Już jako mała dziewczynka uwielbiałam przesiadywać u sąsiadki w Rosochach i przyglądać się, jak kobieta szyła ubrania. Kiedy dorosłam, zaczęłam sama. Najpierw dla siebie, potem dla koleżanek. Dziś tapiceruję nawet meble i fotele samochodowe. Robię wszystko, co związane z igłą i nitką. Ale odtwarzanie strojów historycznych dla grup rekonstrukcyjnych przyszło dopiero siedem lat temu i przez przypadek. Znajomy zaprosił mnie i mojego męża na Wareckie Spotkania Czarnoprochowe. Te zawody strzeleckie nie dość, że nam się spodobały, to jeszcze oboje zakochaliśmy się w tematyce rekonstrukcyjnej. Zafascynowały nas wojska siedemnastowieczne. I tak zaczęłam szyć również dla husarii, a Zbyszek wyposażać rekonstruktorów w półhaki, kopie, koncerze, szable – broń, która nie ma dla niego tajemnic.
Ale husarze, także dragoni i ułani – bo dla nich mundury też z jej pracowni wychodzą – nie daliby rady bez koni. Mariya szyje ręcznie haftowane czapraki. Niektórzy mają szczególne zamówienia: chcą czapraki wypełniane łuską gryki. Naturalne i zdrowe znakomicie wentylują grzbiet wierzchowca. Skóra lepiej oddycha niż pod współczesnymi z tworzyw sztucznych. Te z łuską amortyzują też naciski siodła. Ale to wszystko Mariya wie od koniarzy-rekonstruktorów. Sama na koniu siedziała raz w życiu, choć jej rodzice trzymają ich kilka w ukraińskim gospodarstwie. Zbyszek jeździł tylko w wieku chłopięcym.
– Niech no spłacimy kredyt za gospodarstwo – deklaruje – a zaraz kupię konia i będę jeździł. Mam już zielony czaprak, na którego Mariya nie znalazła dotąd kupca, bo wszyscy chcą czerwone. Zamówiłem go więc dla siebie. Czaprak czeka, koń będzie!
– A ja bardzo przepraszam – mówi gospodyni – ale robota goni. Muszę szybko ozdobić olstra na półhaki*. Potem mam do przyszycia guzy do żupana i haftowanie ornamentów na koszuli. Kiedy ja z tym wszystkim zdążę?
Mrówcza to praca, zwłaszcza że każdy historyczny ubiór musi pozostawać w zgodzie z pierwowzorem. Tego trzeba szukać w książkach, internecie, pytać o szczegóły specjalistów. Zajmuje czas, ale przecież chodzi o efekt.
Mariya szyje głównie na indywidualne zamówienia członków grup rekonstrukcyjnych. Ale powodzeniem cieszą się m.in. haftowane koszule, które nosi nie tylko husaria, także cywile, jako ubranie na specjalne okazje. I co ciekawe. Ukrainka szyje wyłącznie z tkanin naturalnych – jak mówi – oddychających. Człowiek rzeczywiście znakomicie się w tym czuje, ale ile się musi naprasować przed wyjściem z domu, wie tylko ten, co żelazkiem po czystym lnie jeździł.
* Półhaki: broń z długą lufą przypominająca pistolety, stworzona na potrzeby jazdy, popularna zwłaszcza w XVI i XVII wieku.