Joanna Busz: z wykształcenia specjalistka ds. turystyki i hotelarstwa, kilka lat pracowała w hotelu w rodzinnej Częstochowie. Czternaście lat temu wyprowadziła się z rodziną na Mazury. Hoduje tam konie oraz… alpaki i wielbłądy.
Uwielbia konne przejażdżki. Najchętniej te po lesie. Co prawda w teren wypadałoby dla bezpieczeństwa jechać z kimś, ale potrzeba bycia tylko ze sobą okazuje się nieraz nadzwyczaj silna. Wtedy też taką miała, dosiadła swojej arabki Bombki i w drogę. Okolice znała jeszcze słabo, a że wybrała się późnym jesiennym popołudniem, zmierzch dość szybko dał się we znaki. Zabłądziła, ale nie to było najgorsze, tylko ten łoś, co wyskoczył zza drzewa i zapragnął wyścigów.
– W pewnym momencie nie wiedziałam, czy to on nas goni, czy my jego. A panować nad koniem w tak ekstremalnej sytuacji nie było mi łatwo, jako że nie używam kiełzn. Jeżdżę na bosalu, Bombka co prawda była już dobrze ułożona, ale w końcu to zwierzę. A jak zwierzakowi strach zagląda w oczy to może się zachować różnie. Na szczęście łoś zrezygnował, ale gdy wydało mi się, że jesteśmy już bezpieczne, wtedy pojawiła się locha z małymi. Cud, że Bombka nie wybuchła. W końcu zostałyśmy same. Zagubiona w gęstym lesie puściłam wodze i kazałam klaczy wieźć się do domu. Drogę znalazła bez trudu.
Bombka to klacz arabska uratowana z rąk handlarza. Pierwszy własny koń Joanny Busz. Cztery lata temu kupiła jeszcze Wikorę, też arabkę, a dwa lata temu wielkopolaki: klacz i wałacha. Lada moment stado ma się powiększyć o kolejnego araba od Wikory.
Ale gospodarstwo nie tylko końmi żyje. W zagrodzie mieszka dwanaście alpak sprowadzonych z Chile. Ameryka Południowa jest ojczyzną tych zwierząt. Z tego zresztą tytułu w Polsce wymagają specjalnej diety. Poza trawą i sianem muszą dostawać paszę bogatą w selen i witaminę D3 – substancje, których u siebie mają wystarczająco dużo w naturze.
Alpaki osiągają długość 151 centymetrów, mierzą w kłębie do 100 centymetrów, ważą nawet 85 kilogramów. Najczęściej są koloru czarnego lub brązowego, nierzadko białego, ale mogą występować aż w dwudziestu dwu kolorach. Żyją do dwudziestu pięciu lat. Samice chodzą w ciąży niemal rok. Alpaki są zwierzętami stadnymi, nie potrafią funkcjonować samotnie.
Wielbłądowatych – alpaki należą do tej rodziny – jest u Joanny Busz więcej. Rok temu sprowadziła dwa dromadery. Przypadek. Covid zablokował import alpak i akurat kolega dał znać, że ma na zbyciu dwa wielbłądy. Dziś zwierzaki są dwulatkami; w garbie mierzą po dwa metry z okładem. Będą rosły jeszcze do szóstego roku życia. Przez pierwsze lata przybywać im będzie aż po pół metra rocznie. Później nastąpi przede wszystkim przyrost masy. Pod siodłem mogą zacząć chodzić dopiero w siódmym roku życia.
– Ale szkolić je można od wieku szczenięcego. Pracuję z nimi, jak z końmi, metodami naturalnymi. Początki były trudne, bo przyjechały z Niemiec i nie znały polskiego. Ja z kolei nie znam niemieckiego. Porozumiewaliśmy się na migi (śmiech). Teraz już swobodnie się dogadujemy, choć nawiązanie kontaktu z tymi zwierzakami jest nadzwyczaj skomplikowane. Nie pokazują emocji, jakby je ukrywały. Człowiek patrzy i nie wie, czy są zadowolone, czy zdenerwowane, wesołe czy złe. Spora to więc sztuka nauczyć się je odczytywać, a przecież, jeśli ktoś decyduje się z nimi być na co dzień to musi posiąść taką wiedzę, choćby ze względów bezpieczeństwa. Potrafią na przykład kopać jednocześnie wszystkimi nogami we wszystkich kierunkach. Trzeba być bardzo ostrożnym. Ażeby czegoś się o nich dowiedzieć, zachowywać w ich obecności tak, jak należy, nawiązałam stały kontakt ze specjalistami ze szkoły dla wielbłądów w Australii. U nas brakuje takich fachowców. Zdobywam wiedzę na odległość, uczę się też na własnych błędach. Na przykład przygotowałam dla wielbłądów dwa przestronne boksy, a okazało się, że one nie wyobrażają sobie życia bez siebie nawet w nocy. Roztrzaskały boksy w drobny mak. Dziś mają wspólne lokum o powierzchni osiemdziesięciu metrów kwadratowych.
Stajnia dla dromaderów nie jest ostatnią inwestycją w gospodarstwie. Teraz w planach budowa hotelu dla koni starych i schorowanych. Stworzenie takiego miejsca na ziemi dla wierzchowców, które wymagają już tylko opieki, a same z siebie wiele dać nie mogą, to marzenie Joanny Busz. Oby się spełniło. (hnk)
***
W ośrodku trwają przygotowania do przyjmowania zwiedzających. Jak tylko będzie to możliwe, informacja ukaże się na stronie alpakon.pl .
***
PS Z ostatniej chwili: Wikora urodziła. Na świat przyszła ciekawska i zdrowa klaczka. Imienia jeszcze nie ma, bo – jak mówi Joanna Busz – najpierw niech pokaże charakterek, a wtedy imię dobierze się adekwatne do jej osobowości.
GRATULUJEMY Wikorze, właścicielce i klaczce. (HNK)