Problematyka donosicielstwa ma w Polsce bogatą historię mającą swoje początki jeszcze w czasach I Rzeczypospolitej, której regulacje w pewnych okolicznościach nagradzały donosicieli – czytamy w studium socjologiczno-prawnym Skarżypyty, donosiciele, sygnaliści[1].
Denuncjatorów u nas dostatek. Było ich a było przed wojną, w trakcie wojny, było ich, i jest, w czasach pokoju. Donoszą, i to najczęściej anonimowo, na obcych, znajomych, przyjaciół, nawet na członków rodziny. Donoszą w sprawach przeróżnych, a za ewentualne pomówienie nic im nie grozi. No chyba że pomówiony w jakiś sposób dowie się kto go pomówił i wstąpi na drogę sadową.
Czym kierują się donosiciele? – zazdrością, zemstą, ale też – i o tym nie sposób nie wspomnieć – poczuciem obowiązku; pomagają np. policji w ujęciu przestępców. Donosicielstwo bywa więc „dobre” i „niedobre”. Jedni się nim brzydzą, inni akceptują, jeszcze inni nie mają na ten temat nic do powiedzenia, a pojęcia typu moralność czy etyka są im obce.
Zaskakujące i optymistyczne jest – czytamy we wspomnianych „Skarżypytach…”, że w spontanicznych wypowiedziach dotyczących informowania o nieprawidłowościach pojawiły się deklaracje, iż bezwzględnie należy reagować wówczas, gdy dostrzega się krzywdzenie zwierząt. 8% respondentów deklarowało, że jest to sytuacja uzasadniająca donos.
Uzasadniająca, jeśli prawdziwa. Ileż bowiem donosów kierowanych jest do organizacji prozwierzęcych, straży miejskich czy policji, bo miłośnikom psów, kotów, koni, krów, owiec… tylko się wydaje, że stworzenie jest maltretowane. Przypomina się w tym miejscu „przygoda” artysty malarza Marka Hołdy – pisaliśmy o niej w tekście „O SAMOUBŁOCENIU” « Na koń (hejnakon.pl) . Donosiciel zarzucił twórcy karygodne zaniedbanie dwóch klaczy, ich głodzenie i utrzymywanie w brudzie. Na taką informację policja musiała zareagować. Jakże jednak była zaskoczona, gdy na miejscu okazało się, że klacze cieszą się dobrym zdrowiem, jedzenia mają pod dostatkiem, niczego im nie brakuje. Policjanci tylko się zdziwili, gdy na ich oczach pieczołowicie wyczesane konie z włosem lśniącym, jakby prosto od fryzjera, wytarzały się w kałuży i w jednej chwili przestały być tak piękne, jak jeszcze przed momentem. Sprawę umorzono argumentując m.in. „samoubłoceniem zwierząt”. Komiczne, ale prawdziwe.
Niedawno złożono skargę na jednego z mazowieckich koniarzy, że ten morzy konia głodem, a więc się nad nim znęca. Znamienne, że zadenuncjowali go przyjezdni z przypadku, a nie miejscowi, którzy właściciela znają od ponad dwóch dekad. Ci przez cały ten czas nie dopatrzyli się krzywdy, jaką miałby wyrządzać zwierzęciu. Jeno się dziwują, że facetowi dzień w dzień chce się ucierać na tarce marchew z burakami, bo stareńkie konisko nie ma zębów. A że koń grubo po trzydziestce, to też i grubością nie grzeszy. Jak zresztą można oceniać dbałość o zwierzaka w oparciu o jego wygląd?! Przecież i młode, jeśli schorowane osobniki, też nieraz straszą żebrami i wystającym kręgosłupem, choć ich opiekunowie wychodzą z siebie, by podopiecznym żyło się jak najlepiej.
Mazowiecki donos, jak setki innych, policja przyjęła, bo nie wolno jej zignorować tego typu sygnału. Funkcjonariusze złożyli więc gospodarzowi wizytę, a kiedy zorientowali się, że ten zła koniowi nie czyni – wręcz przeciwnie – wycofali się z przeprosinami. Nikt zresztą do policjantów pretensji nie ma, jedynie żal do donosiciela, który mógł zapytać, czemu koń wygląda jak wygląda. Sprawa została wyjaśniona, a kiedy dowiedzieli się o niej sąsiedzi, wielu zaoferowało, że staną za hodowcą murem. Na szczęście nie było potrzeby.
Pozostał jednak dylemat: donosić czy nie donosić? Kiedyś nie było problemu, bo pies z kulawą nogą nie interesował się innym kulawym. Większość ludzi przechodziła obojętnie obok wyrządzanej zwierzętom krzywdy. Nie interweniowała. Ale nie dlatego, że ludziska byli z gruntu źli. Przede wszystkim dlatego, że nie mieli świadomości, iż zwierzę cierpi. Dopiero w ostatnich latach, chyba jakichś dwudziestu, zaczęto o zwierzętach mówić głośniej podkreślając, że nie są rzeczami, że też odczuwają. Dzięki temu, choć bardzo powoli, zmienia się nasza mentalność. Zaostrzono też kary za okrucieństwo wobec zwierząt. I jest go na pewno mniej, jak na ironię, także za sprawą właśnie donosicieli. Ale nim doniosą, niech sprawdzą – jeśli to możliwe – czy naprawdę jest co donosić, bo może im się tylko wydaje, choćby z racji niewiedzy. A samo „wydaje się” to mało i może zaboleć. Trochę to tak, jakby donieść na lekarza wykonującego tracheotomię, że zrobił pacjentowi dziurę w tchawicy, bo na pewno miał złe intencje…
Piotr Dzięciołowski
[1] Skarżypyty, donosiciele sygnaliści – Studium socjologiczno-prawne pod redakcją naukową Jolanty Arcimowicz, Marioli Bieńko, Beaty Łaciak. Warszawa, 2018.