Konie, choć udomowione około trzech i pół tysiąca lat p.n.e. wciąż, nawet jeśli są ułożone znakomicie, kierują się przede wszystkim instynktem. Instynktem, który determinuje ich błyskawiczne reakcje, pozwala wychodzić zwycięsko z opresji, gwarantuje przetrwanie.
WCHODZIMY DO STAJNI
– Wchodzimy, wchodzimy… ale nie sami! Zawsze z instruktorem, który zna konie w stajni, wie, do których można podejść, a do których zbliżać się nie powinniśmy. Tak, tak. Już słyszę to jakże częste pytanie: a co mi zrobi taki koń w zamkniętym boksie? Nie w tym rzecz, co może, a czego nie może zrobić, bo na przykład może ugryźć – ma nadzwyczaj długą szyję i wielką paszczę. Jednakże w tym miejscu w ogóle nie o nas idzie. Weszliśmy do domu konia. Do domu, w którym koń ma czuć się komfortowo, ma w spokoju skubać siano i wypoczywać. Odpoczywać przed pracą, po pracy, a także, jeśli coś mu dolega, wracać do zdrowia. I akurat nie musi mieć ochoty na wizyty, zwłaszcza obcych. My też na ogół od niezapowiedzianych gości wolimy święty spokój.
Nie znając konia, i nie znając się na koniach, nie odgadniemy, czy zwierzęciu coś dolega, jaki ma humor. Mało tego, nawet jeśli jest oazą spokoju, to naszym, pozornie zwyczajnym zachowaniem, możemy je wystraszyć. Rzecz w tym, że ze zwierzętami porozumiewamy się tzw. językiem mowy ciała. Jeśli go nie znamy – a zaczynając przygodę z końmi nie znamy na pewno – wystarczy, że nieświadomie wyślemy sygnał sugerujący zamiar ataku. Tym sygnałem może być choćby patrzenie koniowi w oczy albo próba pogłaskania go dłonią z rozczapierzonymi palcami. A wtedy nie dość, że się zaniepokoi, to wielce prawdopodobne, że swój strach przekaże (tylko sobie znanym sposobem) innym mieszkańcom stajni. I tak, jednym niefrasobliwym gestem, możemy wywołać nie lada zamieszanie, wprowadzić ileś koni w stan dyskomfortu.
Fatalne skutki odniesie też jednoczesne wysyłanie koniowi – również nieświadomie – kilku sygnałów, ale sprzecznych. Na przykład, coś innego przekażemy całą naszą sylwetką, coś innego samą ręką. Jeśli owe sygnały nie są spójne, to zwierzę traci wątek. A konie nie lubią tracić wątku, bo jest im wtedy źle!
Dlatego podkreślam: do stajni wchodzimy wyłącznie z instruktorem! (HNK)
***
* MARZENA NIEWĘGŁOWSKA:
Na co dzień związana z „Zaczarowanym Wzgórzem” – ośrodkiem szkoleń jeździeckich w Czasławiu opodal Wieliczki. Instruktorka jeździectwa z wieloletnim doświadczeniem; zoofijoterapeutka koni. Przez dwa i pół roku pracowała z dzikimi ogierami. Na jednym z nich wystartowała w I Mistrzostwach Polski w Jeździe bez Ogłowia o Puchar Bałtyku i w konkurencji TREIL wygrała. Pracuje z młodymi końmi, przygotowuje je do pracy pod siodłem. Jest, wraz z BARBARĄ DRAUS, współzałożycielką Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy. Absolwenci tej placówki odnoszą sukcesy w skokach przez przeszkody, zawodach TREC PTTK, rajdach i mistrzostwach Polski w jeździe bez ogłowia.