Od lat nie mieszka w Polsce. W 1986 wyemigrowała do Kanady. Wcześniej dała się poznać, jako znakomita fotoreporterka, autorka setek doskonałych fotografii prasowych.
Jej tzw. migawki z miasta były zawsze strzałem w dziesiątkę, widziała to, czego zwykli śmiertelnicy nie dostrzegają. Zdjęcia Ireny Komar podziwiali nie tylko czytelnicy, ale też adepci fotografii reporterskiej. Można było wiele się od niej nauczyć. Ona sama pierwsze kroki stawiała u boku słynnych Macieja Billewicza (1943-2022) i Marka Karewicza (1938-2018).
– Dawali mi wskazówki techniczne, podpowiadali, jak operować sprzętem, ale do tego co i jak fotografować, dochodziłam sama. To jest bowiem taka dziedzina, którą żeby uprawiać, trzeba nie tylko wiedzieć, gdzie jest w aparacie spust migawki, ale mieć świadomość, co się chce powiedzieć, na co odbiorcy zwrócić uwagę. W przeciwnym razie – to brutalna prawda – jeśli tego „czegoś” nie czuje się, to nie ma czego w tym zawodzie szukać.
Irena Komar zawodową przygodę z fotografią zaczęła w 1969 w Centralnej Agencji Fotograficznej (CAF). Była tam laborantką, potem została fotoreporterką najpopularniejszej popołudniówki PRL-u „Expressu Wieczornego”. W stanie wojennym pracowała dla agencji sportowych.
Przez lata fotografowała też konie. W siodle jeździła rekreacyjnie, ale że wiedziała, czym to się je, bardzo ułatwiało jej podejście do „końskich” tematów. Oto kilka archiwalnych zdjęć Ireny Komar, które wykonała w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku.