Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

MAREK MAŁECKI (1938-2023)

W wieku 85 lat zmarł MAREK SARYUSZ MAŁECKI…

MAREK MAŁECKI. Fot. FAPA-PRESS.

Wczoraj, 19 lutego 2023 roku zmarł w wieku 85 lat MAREK SARYUSZ MAŁECKI – zawodnik LZS Moszna i kadry Polski, wielokrotny medalista mistrzostw Polski w konkurencji WKKW, olimpijczyk z Monachium (1972), trener.

Poniżej tekst o Marku Małeckim z książki Mistrzowie Polski wydanej w roku 2010 przez Akademię Jeździecką:

UCIECZKA DO WOLNOŚĆI

Przed trzydziestoma laty zamieszkał w Niemczech, w Hanowerze, jeszcze do niedawna prowadził tam swoją stajnię. Dziś trenuje konie i ludzi w różnych ośrodkach. Coraz częściej odwiedza Polskę. Nawet trzyma tu dwa konie. Na jednym startuje medalistka WKKW Daria Kobiernik, drugiego sam dosiada dla przyjemności w podwrocławskim klubie „Absolut”. Uwielbia na nim wypady w teren. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że owe przejażdżki mają charakter li tylko rekreacyjny.

Rekreacyjnego w ogóle nie mają, bo nie potrafię wsiąść na konia ot tak sobie i pojechać w dal myśląc o niebieskich migdałach – mówi Marek Małecki. – Mój kontakt z koniem zawsze jest w jakimś sensie pracą. Nie umiem inaczej. Od dziecka, od dziesiątego roku życia, uczono mnie profesjonalnego dosiadu, jeśli więc koń robi coś nie tak, nie mogę tego lekceważyć, natychmiast go koryguję. Ale… że uczono mnie też, iż zwierzę to rozumne, myślące i wrażliwe, w żadnym razie nie traktuję go jak narzędzie i stanowczo odradzam taki sposób innym. Relacje: człowiek – koń muszą opierać się na porozumieniu, wzajemnym zaufaniu. Bez tego nie ma mowy o współpracy, a bez współpracy nie ma wyników. Jeździec i koń powinni stanowić swoisty monolit: tak samo widzieć, tak samo czuć, tak samo w danym momencie reagować. To jest dopiero gwarancja powodzenia.

Małecki nie teoretyzuje, przemawia przez niego wieloletnie doświadczenie, sam przecież osiągał sukcesy: zdobywał medale w WKKW m.in. w Mistrzostwach Polski, kwalifikował się na zawody międzynarodowe, a przede wszystkim na dwie olimpiady. Niestety uczestniczył tylko w jednej, monachijskiej. Do Montrealu już nie pojechał i to wcale nie z powodu kontuzji, czy choroby…

Do igrzysk – wspomina – nie dopuszczono naszych koni, nie mieliśmy więc na czym startować. We krwi zwierząt wykryto piroplazmozę. Co prawda  identyczne wyniki odnotowywano na kartach zdrowia większości koni z Europy, ale że my akurat jako pierwsi wysłaliśmy próbki krwi do laboratorium, dostaliśmy po nosie. Innym ekipom Starego Kontynentu darowano zdrowotne defekty wierzchowców. Nie pomogły odwołania, nikt nie chciał z nami rozmawiać.  

Eliminacja z najważniejszej dla każdego zawodnika imprezy sportowej pozostawiła żal i rozgoryczenie. Cztery lata ciężkich przygotowań, ciągłego sprawdzania się, startów pod presją… I wszystko na nic. Boli po dziś dzień, choć to już przeszło trzydzieści lat. Lat spędzonych w innym świecie…

Kompletnie innym, przede wszystkim wolnym. Zawsze marzyłem o wolności, jak o największym dobru, z którego człowiek ma pełne prawo korzystać. Niestety upłynęło sporo czasu nim mogłem tego posmakować. Najpierw sześć lat okupacji, potem przeszło trzydzieści PRL-u, wreszcie – i to zresztą dzięki sportowi, zawartym znajomościom – opuściłem Polskę. Dziś jestem z nią nie tylko myślami. Przebywam tu już chyba częściej niż w Niemczech. Kto by przypuszczał, że moja droga do wolności zatoczy takie koło, że nie tylko będę mógł, ale przede wszystkim chciał wracać do ojczyzny. Do wolnej(!) ojczyzny.

 Piotr Dzięciołowski

(Rozmowę z Markiem Małeckim przeprowadziłem w roku 2007).

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.