Grzegorz Miklaszewski z zawodu budowlaniec, były zastępca burmistrza Augustowa, niegdyś właściciel niewielkiego pensjonatu i restauracji. Pracował też w Niemczech i Szwajcarii. Od dwudziestu lat hoduje konie arabskie i prowadzi Ośrodek Jeździecki OSTOJA. Obecny adres: Czarnucha 4, gmina Augustów.
Kiedyś rodzinną pasją Miklaszewskich były psie zaprzęgi. Największe sukcesy w tej dyscyplinie odnosił Dawid, jeden z trzech synów Grzegorza. Wygrał nawet dwutygodniowy pobyt na Alasce. Fascynacja końmi przyszła nie wiadomo skąd i stosunkowo późno. Pierwszego konia Grzegorz Miklaszewski kupił dwie dekady temu na przetargu w Janowie Podlaskim, a miał już wówczas 48 lat. Zero doświadczenia, nigdy wierzchem nie jeździł.
– To był Topaz, dwuletni, łykawy arabski wałach. Wstawiłem go do stajni w Reszkowcach. I to nie tylko dlatego, że nie miałem własnej, ale przede wszystkim dlatego, że nic nie umiałem.
Edukację zaczął od wertowania książek i czasopism, przede wszystkim „Konia Polskiego”. Niemal od razu dotarł do informacji, że koń – zwierzę stadne – potrzebuje towarzysza.
– Skoro potrzebuje, to po tygodniu moje stadko liczyło już pięć osobników, w tym dwie klacze.
Z literatury można wiele o koniach wyczytać, ale nauczyć się jeździć w oparciu o tekst nie sposób.
– Dlatego zapisałem się na lekcje do Jerzego Nideckiego. Trenowałem też w Gałkowie pod okiem Wandy i Krzysztofa Ferensteinów. Notabene mój syn Hubert szkolił się tam na instruktora jazdy konnej.
Im głębiej Grzegorz Miklaszewski wchodził w nowy dla siebie świat, tym bardziej ten go fascynował.
– Zainteresowała mnie hodowla. Przestałem kupować kolejne konie, zacząłem za to dzierżawić ogiery ze Stadniny w Janowie: Eola, Albusa, Elsynora. I tak rok po roku rodziło się po kilka źrebaków. Dziś mam sześćdziesiąt koni arabskich. Część w Czarnusze, część w drugiej bazie dla klaczy ze źrebakami. Wszystkie żyją na wolności, całą dobę na pastwiskach. Bo konie, niezależnie od rasy, nie znoszą ograniczeń, a zamknięte w stajniach, są właśnie ograniczane. Wprowadzamy je do boksów nie po to, by im było dobrze, tylko żeby nam było wygodnie! A przecież wystarczy zawołać i koń przyjdzie. No chyba, że cię nie lubi, bo go skrzywdziłeś… I nieprawdą jest, że arab ma ciężki charakter, że trudno go okiełznać. Wszystko zależy od podejścia. Jeśli rozmawiasz z koniem po końsku, pozwoli ci na wiele. Mam zresztą wrażenie, że mnie akurat łatwo to przychodzi; zostałem obdarowany pewną umiejętnością ułatwiającą porozumiewanie się ze zwierzętami. Jakbym miał to we krwi.
Miklaszewski nigdy nie planował zarabiać na koniach, robić na nich interesów. Co najwyżej chciał, by zarabiały na siebie. Gdy tylko opanował sztukę jeździecką, zaczął jej uczyć swoich, wówczas kilkunastoletnich, synów. I wtedy pomyślał, skoro koni dostatek, to będzie uczył także obcych: dzieci i młodzież. I tak powstał w Augustowie ośrodek OSTOJA. Przez jakiś czas prowadził go Hubert, po kilku latach przejął ojciec.
– Organizuję obozy jeździeckie i rajdy rekreacyjne dla młodych i starszych po Puszczy Augustowskiej. A Puszczę z jej szlakiem konnym[1], powstałym z inicjatywy Karola Chodkiewicza, mam na widoku. Dosłownie. Nawet jedna ze szlakowych tabliczek informacyjnych wisi na mojej sośnie!
I Puszczę tę przemierzają wierzchem jeźdźcy o różnym poziomie umiejętności. Także początkujący.
– A bywa, że w drodze trzeba się przeprawiać przez mosty. Obok sznurem jadą tiry, a kilkunastokonny zastęp stępuje chodnikiem ze stoickim spokojem. Nie zdarzyło się, by któryś z jeźdźców powiedział o moich koniach, że są szalone. A przecież to te „straszne” araby.
Araby na pokazy…
– No właśnie nie do końca rozumiem tę filozofię. Wielu moich kolegów hoduje konie tej rasy wyłącznie z myślą o pokazach. Mnie to kompletnie nie interesuje. Dla mnie araby były, są i zawsze będą końmi użytkowymi.
Znany miłośnik arabów, Krzysztof Czarnota[2] napisał w swoim Dzienniku Atamana, w tekście Reanimacja trupa, czyli rzecz o polskim arabie na początku 2023 roku, iż dla hodowlanej przyszłości koni arabskich (…) jedynym ratunkiem jest powrót do korzeni, do naszych tradycji hodowli i zażywania araba. Polski koń arabski na powrót musi stać się koniem potrzebnym, koniem użytkowym, znakomitym pod siodło. Już nawet nie pięknym i dzielnym, ale dzielnym i pięknym.
– I prawda to nad prawdami.
Ileż koni bowiem może trafić na pokazy i zdobywać największe trofea? A co z resztą? Na rzeź?
– Mam nieodparte wrażenie, że ludzie boją się dosiadać tych koni, bo gdzie człowiek ucho przyłoży, słyszy z jakim to niebezpieczeństwem się wiąże. Nic bardziej mylnego. Od tylu już lat stawiam na araba i nigdy mnie nie zawiódł. Ani pod siodłem, ani na pastwisku, ani w trakcie zabiegów pielęgnacyjnych. Jak wspomniałem, rzecz w podejściu. Na siłę, zwłaszcza z arabem, niczego się nie wskóra. A jak już się człowiek z arabem dogada, to na innego nie zamieni. Polecam, jak to się drzewiej mawiało: zażywania araba. Naprawdę warto.
A my polecamy kontakt z Ośrodkiem OSTOJA. Jego właściciel Grzegorz Miklaszewski przekona każdego, iż nie ma to, jak dosiąść araba.
Piotr Dzięciołowski
[1] Szlak konny Puszczy Augustowskiej powstał 23 lata temu i liczył ponad 240 kilometrów. Był najdłuższym w Polsce nizinnej. Połączony ze szlakiem mazurskim, ciągnie się na odcinku około czterystukilometrowym i nosi nazwę Szlak konny Puszczy Augustowskiej i Mazur.
[2] Krzysztof Czarnota: pisarz, satyryk, scenarzysta, terapeuta, trener i hodowca koni arabskich. Ma na koncie zwycięstwa m.in. w międzynarodowych Konnych Rajdach Długodystansowych.
Grzegorz Miklaszewski z zawodu budowlaniec, były zastępca burmistrza Augustowa, od dwudziestu lat hoduje konie arabskie i prowadzi Ośrodek Jeździecki OSTOJA. Obecny adres: Czarnucha 4, gmina Augustów.