BEZPIECZEŃSTWO PRZEDE WSZYSTKIM
Zasady bezpieczeństwa – wspominam o tym przy każdej okazji, a nawet bez – powinny nam towarzyszyć w stajni, na pastwisku, w trakcie zabiegów pielęgnacyjnych, podczas siodłania… Bezpieczni musimy być też na ujeżdżalni, w hali, w terenie.
Kiedy jesteśmy jeszcze na etapie jazd na lonży, a lekcje odbywają się właśnie w hali lub na ujeżdżalni – gwarantem naszego i końskiego bezpieczeństwa jest (powinien być) instruktor. To on czuwa nad tym, byśmy nikomu nie wjeżdżali w drogę, nikomu nie przeszkadzali. Kiedy jednak zaczynamy jeździć samodzielnie, prowadzący zajęcia, co prawda też nas pilnuje, ale ze znacznie większej odległości. Dlatego i my musimy mieć oczy dokoła głowy. Jeźdźców bywa bowiem w hali jednocześnie wielu, każdy wykonuje polecenia swojego nauczyciela, ewentualnie jest panem samego siebie.
Oto kilka elementarnych zasad, jakimi kierujemy się dosiadając koni
w hali i na ujeżdżalni
Po pierwsze: zachowujemy się cicho. Piski, wrzaski mogą wystraszyć nie tylko naszego konia, ale i pozostałe. Nad zdenerwowanym zwierzęciem zapanować niełatwo. Jego nieprzewidywalne zachowanie zagraża tak nam, jak innym korzystającym z hali.
Po drugie: w hali i na ujeżdżalni nie zawsze, a raczej bardzo rzadko, udaje się regulować ruchem w taki sposób, by wszyscy jeździli w tym samym kierunku Z nadjeżdżającymi z przeciwka mijamy się więc naszą lewą stroną. Odległość jaka powinna być zachowana między nami a nimi wynosi około dwóch metrów. Zapyta ktoś: dlaczego tak dużo? Otóż nie wszystkie konie pałają do siebie miłością. Jeden potrafi drugiego ugryźć, kopnąć, a w takim zamieszaniu jeździec może spaść. Jeśli spadnie, powinien puścić wodze, by koń miał szanse odbiec – w przeciwnym razie, zdenerwowany, może jeźdźca nawet stratować. Po upadku staramy się jak najszybciej stanąć na równe nogi. Jeśli to niemożliwe, coś nam dolega i nie dajemy rady się podnieść, powinniśmy leżeć nieruchomo i czekać na pomoc instruktora.
Po trzecie: jeździec, który jedzie szybciej, według przyjętych zasad, porusza się zawsze torem najbliższym ściany lub bocznej linii czworoboku. Jeśli któryś chce pojechać po przekątnej, informuje o tym głośnym acz spokojnym tonem na przykład: jadę z „K” do „M”. Zjeżdżamy wówczas z jego toru jazdy, a on czeka dopóty, dopóki także inni użytkownicy nie opuszczą drogi, po której będzie mógł bezpiecznie ruszyć. Podobnie, gdy inny użytkownik ujeżdżalni przymierza się do pokonania którejś z rozstawionych przeszkód. Podaje wtedy jej nazwę, na przykład Stacjonata, a wówczas wszyscy jeźdźcy, którzy znajdują się na jego drodze przed i za przeszkodą, usuwają się w cień..
Po czwarte: jeśli nasza lekcja w hali dobiega końca, dajemy znak innym, że zamierzamy ją opuścić. Wtedy awizujemy wyjście donośnym UWAGA i czekamy na odpowiedź MOŻNA. Podobnie, gdy mamy zamiar wejść do hali. Ów zamiar także sygnalizujemy głosem i dopiero po pozytywnej reakcji zwrotnej innych jeźdźców, wchodzimy z koniem do hali i tam go dosiadamy.
W terenie
Jadąc w zastępie poruszamy się gęsiego w takiej kolejności, jaką ustalił instruktor. Kolejność nie jest przypadkowa, wynika z hierarchii w stadzie i z naszych umiejętności. Lepiej trzymający się w siodle jadą z tyłu, słabsi z przodu. Odległość między końmi powinna wynosić mniej więcej tyle, co długość konia. Jadąc wierzchem mamy widzieć pęciny konia idącego przed nami.
Jeśli z przeciwka nadjeżdża inny zastęp, ewentualnie rowerzyści albo quadowcy, zwalniamy do stępa i wybieramy tor najbliżej prawej strony. Jeżeli to możliwe, od mijającej nas grupy zachowujemy odstęp około dwóch metrów (jak w hali). Wszystkie manewry wykonujemy spokojnie, pamiętając, że konie przejmują nasze emocje. Jeśli zaczniemy się denerwować, wówczas zaczną i one. A wtedy może zrobić się niebezpiecznie.
Przypomnę po raz kolejny: koń to wielkie, silne zwierzę. Do tego płochliwe i uciekające. Dlatego tak istotne, by w każdej sytuacji przestrzegać obowiązujących zasad, bo tylko one zwiększają bezpieczeństwo nasze i zwierząt. (HNK)
*MARZENA NIEWĘGŁOWSKA
Związana z „Zaczarowanym Wzgórzem” – ośrodkiem szkoleń jeździeckich w Czasławiu opodal Wieliczki. Instruktorka jeździectwa z wieloletnim doświadczeniem; zoofijoterapeutka koni. Przez dwa i pół roku pracowała z dzikimi ogierami. Na jednym z nich wystartowała w I Mistrzostwach Polski w Jeździe bez Ogłowia o Puchar Bałtyku i w konkurencji TREIL wygrała. Pracuje z młodymi końmi, przygotowuje je do pracy pod siodłem. Jest współzałożycielką Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy. Absolwenci tej placówki odnoszą sukcesy w skokach przez przeszkody, zawodach TREC PTTK, rajdach i mistrzostwach Polski w jeździe bez ogłowia.