Właścicielka stajni „Gościniec. Sandra Kieruczenko”, instruktorka jeździectwa, hipoterapeutka, technik hodowca koni; pół roku pracowała w Stadninie w Janowie Podlaskim, ale z racji odległości, przemierzania codziennie pięćdziesięciu kilometrów w jedną stronę, musiała zrezygnować.
Zakochana w koniach od dziecka, wzięła z nimi rozbrat na czas nauki w szkole podstawowej i gimnazjum. Trenowała wtedy lekkoatletykę, nie była więc w stanie godzić obu form aktywności. Z jednej strony brak czasu, z drugiej finansów, które pozwoliłyby na regularne lekcje jazdy konnej. A przejażdżki raz na dwa, trzy tygodnie – owszem sympatyczne, ale trudno się w takim systemie nauczyć solidnego dosiadu. Chyba, że komuś nie zależy. Sandrze zależało, ale na razie miała związane ręce. Wszystko zmieniło się z chwilą ukończenia gimnazjum i decyzji, że będzie uczyć się w Technikum Hodowli Koni w Janowie Podlaskim. Jak postanowiła, tak uczyniła, niestety szybko okazało się, że nawet w takiej szkole, lekcje jazdy konnej odbywają się tylko raz w tygodniu.
– To było stanowczo za mało, ale dowiedziałam się o stajni „U koniuszego” – dziś „For Pleasure”, którą prowadzi Kasia Stawiska-Smeryło, a o której niedawno pisaliście MISTRZYNIE Z MAŁEJ STAJENKI « Na koń (hejnakon.pl) . Kasia od pierwszego wejrzenia stała się moim guru. Jeździłam u niej za pomoc w stajni, chłonęłam wszystko, co wokół. Uczyła mnie i dosiadu, i lonżowania, i codziennej opieki nad końmi. Razem też ujeżdżałyśmy młode konie. Pamiętam nasze wypady w teren o piątej rano. Kiedyś mój koń w momencie przejścia do kłusa zaczął brykać. Wybijał mnie z siodła, ledwie w nie wracałam, znowu leciałem ku niebu. Kasia krzyknęła skacz. Skoczyłam, a wtedy klacz zwiała. Kasia ruszyła w pogoń. Złapała ją na podwórku sąsiada.
Za sprawą swojej nauczycielki, Sandra wystartowała w Mistrzostwach Polski w uszytym przez Katarzynę stroju arabskim. Została wicemistrzynią.
– Bo mistrzyni jest tylko jedna, właśnie Kasia! I to właśnie ona zaraziła mnie krawiecką pasją. Mam już na koncie strój staropolski, w którym nawet startowałam; w planach arabski. Tylko żeby doba była dłuższa.
Od trzech lat prowadzi własną stajnię „Gościniec. Sandra Kieruczenko”. Na razie chowa tam siedem koni, ale – jak mówi – to dopiero początek. Zwierzaki mieszkają okrągły rok pod gołym niebem. W razie fatalnych warunków pogodowych korzystają z wiaty. Od półtora roku w „Gościńcu” odbywają się lekcje jazdy konnej. Na terenie, gdzie niemal obok siebie funkcjonują trzy ośrodki, nie jest łatwo o klientów. Wśród jeźdźców są m.in. dzieci Sandry i Cezarego: Nikodem i Michalina.
– Jest także Amelia i Krzysztof, moje rodzone rodzeństwo, dla których stanowimy z mężem rodzinę zastępczą. Nasz ojciec zmarł w 2016 roku – wyjaśnia Sandra – a mama jest tak ciężko chora, że nawet jednym dzieckiem nie dałaby rady się zajmować. Odwiedzamy ją tak często, jak to możliwe.
Z racji codziennych obowiązków, także prowadzonego z mężem stuhektarowego gospodarstwa rolnego, stajnia na razie działa na pół gwizdka. Zapewne wszystko stanie się prostsze, gdy najmłodsi członkowie rodziny podrosną.
– Wtedy będę mogła znacznie częściej jeździć konno. Bardzo lubię samotne wypady do lasu, aczkolwiek chciałabym też z Czarkiem. On jednak wsiadł na konia cztery razy przed ślubem i choć obiecywał, że i po ślubie będzie jeździł, to dziś dosiada koni tylko wtedy, gdy na drodze pojawia się rozległa kałuża, której suchą stopą ni w ząb nie da się przejść.
W odleglejszych planach „Gościńca” jest też prowadzanie zajęć dla dzieci niepełnosprawnych. Hipoterapia to wyjątkowy lek. Ciekawe, czy znajdą się chętni, bo że potrzebujących wszędzie wielu, wiadomo powszechnie. (HNK)
.