Agnieszka i Ireneusz Półtorakowie – jedyni w Polsce hodowcy koni rasy Morgan. Pisaliśmy o nich w tekście MORGANY NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI « Na koń (hejnakon.pl) . Wspomnieliśmy też, że mają dwie córki Julię i Annę, dzięki którym wrócili do jeździectwa. Dziś kilka słów o sprawczyniach tego powrotu, które tak w rodzinie namieszały, że i One, ale też ich Ojciec, zostali rycerzami Pocztu Kasztelanii Starożukowieckiej dowodzonej przez Aleksandra Jarmułę.
Starsza jest Julia, ukończyła II rok studiów na Wydziale Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Anna po wakacjach zacznie naukę w klasie maturalnej II Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie. Dla obu sióstr konie zajmują tak wysokie miejsce w hierarchii wartości, że wokół nich koncentrują całe swoje pozaszkolne i pozauczelniane życie. Kiedy żartuję, że chyba nie mają ani chwili dla siebie, stanowczo replikują: – Jak to nie! A czas spędzany z końmi!
Spędzają go nie tylko w siodle. Stado Morganów liczy siedemnaście osobników (cztery przyszły na świat w tym roku) i choć chowane są w systemie wolnego wybiegu, to potrzebują też pomocnej dłoni człowieka. Zwłaszcza dłoni ze strawą, szczotką, kopystką, widłami…
Julia dosiada koni niemal codziennie, Anna jeździ trochę rzadziej, ale kilka razy w tygodniu. To Julia zafascynowana jeździectwem od dziecka jako pierwsza zanudzała rodziców, by zlitowali się i wysłali ją na obóz jeździecki. Niechętnie, bo niechętnie, ale w końcu zgodzili się. Po pół roku zapalili zielone światło także młodszej córce. I tak obie amazonki znalazły się w swoim żywiole. Ale że nie chciały ograniczać pasji jeździeckiej li tylko do lekcji w szkółce, zaczęły szukać innych rozwiązań. Początkowo nawet nie bardzo wiedziały czego szukają. Ale kupując dla siebie konia, trafiły do ośrodka FURIOSO Aleksa Jarmuły. Tam nie tylko zetknęły się z jazdą w stylu westernowym, ale przede wszystkim siedemnastowiecznym rycerskim. A że obie fascynują się historią, na samą myśl, że i one mogłyby u boku Aleksa mieczem wojować, oczy im zaiskrzyły, ale też towarzyszyło niedowierzanie. Będziemy rycerkami?
– I nie tylko dosiad wedle dawnych zasad nas wciągnął, ale i dzieje, które możemy dogłębniej poznawać, a na pokazach przekazywać publiczności, jak to drzewiej rycerstwo w siodle się trzymało – wyjaśnia Julia. – Nie bez powodu zdecydowałam się studiować kulturoznawstwo. Penetruję źródła, pamiętniki szlacheckie, podręczniki wojskowe… by tylko dowiedzieć się czegoś nowego i przekazać dalej. Rzecz w tym, że choć wiek XVII był niezwykle bogaty w wydarzenia, to dokumentacja tamtego okresu przepadła w trakcie działań wojennych z Rosją, Szwecją Turkami… Niemal nic się nie zachowało. Każda więc odnaleziona wzmianka jest swoistą perełką, która cieszy, ale przede wszystkim uczy. Wszelkie zdobyte własnoręcznie lub zasłyszane informacje, a dotyczące koni, ubiorów żołnierzy, broni, zwyczajów, włączam do moich pisemnych prac na uczelni. Profesorowie dziwią się, bo bywa że niekiedy odbiegam od meritum, ale zdążyli już przywyknąć, że koński ogon potrafię dopasować do każdego tematu.
– A ja mam niezwykłe szczęście – opowiada Anna – że trafiłam do liceum z tak znakomitymi nauczycielami. Doskonale wiedząc, czym się pasjonuję, co mnie interesuje, dopingują mnie przy każdej okazji. To dzięki nim od czasu do czasu prowadzę w szkole żywe lekcje historii. Przynoszę wierne kopie strojów, zbroi, broni… Tylko konia nie pozwalają mi przyprowadzić, ale i nad tym pracuję (śmiech). Opowiadam koleżankom i kolegom ciekawostki, anegdoty, dzielę się faktami, jakich w powszechnie dostępnej literaturze nie znajdą. Takie wykłady ilustrowane wiernymi kopiami przedmiotów sprzed trzystu lat są o niebo ciekawsze od klasycznych lekcji podręcznikowych. Każdy może dotknąć, potrzymać, zorientować się, ile na przykład waży siodło, a ile kolczuga. na sam widok takich sprzętów zwłaszcza chłopakom pojawia się uśmiech od ucha do ucha, a ja mam satysfakcję, że mogę podzielić się wiedzą i zademonstrować, jak i czego niegdyś się używało.
Anna podobnie jak Julia też przeszukuje materiały źródłowe, tyle że koncentruje się na kolekcjonowaniu siedemnastowiecznych pieśni. Śpiewa, jest absolwentką szkoły muzycznej pierwszego stopnia. Gra na skrzypcach i fortepianie. Na upartego może chwycić skrzypki w miejsce miecza i pogalopować z pieśnią na ustach. Z fortepianem nie da rady.
– A pieśni, choć znamy ich stosunkowo mało – większość też zaginęła w pożodze wojennej – to utwory wyjątkowo piękne. I co ciekawe: słowa pisane są mieszanymi językami. Nie ma tam czystego polskiego, czy tylko rosyjskiego, ukraińskiego… Ich wykonywanie daje mi radość, jest też takim uzupełnieniem w przenosinach do siedemnastowiecznej Polski, do tamtego czasu, tamtej kultury i codzienności. Przenosinach wszystkich rycerzy Pocztu Kasztelanii Starożukowieckiej – bo przecież śpiewam nie tylko sobie i Julii.
Ostatnio, przy okazji X Międzynarodowego Konkursu Tradycyjnego Powożenia, Anna z akompaniującym jej Aleksem Jarmułą, koncertowali na Zamku Książ. Tam też z siostrą i ojcem oraz resztą rycerskiej braci prezentowali kunszt siedemnastowiecznej jazdy. Tam też niniejszy tekst zilustrowaliśmy. (HNK)
Cała rodzina jest niesamowita! Jestem zawsze pod wrażeniem pasji i perfekcji Państwa Półtoraków, a dziewczyny są po prostu cudowne😍