Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

MARZENA NIEWĘGŁOWSKA* ODPOWIADA (1)

Rozpoczynamy nowy cykl spotkań z Marzeną Niewęgłowską. Tym razem trenerka odpowiada na pytania dotyczące wszystkiego, co z hippiką związane. Dziś odcinek pierwszy: Z KIEŁZNEM CZY BEZ KIEŁZNA?

Rozpoczynamy nowy cykl spotkań z Marzeną Niewęgłowską. Tym razem trenerka odpowiada na pytania dotyczące wszystkiego, co z hippiką związane. Dziś odcinek pierwszy:

Z KIEŁZNEM CZY BEZ KIEŁZNA?

Napisała do nas Ania z okolic Płocka. Oto fragment jej listu:

(…) Od bardziej doświadczonej koleżanki usłyszałam, że stosowanie ogłowi z wędzidłem jest dla konia czymś strasznym, że takie żelastwo nie tylko mu przeszkadza, ale wywołuje ból. Czy to prawda, bo owszem, instruktorzy na zajęciach mówią, by nie szarpać wodzami, ponieważ konie tego nie lubią, ale nie przedstawiają tematu w tak dramatycznym ujęciu?

Niestety dużo w tym prawdy. Nawet same konie nam o tym mówią, tyle że albo nie chcemy ich słuchać, albo nie potrafimy. Ot choćby taki przykład: dlaczego niektóre konie, gdy idziemy po nie na pastwisko, biegną do nas z radością, a inne przed nami uciekają i nie jest to w żadnym razie forma zabawy? Otóż tym pierwszym kojarzymy się z czymś pozytywnym, tym drugim z bólem. I to bólem niekoniecznie wynikającym ze złego traktowania (bicie), ale właśnie z nieumiejętności jeździeckich. Wędzidło w pysku jest dla konia koszmarem tym większym im słabiej trzymamy się w siodle. A im słabiej, tym m.in. mocniej trzymamy się wodzy. Szarpiemy nimi, traktujemy je niczym kierownicę i hamulec. I oto na przykład, jeśli ściągamy ostro wodze, by koń zwolnił, zwierzę odczuwa ból, przed którym – co zrozumiałe – próbuje się bronić. Skutek więc naszego działania jest wręcz odwrotny do zamierzonego: koń zamiast wytracać prędkość, zagryza wędzidło zębami, siłuje się z nami, biegnie coraz szybciej. Tworzy się błędne koło: jego boli, my się denerwujemy, wpadamy w panikę, on może ponieść. Dlatego, jeśli już jeździmy na wędzidle, proponuję w miejsce najróżniejszych metalowych łamańców, używać skórzanych lub silikonowych. Te przynajmniej nie kaleczą i nie łamią (!) kości żuchwy. Najgorsze, że taka kość nie ma na ogół szans dobrze się zrosnąć, bo nie ma kiedy. Ledwie skończy się jedna jazda, zaczyna kolejna. Koń cierpi coraz bardziej.

Krzywdę można wyrządzić koniowi także kiełznem, którego zasadniczy element wcale nie znajduje się w pysku. Myślę tu o na przykład o hackamore, które działa na zasadzie nacisku na nos. Niewprawny jeździec może ten nos koniowi złamać. Początkujący łamią też koniom żuchwy używając innego, ale też niezwykle mocno oddziaływującego kiełzna zwanego munsztukiem. Ten rodzaj ma co prawda wkładany zwierzęciu do pyska metalowy ścięgierz, ale działa w taki sposób, że jego boczne, podłużne, metalowe elementy zwane czankami ­– do nich przypina się wodze – są pod dolną szczęką szczepione łańcuszkiem albo skórzanym paskiem. Ściągając wodze, uruchamiamy dźwignię, która z ogromną siłą działa na żuchwę. Im czanki są dłuższe, tym nacisk mocniejszy w efekcie czego – o czym wspomniałam na wstępie –  można właśnie złamać koniowi żuchwę.

             Ażeby więc zapewnić koniowi dobre samopoczucie, zalecam jazdę z ogłowiem bezwędzidłowym albo na cordeo (pętla z paska lub linki na szyi), ewentualnie na koniu z „gołą” głową i szyją.  Zdaję sobie sprawę, że łatwo coś takiego proponować. Znacznie trudniej realizować. Rzecz bowiem w tym, że do jazdy bez kiełzna koń, a zwłaszcza jeździec, muszą być przygotowani. Musimy umieć powodować koniem wykorzystując balans naszego ciała, ruch bioder, guzów kulszowych… i to niezależnie od tego, czy mamy w rękach wodze, pasek cordeo czy inne pomoce.  Sami się tego nie nauczymy, potrzebujemy doświadczonego nauczyciela.

Tego zresztą powinni nas uczyć instruktorzy już na pierwszych lekcjach na lonży. Marzy mi się, byśmy doczekali czasów, w których wszystkim koniom pod siodłem było z nami dobrze. To długa droga…

***

Pytania do Marzeny Niewęgłowskiej prosimy kierować na adres redakcja@hejnakon.pl

 *MARZENA NIEWĘGŁOWSKA

Przez  lata związana z „Zaczarowanym Wzgórzem” – ośrodkiem szkoleń jeździeckich w Czasławiu opodal Wieliczki. Instruktorka jeździectwa z wieloletnim doświadczeniem; zoofizjoterapeutka koni. Przez dwa i pół roku pracowała z dzikimi ogierami. Na jednym z nich wystartowała w I Mistrzostwach Polski w Jeździe bez Ogłowia o Puchar Bałtyku i w konkurencji TREIL wygrała. Pracuje z młodymi końmi, przygotowuje je do pracy pod siodłem. Jest współzałożycielką Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy. Absolwenci tej placówki odnoszą sukcesy w skokach przez przeszkody, zawodach TREC PTTK, rajdach i mistrzostwach Polski w jeździe bez ogłowia.

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.