Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

MOJE MIEJSCE WŚRÓD ZWIERZĄT

Zgodnie z zapowiedzią przedstawiamy dziś „drugą prawą rękę” Julii Opawskiej, szefowej Stajni OTULINA, także Julię, ale Glinicką. Jest absolwentką slawistyki, właścicielką konia, papugi, dwóch kotów i psa. Przez lata zajmowała się rachunkowością, siedem lat prowadziła salon kosmetyczny

Julia Glinicka z Alim. Fot. KRZYSZTOF SZTECHMILER.

Zgodnie z zapowiedzią przedstawiamy dziś „drugą prawą rękę” Julii Opawskiej, szefowej Stajni OTULINA, także Julię, ale Glinicką. Jest absolwentką slawistyki, właścicielką konia, papugi, dwóch kotów i psa. Przez lata zajmowała się rachunkowością, siedem lat prowadziła salon kosmetyczny, w końcu związała się z końmi na dobre i na złe.

Rodzinna firma księgowa, stosy dokumentów i rachunków to było to, czym zajmowała się wiele lat. Co prawda wewnętrzny głos podpowiadał, by rzuciła tę robotę i zaczęła pracować ze zwierzętami, którymi pasjonuje się od lat dziecięcych; ona jednak z uporem maniaka znajdowała argumenty na korzyść „papierków”. Kiedy wróciła do jeździectwa, zdała sobie sprawę, że nie da rady pogodzić regularnych wizyt w stajni z dotychczasowymi obowiązkami zawodowymi. Zaczęła myśleć z zmianie pracy na taką, dzięki której będzie miała więcej czasu. Wpadła na pomysł uruchomienia salonu kosmetycznego; zrobiła kurs stylizacji rzęs i brwi. Z certyfikatem w ręku takowy otworzyła. Pracowała, kiedy chciała, a jak nie chciała, jeździła konno. To oczywiście spore uproszczenie, ale summa summarum wolnego miała nieporównywalnie więcej.

Fot. FAPA-PRESS.

            – Jeździłam na fiordach – cudowne konie. Mięciutkie, wygodne i kochane. Z nimi zresztą zaczynałam przygodę jeździecką jako mała dziewczynka. Nawet myślałam, że jak kiedyś zdecyduję się na własnego konia, to na pewno będzie to fiord. Nic z tego. Cztery lata temu trafił pod moje skrzydła czternastoletni Holenderski koń gorącokrwisty zwany w skrócie KWPN. Ali, bo tak mu na imię, ma niewielkie doświadczenie sportowe, zaliczył niejedną kontuzję, a właścicieli zmieniał jak rękawiczki.

Z Julią zaprzyjaźnił się szybko, kompletnie nie rozumiał jednak, czego od niego chce. Ona z kolei nie mogła pojąć, co on do niej mówi, jakie wysyła sygnały.

            – Szukałam do Alego jakiejś drogi, ale czułam, że co zrobię, to strzał poza tarczę. Za każdym razem odbijałam się od ściany. Po prostu nic nie wiedziałam, nie miałam żadnego doświadczenia poza jakąś tam umiejętnością jazdy w siodle. Szukałam podpowiedzi. Czytałam artykuły w internecie, oglądałam filmy instruktażowe, słuchałam rozmaitych rad, nie zawsze najmądrzejszych. I tu w sukurs przyszedł mi… mój salon kosmetyczny. Poznawałam w nim masę osób, w tym koniarzy.

Od jednej z klientek dowiedziała się o Pacie Parellim, także o Julii Opawskiej. Natknęła się też na ogłoszenia o szkoleniach, które Julia prowadzi w różnych stajniach.

Fot. FAPA-PRESS.

            – Na pierwszy kurs nie zabrałam Alego, uważałam, że najpierw sama muszę się czegoś nauczyć w towarzystwie konia, który coś potrafi. Pożyczyłam wałacha ze stajni Anka Rancho. Tam Ania Gnass ma znakomite konie. Spokojne, otwarte na ludzi i ludźmi niezmęczone. Nigdy, a znam ten ośrodek od dawna, nie widziałam tam konia, który w relacji z człowiekiem położyłby ze złości uszy. To wiele mówi.

Pierwszy kontakt z Julią zapoczątkował wieloletnią współpracę obu Julii. Ta stawiająca pierwsze kroki zaliczała u tej doświadczonej szkolenia za szkoleniami, brała indywidualne lekcje, uczestniczyła także w klinikach z wybitnymi trenerami, m.in. Bernim Zambailem,  Luisem Lucio czy samym Patem Parellim. Z czasem doszła do takiego poziomu, który pozwolił jej zostać asystentką Julii Opawskiej. To było dwa lata temu.

            – Zdobyłam i zdobywam wiedzę, której nie wyczyta się z książek. Dzięki temu i ciągnącym się w nieskończoność rozmowom z Julią, dziś rozumiemy się z Alim bez słów. Mało tego, dogaduję się też z innymi końmi, jakbym znała je od dawna. Myślę m.in. o tych, które mieszkają w Otulinie i z którymi na co dzień pracuję.

O każdym może sporo powiedzieć, ale najchętniej, co zrozumiałe, mówi o Alim:

– Manager męskiego stadka. Nie może przebywać na padoku z klaczami, bo jest kochliwy ponad przeciętność. Kiedy na początku wprowadzałam go do dziewczyn, te robiły mu wodę z mózgu, owijały sobie wokół kopyta, a na koniec dnia biedny w ogóle nie wiedział, co się dzieje. W męskim towarzystwie jest mu znacznie lepiej. Czuje się pewnie i bezpiecznie.  

Zadomowił się, jak jego pani, która spędza tam tyle czasu, ile potrzebują od niej konie i szefowa. A pracy w Otulinie, jak łatwo się domyślić, nie brakuje. Na szczęście Julia już nigdzie się nie spieszy. Salon kosmetyczny zamknęła na cztery spusty. W końcu uległa tym tajemniczym głosom, które ją nawiedzały i przekonywały od bardzo dawna, że jej miejsce jest wśród zwierząt.

                                                                                                          Piotr Dzięciołowski

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.