W podwarszawskiej Stajni naturalnego jeździectwa ANKA RANCHO odbyły się w minioną niedzielę (9 XII) warsztaty Horse Agility. Prowadziła je Eliza Filipiak, trenerka akredytowana przez The International Horse Agilility Club.
Tak, tak. Horse Agility. To nie błąd. Nie chodzi bowiem o znany i popularny w Polsce od kilku dekad Dog Agility, ale o konkurencję sportową, w której w miejsce szczekającego czworonoga pojawia się rżący koń. Warsztaty, które prowadziła Eliza Filipiak stanowiły wstępny etap nie tylko do uprawiania tej dyscypliny, ale wypracowywania relacji człowiek – koń. Poświęcone były między innymi metodom szkolenia i habituacji, czyli oswajaniu koni z przedmiotami i sytuacjami, które mogą wywoływać w naszych kopytnych „strach nad strachy”.
– Tak, bez tego oswojenia – wyjaśnia trenerka – nie ma co ruszać na tor przeszkód. Nie tylko, że marne szanse na dobry wynik, ale przede wszystkim może się to okazać niezwykle niebezpieczne tak dla konia, jak opiekuna, ale też dla innych koni i widzów. Bo jak zwierzę się spłoszy… resztę proszę sobie dopowiedzieć samemu. Dlatego Horse Agility nie ma polegać na straszeniu konia, ale na takiej pracy z nim, dzięki której będzie nabierał pewności siebie, ufności do przewodnika i gotowości w reagowaniu na jego prośby.
„Oswajające” treningi przydają się, a na dobrą sprawę są niezbędne, i w rajdach, i skokach, i w jeździectwie rekreacyjnym… Horse Agility nie jest tu wyjątkiem, tyle że ta konkurencja ma stosunkowo młode korzenie, u nas dopiero raczkuje.
– A polega na tym, że koń nawigowany przez opiekuna z ziemi pokonuje tor składający się z pewnej liczby przeszkód. Są to przeszkody techniczne, które wymagają kontroli ruchu konia (np. przejścia określonej liczby kroków lub skrętu w danym momencie), ale są też i takie, które wśród nieprzygotowanych koni wywołują, jeśli nie przerażenie to w każdym razie lęk. A to szeleszcząca folia, po której trzeba przejść, a to wąski korytarz wytyczony linkami z zawieszonymi na nich powiewającymi kolorowymi chorągiewkami, a to „futryna”, w której zamiast drzwi, wejście tarasują kolorowe wstążki. Są też dla koni zadania specjalne: podniesienie z ziemi jakiejś rzeczy zębami i przeniesienie jej w inne miejsce…
Nabycie różnorakich umiejętności do uprawiania tej dyscypliny wymaga nie lada wytrwałości.
– Jak do każdej. Na sukces trzeba zapracować. Ale nic na siłę. Ważne jest dopasowanie treningu do możliwości konkretnego zwierzęcia. Cele realizujemy małymi krokami, ażeby konia nie zniechęcić. Zasadą Horse Agility jest zresztą, a w każdym razie powinna być, metoda treningu wzmacnianego pozytywnie.
W zawodach Dog Agility psy pokazują, że pokonywanie przeszkód sprawia im radość. Jak jest z końmi?
– Konie są zupełnie inne. Bardziej zamknięte, nie merdają ogonem z radości, ale po wielu osobnikach widać, że dobrze się bawią, zwłaszcza jeśli są odpowiednio przygotowywane. Na jednych z warsztatów uczyłam konia turlać piłkę. Kiedy udało mu się to pierwszy raz i dostał nagrodę, spróbował drugi raz. Ponownie nagrodzony zaczął szaleć z piłką demonstrując całym sobą swój wspaniały humor.
Ale koń, jak człowiek, musi też w dniu zawodów mieć swój dzień.
– Jasne. Może akurat gorzej się czuć, może też nie odpowiadać mu miejsce rozgrywanego konkursu, mogą go także deprymować albo irytować rywalizujące z nim obce konie…
W Polsce, jak powiedzieliśmy, Horse Agility to dyscyplina dopiero się rozkręcająca.
– Tak, nie ma jeszcze sztywnych regulaminów, identycznych zasad obowiązujących w całym kraju. Wszystko dopiero się dociera. Ale pary koń-przewodnik mogą startować także poza granicami i wcale nie muszą z Polski wyjeżdżać. Są bowiem międzynarodowe zawody organizowane online. Pary realizują wyznaczone zadania, rejestrują ich przebieg, a gotowe filmy wysyłają jurorom. Ci oceniają i punktują. Kto lepszy, ten wygrywa. Jak w życiu.
Horse Agility możemy traktować nie tylko jak wyzwanie sportowe, ale formę rekreacji. Nie musimy przecież z nikim rywalizować, a jedynie spędzać z koniem aktywnie czas. To propozycja także dla miłośników zwierząt, którzy są przeciwnikami dosiadania koni. Tu nikt nikogo nie dosiada. (HNK)
***
ELIZA FILIPIAK
Studiowała na Uniwersytecie Łódzkim oraz w Wageningen University&Research Center w Holandii. Jest dr. nauk medycznych. Prowadzi warsztaty poświęcone m.in. relacji człowiek – koń. Trenuje ujeżdżenie, jest instruktorem jeździectwa, hipoterapeutką, przodownikiem nizinnej turystyki jeździeckiej PTTK, trenerką horse agility. W ubiegłym roku ukazała się jej książka Horse Agility. Poradnik przyjaznego przywódcy.