Blisko rok temu, we wrześniu 2011, przeniesiono do Brańszczyka z Rachelan pod Sejnami Ośrodek Jeździecki „Konikowo”. Należał do uroczej amazonki, znakomitej instruktorki, Krystyny Leśniewskiej (1967-2011). Wydawało się, że przeprowadzka spowodowana bardzo poważną chorobą właścicielki, ma charakter wyłącznie tymczasowy. Niestety; Krystyna Leśniewska zmarła w grudniu ubiegłego roku, miała zaledwie 44 lata. Jej wychowankowie i przyjaciele z obecnego Konikowa postanowili relacjonować nam w formie dziennika, co dzieje się w Ośrodku, jakie spotykają jeźdźców przygody, co śmiesznego a co… nieśmiesznego wydarza się w codziennym życiu stajni. Zaczynają jednak nie od swojej opowieści, a od wspomnienia autorstwa twórczyni Konikowa, Krystyny Leśniewskiej, spisanego zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią.
Moje konie
Byłam warszawskim dzieckiem, ale z radością jeździłam do Rybienka pod Wyszkowem i spędzałam czas z moją klaczą, Basią. Już wtedy wiedziałam, że chcę mieszkać na wsi, na odludziu, ze zwierzakami, w tym oczywiście z końmi – takie miałam marzenia.
Była sobie raz dziewczynka, Krysia, która umiała rozmawiać ze zwierzętami… Tak zaczynała się każda bajka, którą opowiadała mi moja Babcia – Babisia – jak ją nazywałam. Czy wiedziała, że podobnie będzie wyglądało moje życie? Na pewno miała taką nadzieję. To dzięki Babisi mój Tata od młodych lat dosiadał gospodarskich koni sąsiadów. Ona sama też świetnie jeździła i kochała konie.
Kiedyś z Tatą zobaczyli piękną, drobną, siwą klaczkę usiłującą wyciągnąć wóz pełen piasku. Po negocjacjach odkupili ją. Nazywała się Basica.
Pamiętam, a miałam wtedy cztery lata, jak ojciec pokazywał mi jej siwe, poobijane boki. Klacz wyjątkowo szlachetna, orientalna, wręcz arabska, o ogromnych mądrych oczach. Wyjątkowo łagodna; można było chodzić pod jej brzuchem. Pod siodłem była szalona. Tata mawiał, że kiedy jednak wsiadała na nią czteroletnia Krysia, chodziła ostrożnie, jak z jajkiem. Basia zmarła w wieku około 30 lat, gdy ja miałam 18. Była moją opiekunką, nauczycielką i przyjaciółką.
Nastały dwa lata bez konia, choć oczywiście nie bez jazdy konnej. Pewnego dnia Tata powiedział, że jego sąsiedzi mają do sprzedania fajnego wierzchowca. Pojechałam i poznałam Grafa. Nie był siwy, nie był orientalny, a piękny! Czekoladowy kasztan o bardzo rzadkim odcieniu, w starym typie konia wielkopolskiego, mocny, proporcjonalny. Umiał dużo, a liczył podobno dopiero 7 lat. Kupiłam go i zaczęło się… Był agresywny w stosunku do obcych (tylko ja mogłam coś przy nim zrobić), uparty, płochliwy, bardzo wymagający pod siodłem – ciągle z niego spadałam. Ażeby przełamać lęki, w które mnie wpędził, zaczęłam jeździć jako amator na Służewcu. Pomogło: lęki znikły, bicepsy urosły. Jesteśmy ze sobą do tej pory; Graf to jedyny facet, o którym mogę tak powiedzieć. Warto więc było męczyć się z samcem alfa. Teraz, dzięki niemu mam spokojne stado, mądrze rządzone przez 30-letniego staruszka. Jest w wyśmienitej formie.
Pewnego dnia mój przyjaciel zapytał mnie, czy nie przyjęłabym konia do hotelu, jako towarzysza dla Grafa. Kupił wierzchowca swojej córce (Łora -xx) po przeszłości sportowej) i szukał dla niego spokojnej stajni. W zamian obiecał mi klacz arabską szwedzkiego pochodzenia, niewpisaną do Polskich Ksiąg Stadnych. Wiedział, że marzyłam o siwej arabskiej klaczy, takiej jak moja pierwsza Basia. Co prawda w rodowodzie miała Sankcja, ale kiedy zobaczyłam jej wielkie, mądre oczy, od razu ją przechrzciłam. Mój młodszy brat skomentował: Basia do nas wróciła.
Szlachetna, ekspresyjna pod siodłem (czuję to bardzo w każdej części ciała). Uwielbia, jak na nią patrzą, więc robi wszystko, żeby patrzyli. Twierdzę stanowczo, że w poprzednim wcieleniu była gwiazdą filmową. Cieszy się dobrym zdrowiem, nadal jest szalona pod siodłem i trudno uwierzyć, że ma już 20 lat. Była moim głównym koniem przez 12 lat; powoli ustępuje młodszym: Lessie i Watsonowi (znów siwy).
Mogłabym pisać bez końca, tak bardzo jestem z nich dumna. O mojej Babisi, która mnie bajkami zaczarowała, o moich wychowankach, dzięki którym stajnia powstała i rozrosła się…
Krystyna Leśniewska
***
Kilka dni po tym, jak Krystyna Leśniewska zachorowała, padł jej ukochany Graf. Parę miesięcy później odszedł młodziutki i uwielbiany przez wszystkich Watson. Dwudziestodwuletnia Basia, cieszy się świetnym zdrowiem i wciąż szaleje pod siodłem w Konikowie.
Jeźdźcy z Konikowa
***
OD REDAKCJI: Prapradziadek Krystyny Leśniewskiej (1967-2011) był szwoleżerem spod Samosierry /1808/, dziadek kawalerzystą po Podchorążówce, ciotka żołnierzem zwiadu konnego AK na Polesiu. Mając takie korzenie nic dziwnego, że Krystyna też chciała posmakować munduru i wojskowego siodła. Przez jakiś czas jeździła nawet w barwach Pułku Ułanów Zasławskich… galopowała w stuosiemdziesięciokonnej(!) szarży z okazji zjazdu kawalerzystów w Glinniku. W rodzinie Leśniewskiej nie tylko żołnierze dosiadali koni. Jeździła m.in. cioteczna babka siejąc zgorszenie męskim dosiadem: w stylu po damsku, odczuwała skutki zadawnionej, bolesnej kontuzji. Miała więc do wyboru: albo gorszyć, albo w ogóle nie wsiadać. O tym drugim, jak łatwo się domyślić, słyszeć nie chciała. Wierzchem jeździła również babcia Imelda. Imponowała umiejętnościami, ale też ogromną wiedzą, którą z czasem przekazała wnuczce Krystynie. Końmi zainteresował się także, co prawda dopiero, jako dojrzały mężczyzna, ojciec. Wynalazł gdzieś dwie kulbaki, kupił zimnokrwiste klacze i od tej pory wszystkie wolne chwile spędzał w stajni albo w siodle. Później trafiła mu się jeszcze Basia, drobna, siwa arabka, nie do końca wiadomego pochodzenia, ale po przystępnej cenie. Grzechem było nie kupić. Kupił więc, poczekał aż czteroletnia córka trochę podrośnie i sprezentował jej tę klacz na dobre i złe… /pd/
Zdjęcie Krystyny Leśniewskiej z Grafem, pierwsze od góry: FAPA-PRESS