Ewa Bagłaj: pisarka, dziennikarka, autorka trzech powieści dla nastolatek oraz biografii Klementyny Sołonowicz-Olbrychskiej. Zakochana w koniach, książkach i nadbużańskim krajobrazie. Gdyby miała czas, nie wychodziłaby ze stajni. Dopóty jednak, dopóki nie upora się z dalszym ciągiem przygód Broszki, Dublerki i Prymuski, o bliskich spotkaniach z końmi może zapomnieć… ku radości czytelników.
Dlaczego pisze książki? Bo nie maluje! Dlaczego nie maluje? Bo pisze książki! Od dziecka wiedziała, że będzie albo malarką koni, albo autorką powieści z końmi w rolach głównych. Rysując wierzchowce zachłystywała się jednocześnie lekturami przygodowymi, na kartach których konie grały, jeśli nie pierwsze, to przynajmniej drugie skrzypce. Takich książek jednak, wciąż było jej mało. Postanowiła więc, że kiedy dorośnie, zacznie sama pisać wzbogacając liczbę „końskich” tytułów i ułatwiając tym samym jeździeckie życie literackie kolejnym pokoleniom amazonek. Zaczęła. W 2005 roku ukazała się jej debiutancka powieść „Broszka”, dwa lata później „Dublerka”, kilka miesięcy temu trafiła do księgarń „Prymuska”. Wiemy, że autorka pracuje nad kolejnym tomem, ale na razie nie zdradza szczegółów. Możemy się tylko domyślać, że znów istotne miejsce zajmą konie. W pierwszej powieści, równolegle z wątkami fabularnymi, autorka przedstawiła dostojne, „wypieszczone” araby skontrastowane z końmi, których nie wozi się na pokazy, a tylko transportuje do rzeźni; w drugiej – wierzchowce filmowe i policyjne; w trzeciej – pracujące w hipoterapii oraz potrzebujące pomocy człowieka.
– Konie wciskam, gdzie tylko mogę – żartuje Ewa Bagłaj. – Nawet w biografii „Słoneczna dziewczyna; Opowieść o Klementynie Sołonowicz-Olbrychskiej”, w kilku miejscach wracałam do pasji jeździeckiej Daniela Olbrychskiego, który jako pięciolatek dosiadał… krzesła i wcielał się w postać Piotra Wielkiego. Na stronicach moich książek pojawia się ulubiona przeze mnie stajnia w Kostomłotach nad Bugiem, w której rozpoczynałam jeździecką przygodę. Było to co prawda dopiero w trakcie studiów, ale było. Nigdy nie zapomnę pławienia koni w Bugu – nie potrafię opisać, co wtedy czułam! A jakie wrażenie robiły i robią na mnie tamtejsze Hubertusy. Jeźdźcy w wypastowanych butach, w rajtrokach i frakach, a konie lśniące, jak nigdy. To coraz rzadszy widok.
Ze wspomnianej przez Ewę Bagłaj stajni w Kostomłotach, po ukazaniu się Słonecznej dziewczyny… otrzymała od hodowcy, Eugeniusza Kuprysia, nie byle jaki prezent: arabskiego ogiera. Grzywacz ma dziś osiem lat.
– Niestety nasze umiejętności jeździeckie są skrajnie rozbieżne. On wymaga jeźdźca doświadczonego, ja tymczasem wciąż jestem amatorką. Relacje z ziemi mamy znakomite, czuję jaki jest w mojej obecności spokojny. Kiedy jednak na niego wsiadam, nie tryska entuzjazmem, a spostrzegłam to przeglądając liczne zdjęcia. Na fotografiach wyraźnie widać, że ja jestem w siódmym niebie, on natomiast emanuje nastrojem minorowym. Kiedy z niego zsiadam, natychmiast się ożywia. Przeważnie więc chodzimy na spacery w ręku, choć ostatnio to nawet nie pamiętam, kiedy u niego byłam – tak mi brakuje czasu. Na szczęście koń jest pod dobrą opieką, trenuje go zawodowiec. Swoją drogą przechadzki na uwiązie, zainaugurowane w czasie, gdy jeszcze Grzywacz nie był ujeżdżony, wspólny stęp i kłus, procentują w moim warszawskim życiu. Polubiłam bieganie, uprawiam jogging. Konie zresztą w ogóle sporo mnie nauczyły, nawet asertywności. To akurat zasługa Etera, rodem z Jagodnego, hodowli Natalii i Ireneusza Kozłowskich, konia, z którym notabene mam zdjęcie na okładce pierwszego wydania Dublerki.
Eter obok Grzywacza i Głowicy (inspiracji dla książkowej Lolity) to tylko kilka spośród ulubionych koni pisarki. Jak sama twierdzi, wystarczy, że dosiądzie jakiejkolwiek szkapiny albo ją tylko pogłaszcze, a już staje się ona nieodłącznym elementem jej świata. Tak właśnie znalazła się w tym świecie słynna michałowska Kwestura, prawnuczka Baska, z którą autorka zetknęła się, gdy klacz miała zaledwie dwa lata i której losy zaczęła śledzić. A śledzić było co! Kwestura nie tylko zdobywała zaszczytne tytuły w Polsce i poza granicami, ale jest jedynym naszym koniem, którego na aukcji Pride of Poland w Janowie sprzedano za zawrotną sumę 1 miliona 125 tys. euro!
– Bardzo lubiłam i lubię jeździć do janowskiej Stadniny, nie tylko z racji niepowtarzalnego klimatu i atmosfery tam panującej, ale też naturalnych warunków, w jakich konie funkcjonują. Większość dnia spędzają na pastwiskach. Jak się człowiek przy nich zatrzyma, to może stać i obserwować godzinami. To ciekawsze od dobrego filmu. Czuję się zahipnotyzowana takim widokiem. I od razu marzę, ażeby w Warszawie, blisko domu, w którym mieszkam, też była stajnia z rozległymi trawiastymi padokami, by konie czuły się wolne i szczęśliwe.
O wolności i szczęściu zwierząt pisarka nie tylko często mówi, ale działa na ich rzecz współpracując z Fundacją VIVA. Zachęca też miłośników koni, psów, kotów… by nie ograniczali swojej miłości do wyrażania uczuć słowem, ale by angażowali się w charakterze wolontariuszy i aktywnie pomagali naszym braciom mniejszym.
Skąd wzięła się fascynacja zwierzętami, Ewa Bagłaj nie ma pojęcia. Nie pamięta nawet momentu, w którym narodziła się jej potrzeba obcowania z końmi. Pewnie była od zawsze i dobrze, że pisarka ją w sobie odkryła. Dobrze dla niej, dobrze dla CZYTELNIKÓW. Czekamy na czwartą część powieści, zdradzając zarazem, że niewykluczona jest piąta…
Piotr Dzięciołowski
Więcej o pisarce i jej książkach:
https://pl-pl.facebook.com/pages/Ewa-Bagłaj/540543519323157
Witam,
z zainteresowaniem przeczytałam Państwa artykuł o autorce książki pod tytułem Prymuska. Jestem po lekturze tej powieści i fragment dotyczący pracy z koniem Rubinem zrobił na mnie dobre wrażenie. Wydaje mi się, że opis na okładce wcale dobrze nie oddaje jej tematyki, ale jest to tylko moje własne zdanie. Może dobrym pomysłem byłaby recenzja wspomnianej książki pod kątem jeździeckim czy też raczej hipologicznym. Zauważyłam, że chyba nie ma takiej recenzji na stronie.
Z poważaniem
Katarzyna Mrozowska
Hej czy można wygrać u was te książki?