Kamera idzie w ruch. Pięć groźnych owczarków niemieckich, udających stado dzikich wilków, rzuca się w pogoń za Rafałem Olbromskim. To jedna ze scen filmu Popioły (1965 r.) Andrzeja Wajdy nakręconego na podstawie powieści Stefana Żeromskiego. Odtwórca roli, Daniel Olbrychski, pędzi konno. Zadanie dość karkołomne: zima, głęboki śnieg, miejscami ślisko. Na szczęście meta nie tak daleko. Jeszcze kilkadziesiąt metrów i treserzy złapią psy, a aktor usłyszy sakramentalne: kamera stop! Niestety! Członkowie ekipy zobligowani do przechwycenia psów nie zdążają na wyznaczone pozycje, bo reżyser zbyt szybko dał znak do rozpoczęcia zdjęć. Olbrychski galopuje więc dalej, a psy gonią jak goniły. Chwilami są tuż tuż. Jest niebezpiecznie. Morderczy wyścig ciągnie się parę kilometrów. Owczarki dają wreszcie za wygraną. Skonany jeździec, z nie mniej skonanym wierzchowcem, ruszają w drogę powrotną. Z daleka aktor dostrzega wozy straży pożarnej, karetki pogotowia i tłumy obcych ludzi. Podjeżdża bliżej; w zamieszaniu nikt go nie rozpoznaje, zresztą niewielu go wówczas znało. Miał zaledwie 19 lat i stawiał w zawodzie pierwsze kroki.
– Co się stało? – zapytał pierwszego napotkanego na planie człowieka.
– A panie, aktora poniosło! Ciała szukają.
Olbrychski nie wyprowadził nieznajomego z błędu; skierował się natomiast w stronę Wajdy. Reżyser akurat sprzeczał się o to, kto zawinił z treserem Aleksandrem Kułago.
– Cześć – zwrócił się aktor do Andrzeja Wajdy.
Ten odpowiedział niemal automatycznie:
– Cześć.
Dopiero po chwili, kompletnie zaskoczony podniósł wzrok:
– O Boże! – tyle zdołał z siebie wykrztusić na dzień dobry.
Wieczorem, kiedy po dniu pełnym wrażeń wszyscy już ochłonęli, Aleksander Kułago nalał Olbrychskiemu kieliszek wódki i rzekł:
– Wiesz Danek, to dobrze, że tak mocno siedziałeś w siodle, bo jakbyś spadł, to pieski nie musiałyby już gonić twojego ogiera…/pd/
Zdjęcia FAPA-PRESS
Miło po latach poczytać o ojcu a wiem,że z Panem Olbrychskim byli dobrze zaprzyjaźnieni i pewnie podczas kręcenia zdjęć do filmów przy pracy ze zwierzętami nie był to odosobniony wypadek.
Nam również miło, że dzięki nam przeczytał Pan o swoim ojcu. Ta historia opisana jest w książce „Koń to jest ktoś” Pozdrawiamy Zespół Hej Na Koń