Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

NA TROPIE TRYBOWNIKÓW. TARGI KONNE WIDZIANE INACZEJ

 

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

 

Dawniej na targach końskich „słychać było ślubowania trybowników, jako się ten koń nie zasadza, jako nie nosaty, ani nie dychawiczny, nie chromy, jako ma cudne oczy i nieślepy, jako nie licowany, ani kradziony, ale wolny, choć się potem inaczej pokazało, to szukaj trybownika, jak wiatru w polu”. Co pozostało do dziś z tych zwyczajów? Oto zapiski z moich niedawnych badań kulturowo-językowych w Skaryszewie i Pajęcznie.

 

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

Opis przemysłu trybowniczego w dawnej Polsce, zawarty na kartach Historyi powszechnej konia Mariana Czapskiego z 1874 roku, nie jest zbyt obszerny, ale – z braku innych ujęć – jest to ciekawa lektura. Autor opisuje w niej zwyczaje trybowników, bo tak dawniej zwano osoby zajmujące się handlem końmi. Areną ich niezwykle przebiegłych sztuczek handlowych były właśnie targi konne, licznie odbywające się w polskich miasteczkach. Podobno jeszcze pod koniec XIX wieku trudno było o miejscowość, w której nie można by kupić pogłowia w ten sposób. Niemal każde miasteczko za czasów I Rzeczpospolitej posiadało targowicę, czyli wyodrębnioną część, która stanowiła zwyczajowe miejsce kupna i sprzedaży koni. Działała nawet instytucja litkupnika, czyli pośrednika w sprzedaży. Zadaniem litkupnika było znalezienie nabywcy na jarmarku i udział w targu.  Co ciekawe, do dnia dzisiejszego przetrwało określenie „litkup” na oznaczenie poczęstunku alkoholowego po zakończonym targu.

 

Targi kiedyś i dziś

Czasy świetności hodowli konia w Polsce miały miejsce w epoce Oświecenia, kiedy to: „hodowla konia w Polsce nie będąc wolną od lekkiej w guślarstwo zaprawy, stała jednakże bardzo wysoko, a pod wieloma względami nic do życzenia nie zostawiając, posłużyć by nam i dzisiaj nie w jednym punkcie za wzór mogła”[i]. Najsłynniejsze jarmarki konne w dawnej Rzeczypospolitej odbywały się w Kunowie, Pilznie, Pierzchnicy, Koprzywnicy czy Chęcinach[ii]. Obecnie nadal podtrzymywana jest sięgająca XV wieku tradycja skaryszewskich „Wstępów”. Oprócz tego targi o ogólnopolskiej sławie odbywają się w Pajęcznie. Jarmarki te nie odgrywają jednak żadnej roli w pejzażu współczesnych praktyk handlowych, a urzędnicy nie uwzględniają ich nawet w raportach gospodarczych. Powodem jest, rzecz jasna, znaczne zmniejszenie liczby pogłowia i odejście od wykorzystywania konia przy pracach rolnych i transporcie. Pewnie nawet nie miałabym okazji poznać tradycji „Wstępów”, gdyby nie moje zainteresowanie tematem dawnych zwyczajów handlowych. Najbardziej zaciekawił mnie słynny zwyczaj dobijania targu za pomocą uniesionych w górę dłoni i przypieczętowywania w ten sposób sprzedaży konia. Pomyślałam sobie o tym jako o wciąż żywym relikcie popularniejszej dawniej praktyki targowania się o cenę towaru na jarmarkach. Wcześniejsze obserwacje terenowe na targowiskach – prowadzone w związku z tematem pracy doktorskiej – prowadziły do smętnej konkluzji, że czujność kupiecka w narodzie została uśpiona…

 

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

Skaryszew w strugach deszczu

Pierwszym odwiedzonym przeze mnie jarmarkiem były skaryszewskie „Wstępy”. Pogoda była fatalna – przez cały dzień padał deszcz. Z tej wyprawy zachowały się w mojej głowie obrazy przeraźliwego chaosu i zgiełku, które przerosły wszelkie dotychczasowe wyobrażenia o żywiołowej naturze targu. Zagęszczony wzdłuż paru alejek przechodnich, szeroki tłum koniarzy i hodowców koni, przeważnie mężczyzn w wieku średnim, o zachowaniach i ubiorach zdradzających raczej bezceremonialny stosunek do świata… Przyznam, że zderzenie dość zbijające z tropu, jeśli w dodatku człowiek nie wie, czego się spodziewać.  Samo dotarcie na miejsce, w którym odbywały się transakcje, zajęło mi dobrą godzinę. Po drodze pokonałam mały tor przeszkód – najpierw pokazy  końskich umiejętności, które trudno było ominąć łukiem, potem zapora w postaci ekipy obrońców praw zwierząt (odbyła się wówczas demonstracja), wreszcie brodzenie po kostki w błocie obrzeżem drogi, gdyż środek zajęły samochody, i to jeden po drugim.  No i cały czas towarzyszyły mi obawy, czy w obliczu tej piekielnej kakofonii dźwięków ziści się nadzieja na nagranie choćby jednej, za to wartej uwagi rozmowy…

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

Moje obawy potęgowały się w miarę zbierania nagrań. Sprzedawcy byli niezbyt życzliwi osobom z urządzeniami rejestrującymi dźwięk, a wszelkie tłumaczenia przyjmowali niechętnie. Byli wyraźnie podirytowani z powodu demonstracji i zainteresowania mediów. Głośne rżenia koni stanowiły równie poważny problem – bo trudno w takich warunkach uwiecznić kupieckie zwyczaje bez drogiego sprzętu technicznego. Na otarcie łez udało się zaobserwować (i częściowo nagrać) kilka ciekawych scenek, osadzonych w dawnych zwyczajach. Nie sposób było zignorować głośnych sporów prowadzonych między koniarzami, w trakcie trwania których najlepiej uwidoczniały się takie cechy, jak upór, przekora i zadziorność (niekiedy na granicy agresji), wynikające z nastawienia do handlu tej wąskiej grupy sprzedawców.

Szczególnie utkwił mi w pamięci pewien przypadek sprzedaży konia na zasadach koleżeńskich, bo za środki perswazji służyły tu głośne namowy kolegów potencjalnego kupca (Mańka). Namowy te trwały bardzo długo. Co ciekawe, sam sprzedawca zajął rolę biernego obserwatora, bo być może zdążył już wyczerpać argumenty na początku rozmowy. Ostatecznie do transakcji nie doszło, ale trzeba docenić zespołowe starania:

 

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

O: Maniek, sprzedano jest….

K: Ale powiedziałem ci!

O1: Ale już!

K: Ale powiedziałem ci słowo! Ale powiedziałem ci słowo!

O: Tak! Dajesz sto i sprzedane jest.

K: A chuja!

O: Mówię sto, bańkę i sprzedano jest!

O2: Maniek, tak!

O: Mówię sto, bańkę i sprzedano jest!

O2: Maniek, tak! Sprzedano jest!

 

To właśnie przez te żywiołowe scenki więcej uwagi poświęciłam mentalności koniarzy odwiedzających targi, niż samej sferze kupieckiego rytuału. Zaskoczyła mnie też stosunkowo niewielka liczba sfinalizowanych transakcji. Zdecydowanie więcej było słychać targów na etapie prezentacji, niż na etapie ich dobijania.

 

Pajęczno – festyn czy targowica?

Kolejnymi odwiedzonymi przeze mnie targami konnymi były majowy i wrześniowy Pajęczański Targ Konny w Pajęcznie koło Częstochowy. Jak się okazuje, efektem, między innymi, długofalowej polityki peerelowskich władz było uczynienie Śląska zagłębiem, jeśli chodzi o końskie pogłowie używane w celach gospodarczych – i stąd rejony te ocalały na prawie pustej mapie imprez koniarskich tego typu. Wiele śląskich targów zniknęło w ostatnich latach (Żory). Siła tradycji i więzi w obrębie wspólnoty, jaką tworzą wiejscy hodowcy koni, ma jednak swoją moc sprawczą – targ w Pajęcznie nadal jest w stanie przyciągać szerokie rzesze miłośników koni z bliskich i dalekich okolic. Oprócz zwierząt, handluje się tam osprzętem konnym, podobnie jak w Skaryszewie.

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

Wspomnieniami z Pajęczna były pochmurne niebo (za każdym razem padał deszcz) i szeroki plac, lepiej przystosowany do sprzedaży targowiskowej, niż skaryszewski. Wiele zawdzięczam pracownikom służb weterynaryjnych. Szczególnie miły był gest przedstawienia mnie koniarzom, co ułatwiło mi potem zbieranie materiału. Po poprzednim targu została mi w głowie mała blokada psychiczna – trudno było mi wejść w rolę obserwatora zachowań ludzi, którzy zdają się traktować wszystko dookoła z dużą dozą czujności. Z początku nie traktowałam tych ostentacyjnych przejawów grubiaństwa w kategorii kupieckiej gry. Zresztą tego grubiaństwa też nie było tyle, by czynić z tego jakąś prawidłowość. Owszem, sygnałów pozorowanego lekceważenia i urażonej dumy wysyłanych pod adresem kupców nie brakowało – ale na tym właśnie polega cały koloryt tradycyjnych końskich targów!

Może to prowadzić do ostrego sporu między targującymi, z uwagi na obecność wielu osób postronnych. Trzeba wiedzieć, że targ konny jest z zasady zdarzeniem publicznym:

 

S: E tam, nie będę się… Bo ja jestem pewny, panie!

K: Pewny to może być pan swojej żony. Drugi raz jestem tu. Dołożę, ale spuść piątkę.

S: Ale daj pan spokój! Idź, nie trzeba mi…

K: Dwa razy przychodzę, ale trzeci raz nie przyjdę.

S: No dobra!

K: Dobra, dobra.

S: No dobra!

K: Ty wiesz swoje, ja wiem swoje!

S: A idź, bo ci wleję!

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

 

Scenek obrazujących zwyczaj dobijania targu nie było zbyt wiele, a te, które udało mi się zarejestrować, miały przebieg dość gwałtowny. Oto jedna z nich: W trakcie targu klient zastygł w pozie uniesionej dłoni, gotowej do odbicia. Sprzedawca miał wyraźne opory, gdyż cena była, jego zdaniem, zbyt niska:

 

S: Już! Już!

K: Spuszczasz!

S: Nie, nie!

K: To nie!

O: Ale równe musi być za konia!

K: Spuszczaj jednego (…)

 

Ostatecznie ustąpił i nastąpiło głośne przyklaśnięcie dłoni:

 

S: To jak ja ci powiedziałem, w chuj masz, żeby było równe.

 

FOTO: FAPA-PRESS/ Piotr Dzięciołowski

Oprócz efektownych targów zaobserwowałam też mający miejsce w wozie obok poczęstunek przed litkupem, tyle że radość sprzedawcy była zdecydowanie przedwczesna. Koń nadal przez długie przechodził targi, a alkohol raczej ośmielał uczestników targu do zgłaszania coraz to bardziej niedorzecznych propozycji. W międzyczasie trwały liczne pokazy końskich umiejętności, a wzdłuż alejek żywo dyskutowali koniarze… To właśnie odgłosy ich rozmów wraz z rżeniem końskim nadawały rytm targom – sam rytuał targowania bardziej skłaniał do humorystycznego przekomarzania się między sobą, niż do zawierania owocnych transakcji. Dowodem tego jest choćby bilans imprezy – we wrześniu w Pajęcznie sprzedały się raptem trzy czy cztery sztuki. Z ekonomicznego punktu widzenia targi raczej skłaniają się ku byciu imprezą wystawienniczą, a nawet rodzajem widowiskowego festynu.  Pewnie wiele osób uznałoby, że nie warto nawet analizować sensu całej kulturowo-językowej ich otoczki.

Na szczęście nie zawsze i nie wszędzie chodzi tylko o pieniądze.

Joanna Tyka[iii]



[i] M. Czapski, Historya powszechna konia. T.2, Poznań 1874, s. 116.

[ii] E. Rot, Na targu w Skaryszewie. „Koń Polski” 2010, nr 4, s. 4-6.

[iii] Badania targów konnych odbywały się, w związku z przygotowywaniem przez Autorkę  rozprawy doktorskiej Rozmowa handlowa na targowisku miejskim w ujęciu tekstologiczno-komunikacyjnym.

    Print       Email

Jedna odpowiedź do “NA TROPIE TRYBOWNIKÓW. TARGI KONNE WIDZIANE INACZEJ”

  1. katalog stron pisze:

    Witryna jest świetnie zrobiona: przejrzysta, klarowna
    i miła w odbiorze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.