Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

MAGICZNA MOC KONI

Rajd konny w Czartorii, zdjęcie z archiwum domowego Krzysztofa Czarnoty.

Znany kabareciarz i pisarz z dnia na dzień przeprowadza się ze stolicy do położonej daleko na wschodzie Czartorii. Tłumaczka i polonistka kupuje gospodarstwo na Mazurach, w którym własnoręcznie rozpoczyna remont. Menedżerka i finansistka na wysokim stanowisku rezygnuje z dobrze płatnej pracy w banku. Panicznie bojąca się koni matka, postanawia dla swojego chorego dziecka nauczyć się jeździć. Małżeństwo sprzedaje mieszkanie w centrum miasta, ażeby mieć na wpłatę wadium, które umożliwi im udział w przetargu na zakup 100 hektarowego gospodarstwa. Narkomanka, która trafia na leczenie, postanawia wytrwać tylko dzięki obecności zwierząt…

 

„Konie i jeździectwo w życiu człowieka” to tytuł pracy magisterskiej, którą obroniłam na wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Od początku wiedziałam, że temat będzie związany z końmi, ponieważ jeździectwo jest moją wielką pasją. Obcuję z końmi od dziecka i to za sprawą rodziców. To oni uczyli mnie jeździć i przekazywali zamiłowanie.

 

Agata Więckowiak, autorka artykułu; zdjęcie z archiwum domowego AW.

Na podstawie analizy indywidualnych historii ludzi chciałam pokazać, jak głęboko konie wnikają w nasze życie, uwzględnić zmiany, jakie powodują i jakich wymagają poświęceń.  Główną inspiracją do pisania pracy magisterskiej była książka Krzysztofa Czarnoty „Czartoria Kraina Kuhailana” oraz sam życiorys autora. Udało mi się znaleźć wiele osób, które dzięki koniom zmieniły życie i zgodziły się podzielić swoimi przeżyciami. Oto kilkoro z nich:

Krzysztof Czarnota; zdjęcie z archiwum domowego KC.

Krzysztof Czarnota to znany kabareciarz, pisarz związany z estradą, radiem i telewizją. Mieszkał w dużym mieście, dla koni wybrał wieś. Czartoria stała się jego miejscem na ziemi, krainą wolnych koni i wolnych ludzi. Dzielne i wytrzymałe kuhailany podbiły jego serce. Zajął się hodowlą, a ukochany Mąciwoda został głównym bohaterem jego książki „Czartoria kraina Kuhailana”. Krzysztof Czarnota  startuje w rajdach długodystansowych, trenuje konie naturalnymi metodami, prowadzi stajnię rajdową. Promuje jeździectwo terenowe. Końmi zajmuje się zawodowo, ale wciąż jest to jego pasja; wielka namiętność.

Krzysztof Czarnota pod Mąciwodą na pokazie w SO Białka; zdjęcie z archiwum domowego KC

Zwierzęta te traktuje jak członków rodziny. Na co dzień obcuje z 20 własnymi arabami. Nie spodziewał się, że zostaną jego przyjaciółmi i tak bardzo zmienią mu życie. Jeździectwem zaraził wielu znajomych. Jak mówi: końmi można się cieszyć na sto sposobów. Każdy na swoją miarę i możliwości. Zapytany przeze mnie, jak wyobraża sobie życie za 20 lat, odpowiedział: nie mam pojęcia, tak samo jak 20 lat temu mieszkając w Warszawie, nie śniło mi się, że kiedyś będę miał na Kresach stado arabów, stajnię treningową, przyjaciół koniarzy, i nie będą mnie budzić warczące samochody, a rżenie koni.

 

Wolno żyjące stado Bereniki Bratny; zdjęcie z archiwum domowego BB

Berenika Bratny mieszkała w Warszawie; z wykształcenia jest polonistką i tłumaczką. Dziś w dalszym ciągu zajmuje się tłumaczeniem, tyle że języka koni. Poznaje ich świat i stara się przybliżyć go ludziom. Z końmi ma kontakt od dziecka, jej rodzice hodowali dwie klacze. W stajni spędzała więc sporo czasu… do czasu, gdy rozpoczęła studia na polonistyce. Wtedy z jeździectwem rozstała się. Planowała napisanie rozprawy doktorskiej, była tłumaczką języka angielskiego. Czuła jednak, że coś jej umyka i coś traci. Miewała nawet stany depresyjne, zrozumiała, że potrzebuje radykalnej zmiany. Doszła do wniosku, że musi wrócić do koni, że życie bez nich, to jak życie bez powietrza. Z dnia na dzień podjęła decyzję o wyjeździe na wieś i porzuceniu pracy w Warszawie. Kupiła duże gospodarstwo na Mazurach Garbatych i dostosowała je do potrzeb koni. Pracowała przy remoncie i sianokosach, czuła, że żyje. Początkowo zajmowała się prowadzeniem rajdów turystycznych oraz nauką jazdy konnej. Następnie organizowała kursy jeździectwa naturalnego.

Berenika Bratny ze swoimi końmi; zdjęcie z archiwum domowego BB

Obecnie mieszka z 15 końmi. Prowadzi stajnię i ośrodek edukacyjny promujący psychoterapię wspieraną kontaktem z końmi. Jest rolnikiem, stajennym, kowalem. Wraz z przyjaciółmi założyła stowarzyszenie „Okiem konia” mające na celu propagowanie i nauczanie nowych metod pracy i komunikacji z końmi. Od długiego czasu nie jeździ już wierzchem, pracuje za to z końmi metodą „Liberty” z ziemi. Miłością do koni zaraziła wiele osób. Sama nie wyobraża sobie już bez nich życia. Dzięki nim całkowicie zmieniła stosunek do ludzi, natury, miłości, dzieci…

 

Ksenia Samsel podczas zawodów ujeżdżeniowych; zdjęcie z archiwum domowego KS

Ksenia Samsel – menedżerka i finansistka. Dla bycia z końmi zrezygnowała z pracy w wyuczonym zawodzie. Dziś prowadzi ośrodek „Huzar”, startuje w zawodach jeździeckich, sędziuje oraz propaguje jazdę w damskim siodle. Swój pierwszy kontakt z końmi miała w dzieciństwie. Kiedyś dziadek wsadził ją na jedną ze swoich gospodarskich  kobył. Ta spłoszyła się i dziewczynkę poniosła. Na szczęście nic się nie stało, ale mama Kseni tak się wystraszyła, że zabroniła podobnych atrakcji. Przerwa od koni trwała długo. Szkoła, studia na kierunku zarządzania, praca w banku… Kariera rozwijała się w ogromnym tempie, coraz wyższe stanowiska, coraz poważniejsze projekty. Płaciła za to zmęczeniem, kiepską kondycją fizyczną, brakiem czasu na cokolwiek poza pracą, beznadziejnym samopoczuciem. Miała 31 lat i stopniowo wszystkiego dość. I właśnie wtedy w jej życiu pojawiły się konie po raz drugi. Przy banku, w którym pracowała, utworzono sekcję jeździecką. Zapisała się, złapała bakcyla.

Ksenia Samsel na Wadisie, pokaz jazdy w damskim siodle; zdjęcie: Adam Szewczak

Podczas jednej z przejażdżek doznała poważnego urazu – życie uratował jej kask. Miała świadomość, że jeśli po dojściu do zdrowia nie wsiądzie na konia, będzie to koniec jej przygody z jeździectwem. Zaczęła szukać odpowiedniego, bezpiecznego ośrodka. Sporządziła ranking w oparciu o stworzony przez siebie kwestionariusz, a pytania zadawała telefonicznie; było ich około 50 i każde z nich bardzo szczegółowe. Wygrał ośrodek „Huzar” Marka Samsla, jak się później okazało, jej przyszłego męża. Ksenia coraz częściej przyjeżdżała do stajni, pomagała urządzać wnętrza ośrodka, brała indywidualne lekcje. Swoje życie zaczęła zmieniać dla bycia z końmi. Dziś wspólnie z mężem organizuje szkolenia, kursy, plenery malarskie i fotograficzne. Projektuje stroje do jazdy w damskim siodle. Konie traktuje jak swoje dzieci. Wywróciły jej życie do góry nogami, ale  nauczyły cierpliwości, delikatności i konsekwencji.
***
Szukając materiałów do mojej pracy magisterskiej, dotarłam także do ludzi, dla których konie są terapeutami i pomagają wyjść z nałogu. Działają na nich kojąco, są antidotum na uzależnienie, sam kontakt z nimi ma dla nich zbawienny wpływ. To dlatego w niektórych ośrodkach prowadzona jest dla narkomanów hipoterapia. Dzięki koniom wiele osób odnajduje siły i buduje życie na nowo, a kontakt z tymi zwierzętami staje się niejednokrotnie przygodą i sposobem na całe życie. Pytając osoby niegdyś narkotyzujace się albo pijące, czy spodziewały się, że konie odmienią ich codzienność, odpowiadały: nie! ale zaraz dodają: konie uratowały nam życie.
Relacja, jaka powstaje między człowiekiem a koniem, to niesamowita więź, która uzależnia. Pod wpływem koni ludzie podejmują inną pracę, przeprowadzają się na wieś, wymieniają samochody na większe, by móc na wakacje pojechać z czterokopytnym przyjacielem, budują stajnie, rezygnują z wolnego czasu. Konie potrzebują ich przecież 365 dni; bez względu na święta, pogodę, czy chorobę właściciela. W tej materii L4 nie funkcjonuje.
Każda z osób, z którą przeprowadziłam wywiad, na pytanie, czy jest bardziej zadowolona ze swojego obecnego życia z końmi niż wcześniejszego bez koni, odpowiedziała twierdząco. Życia bez koni już sobie nie wyobrażają; jeździectwo stało się ich stylem i filozofią. Konie dają im energię i siłę, dzięki nim są szczęśliwi.
Agata Więckowiak

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.