Ze wspomnień DANUTY SZAFLARSKIEJ: W Warszawskiej premierze w reż. Jana Rybkowskiego (1951), jedynym filmie z moją rolą w siodle, dosiadałam znakomitego i pięknego konia. Nim trafił do szkółki jeździeckiej, przeszedł szlak bojowy. Wyszkolony był więc doskonale, jednego tylko bał się okropnie: kobiety w krynolinie, a taką właśnie suknię miałam na sobie. W pewnym momencie, i to podczas ujęcia, spłoszony zaczął cofać. Kompletnie nie wiedziałam, co robić, bo niby skąd! Instruował mnie co prawda sam rotmistrz Tadeusz Jacobson, ale nawet on w dwie godziny lekcyjne nie był w stanie wszystkiego nauczyć. I tak dobrze, że na potrzeby filmu opanowałam sztukę stępowania po damsku… w męskim siodle, bo innego nie było. Wypadło nieźle. Rotmistrz stwierdził, że mam zadatki na znakomitego jeźdźca, zwłaszcza skoczka i jest gotów uczyć mnie nawet darmo, bylebym tylko sprawiła sobie spodnie i buty. Niestety, nie bardzo było mnie wtedy stać na takie wydatki, choć na dobrą sprawę, gdyby chęci znacznie przewyższały budżet, pewnie jakoś bym sobie poradziła.
KOBIETA W KRYNOLINIE
Ze wspomnień DANUTY SZAFLARSKIEJ: