Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

PORTRET SPŁOSZONEGO KASZTANA

Sławomir Wróbel, rolnik, sołtys mazowieckiej wsi Gulczewo, wcześniej, przez dwie dekady, radny miejski i powiatowy. Od dziesięciu lat jeździ konno, razem z przyjaciółmi kultywuje tradycje „Dnia Konia” zorganizowanego po raz pierwszy w 2006 roku przez jego sąsiada, wybitnego artystę malarza profesora Ludwika Maciąga (1920-2007).

 

„Kasztan” pędzla Ludwika Maciąga

Sławomir Wróbel, rolnik, sołtys mazowieckiej wsi Gulczewo, wcześniej, przez dwie dekady, radny miejski i powiatowy. Od dziesięciu lat jeździ konno, razem z przyjaciółmi kultywuje tradycje „Dnia Konia” zorganizowanego po raz pierwszy w 2006 roku przez jego sąsiada, wybitnego artystę malarza profesora Ludwika Maciąga (1920-2007).

Ależ tam tereny do konnych przejażdżek. Dziki Bug, tysiąc hektarów lasów, łąki – tylko siodłać i w drogę. Sławek Wróbel korzysta z tych uroków natury przynajmniej raz w tygodniu. Często wybiera się wierzchem w kierunku ulubionych Osin. Bywa, że jedzie z kolegami z Rybna i Olszanki. Wtedy akurat pojechał tam sam, konia uwiązał, usiadł pod drzewem i rozmyślał o błogim świecie. Kiedy przyszło mu wracać i klacz na powrót siodłać, jak na złość urwał się przy kantarze uwiąz i tyle konia widział. Ten na szczęście popędził prosto do stajni, ale on został z siodłem w głębokim lesie sam jak palec. Dobrze, że miał telefon, zadzwonił po syna, który wcale nie tak szybko go odnalazł.

W żupanie; foto Jarosław-Marek Komorowski

Innym razem, zresztą w pobliżu tamtego miejsca, jego koń dostrzegł łosie. Stały w odległości jakichś dwudziestu metrów i patrzyły. Ale że wierzchowiec nigdy wcześniej takich zwierzaków nie widział, wziął nogi za pas i pognał ze swoim panem aż się kurzyło.

Ze stadem; foto FAPA-PRESS

Jeździeckich przygód uzbierało się w ciągu dziesięciu lat sporo. Gdyby Sławomir Wróbel zaczął jeździć wcześniej, byłoby ich – co oczywiste – znacznie więcej. Ale nie zaczął, bo miał powód. Nie raz, nie dwa był świadkiem, jak nieelegancko ludzie zachowywali się wobec profesora Maciąga, gdy ten konno przemierzał wieś.

– Gwizdali, wytykali palcami, śmiali się, mówili „dziwak”. Po co mi więc takie atrakcje – myślałem. – W domu był koń gospodarski, musiał wystarczyć.

Któregoś razu ten gospodarski kasztan spłoszył się. Na drodze stanął mu wtedy Profesor i swoimi sposobami go zatrzymał. Ot takie zdarzenie, pozornie bez znaczenia. Ale minęły może dwa lata, a tu malarz, ku zaskoczeniu rodziny Wróblów, pokazuje zdjęcie obrazu, na którym uwiecznił spanikowanego konia.

Autograf Ludwika Maciąga w albumie „malarstwo” z roku 1994

– Ale mi się ten obraz spodobał. Z miejsca zaproponowałem, że go odkupię. Niestety, był już sprzedany.

I znowu minęło trochę czasu, nastał kolejny „Dzień Konia” w Gulczewie, przy okazji organizowano wystawę prac Ludwika Maciąga.

– Wśród obrazów był też mój kasztan. Ale mi się łezka w oku zakręciła. Właściciel jednak za żadne skarby nie chciał płótna odsprzedać. Na nic zdały się moje prośby.

Wtedy na nic, ale w końcu zostały wysłuchane. Płótno z kasztanem trafiło w ręce Wróblów.

Sławomir Wróbel; foto FAPA-PRESS

Wisi w sypialni gulczewskiego domu. To bardzo ważny obraz dla Sławka, bo za jego sprawą, co wydaje się niewiarygodne, i on został koniarzem. Od chwili bowiem, gdy na „Dniu Konia” zobaczył „Kasztana” pędzla Maciąga, tak go zaczęło ciągnąć do jeździectwa jak nigdy wcześniej. Pół roku później kupił dwie małopolskie klacze: Kleopatrę i Kaję.

– Spadałem, wsiadałem, spadałem, wsiadałem, ale dzięki instrukcji znajomych i lekcjom, które mi dawali, nauczyłem się trzymać w siodle. Dziś mogę śmiało powiedzieć: jestem jeźdźcem i hodowcą. Mam pięciokonne stadko. Kaję, trzy młode i jedną klacz wielkopolską. Kleopatry już nie ma. Podczas ubiegłorocznego Hubertusa złamała nogę. Nie było ratunku.

Gulczewskich koni dosiadają też jeden z synów sołtysa, znajoma, ale przede wszystkim on sam. Stępując po lasach, łąkach, brzegiem Bugu zastanawia się, jak rozwiązywać takie czy inne problemy lokalnej społeczności, wpada na rozmaite pomysły. Teraz jego myśli koncentrują się wokół kolejnej, tym razem wyjątkowej imprezy. Wyjątkowej, bo organizowanej na cześć Ludwika Maciąga, który w bieżącym roku skończyłby 100 lat. Na pewno będzie wystawa prac Profesora, plener malarski, zjazd konnych, pokazy kaskaderskie… Co jeszcze? Przekonamy się już latem.

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.