Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

JEŹDZIĆ CODZIENNIE – TO NIE; BYĆ Z KOŃMI DZIEŃ W DZIEŃ – TO TAK

Ewa Kwiecień: laureatka konkursu fotograficznego hejnakon.pl , zdobywczyni nagrody Zdjęcie Roku 2019; z wykształcenia technik drogowy, od lat dziecięcych związana z końmi; instruktorka jeździectwa i hipoterapeutka; właścicielka dwudziestoletniej wielkopolanki Grimy.

 

EWA KWIECIEŃ; foto FAPA-PRESS

Ewa Kwiecień: laureatka konkursu fotograficznego hejnakon.pl , zdobywczyni nagrody  Zdjęcie Roku 2019;  z wykształcenia technik drogowy, od lat dziecięcych związana z końmi; instruktorka jeździectwa i hipoterapeutka; właścicielka dwudziestoletniej wielkopolanki Grimy.

ZDJĘCIE ROKU 2019; foto EWA KWIECIEŃ

Fotografuje, bo fotografował  jej ojciec. Przyglądała się, jak wywoływał w koreksach filmy i kadrował w ciemni powiększenia. Wkrótce i ona to robiła. Sporo fotografowała na obozach harcerskich. Z pierwszego przywiozła tylko trzy zdjęcia, bo reszta nie wyszła. Z czasem było o niebo lepiej. Dziś uwiecznia wszystko cyfrowo, bo taka rzeczywistość, ale podkreśla, że to zupełnie coś innego i nie da się porównać z obrazem z aparatów tradycyjnych (błędnie nazywanych analogowymi).

Foto EWA KWIECIEŃ

Kilka lat temu Ewa Kwiecień zdobyła w naszym konkursie nagrodę miesiąca. Przysłała wówczas wiosenne zdjęcie kawek skubiących koński zad. W ten sposób ptaki pozyskiwały bezcenny materiał na budowę gniazda. Ale nie tylko zrobiła im wtedy zdjęcie, nakręciła też krótki film i opublikowała na facebooku. Niewiarygodne, ale obejrzało go ponad milion internautów.

            – Gdybym spodziewała się takiego odbioru, to dałabym go na youtubie i brała po złotówce za odsłonę. A wtedy Fundacja Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym „Hipoterapia”, z którą jestem związana od dwudziestu lat, byłaby najbogatszą tego typu instytucją w Polsce.

I nie musiałaby się martwić o nową lokalizację dla swojego ośrodka. Bo jak zapewnie wielu czytelników pamięta, Fundacja straciła ursynowskie lokum w związku z budową autostrady. Kilkadziesiąt miesięcy była bezdomna, bo nikt się nie kwapił, by ta jedna z najlepszych w kraju tego typu placówek pomagała potrzebującym.

– Wreszcie mamy kwaterę. Stacjonujemy w jednej ze stajni na warszawskich wyścigach i działamy odbudowując naszą markę. Musimy wszem wobec przypominać, że znowu jesteśmy na posterunku.

Grima; foto EWA KWIECIEŃ

Ale Ewa Kwiecień nie tylko zajmuje się pacjentami, uczy także jeździć konno w podwarszawskiej stajni w Wilczej Górze. Mając tak bogate doświadczenie jeździeckie i hipoterapeutyczne od razu orientuje się, kto do niej na lekcje przychodzi.

– Któregoś dnia zapisała się na jazdy nastolatka. Na moje pytanie, czy już kiedyś jeździła, czy miała kontakt z końmi, odpowiedziała z pewnością w głosie, że oczywiście. Że umie galopować, a nawet skakać. Jakoś nie bardzo chciało mi się w to wierzyć. I miałam nosa. Okazało się, że kandydatka na amazonkę nigdy nie siedziała na koniu, a galopować rzeczywiście galopowała, tyle że w grze komputerowej. Bywa też, że rodzice nie mówią, co tak naprawdę sprowadza ich z dziećmi do zwykłej stajni. Bo nie zawsze chodzi tylko o przyjemność, sport, kontakt ze zwierzęciem. Czasem syn czy córka dotknięci są autyzmem, Zespołem Aspergera, problemami integracji sensorycznej (zaburzenia związane z odbiorem wrażeń zmysłowych – wzrok, słuch, dotyk…), mają skoliozę… Ja to od razu widzę, nie muszę nawet zadawać dodatkowych pytań. Dobieram więc odpowiedni zestaw ćwiczeń, by jak najlepiej korespondował ze schorzeniem. Nie rozumiem jednak, czemu nie można szczerze, otwarcie, wprost?

Z sześciolatkiem „zatrudnionym” w Fundacji HIPOTERAPIA; foto FAPA-PRESS

Zajęcia hipoterapeutyczne i jeździeckie na placu to jedno. Ewa Kwiecień bardzo lubi wypady w teren. Nie wszystkie jednak przejażdżki wspomina miło.

– Ta akurat zdarzyła się wiele lat temu. Pojechałam do lasu z trzema dziewczynkami. One na kucykach, ja na dużym koniu. W pewnym momencie za naszymi plecami wyrosła banda zamaskowanych motocyklistów. Trzy razy, stając z koniem w poprzek drogi, prosiłam, by dali nam spokojnie odjechać. Nie dali. Ruszyli z rykiem motorów wprost na konie. Uciekłyśmy w las, ale co zakręt, kolejny koń pozbywał się jeźdźca. Na szczęście nikomu z nas się nic nie stało, tyle że musieliśmy ganiać spłoszone konie. Rodzice moich podopiecznych zgłosili sprawę na policję. A zresztą może lepiej powiedzieć, że chcieli zgłosić, bo pan posterunkowy oświadczył, iż zajmie się zdarzeniem, jak dostanie nazwiska, adresy sprawców, ewentualnie numery rejestracyjne ich motorów. Nie mieliśmy przecież żadnych danych. W ten sposób policja odzyskała spokój, a nam w dalszym ciągu trzęsły się ręce. Nic dziwnego, że wolę wspominać spokojne przejażdżki.

Najchętniej Ewa Kwiecień dosiada swojej klaczy Grimy. Ma ją od źrebaka, to córka jej nieżyjącej klaczy wielkopolskiej Galilei po Kwartecie, hodowli janowskiej. Niestety na to, by nasza rozmówczyni jeździła codziennie, nie ma czasu, by jednak być z końmi dzień w dzień – jak najbardziej. I pomyśleć, że kiedyś nie miała w planach żadnych koni. Bo jak to często bywa, zaprzyjaźniła się nimi przez przypadek. Była uczennicą szkoły średniej. Razem z bratem brała prywatne lekcje niemieckiego. Ich nauczycielka, germanistka Rita Tertel, miała własne konie i nagradzała przejażdżkami naukowe postępy uczniów.

Z Ritą Tertel; foto archiwum domowe EK

Przez pewien czas wierzchowce trzymała nie byle gdzie, bo w u słynnego rtm. Tadeusza Jacobsona[i] w Jabłonnie. Później kilkakrotnie zmieniała lokalizację. Gdy przeprowadzała się w innej miejsca, Ewa Kwiecień wędrowała za nią. Przez rok nawet u niej w stajni pracowała, rodzice jednak nie byli zadowoleni. Kazali córce zająć się wreszcie „uczciwą robotą, a nie jakimiś głupotami”. No to poszła tam, gdzie było najbliżej: do fabryki półprzewodników. Potem przeniosła się do biura projektów. Następnie do drugiej firmy, trzeciej… W tej ostatniej, dwadzieścia lat temu, spotkało ją największe szczęście na świecie: redukcja etatów. Zwolniona odnalazła się w pracy z końmi. I wśród koni jest po dziś dzień. /pd/

 

[i] Polecamy tekst o rtm. Tadeuszu Jacobsonie: „Mianuję pana rotmistrzem” https://hejnakon.pl/?p=5964 .

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.