Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

INSTRUKTORZY JAZDY KONNEJ (7)

OLIWIA ZAJĄC; foto FAPA-PRESS

 Oliwia Zając z Zamościa, studentka II roku wydziału Reklama, Marketing i Nowe Media, instruktorka jeździectwa. Od roku pracuje w mazowieckim Klubie Jeździeckim „Kuclandia”.

W siodle; foto archiwum domowe OZ

 Przygodę w siodle zaczęła za sprawą rodziców. Mama i tata, choć sami z końmi nie mieli nic wspólnego, spełniali marzenia córki wożąc ją do roztoczańskich stajni. Im częściej wozili, tym dziewczynkę bardziej do koni ciągnęło. Ale to „częściej” nie było aż tak częste, jakby dziecko chciało. Nic więc dziwnego, że pełnię szczęścia Oliwia odnajdywała na obozach jeździeckich w Makoszce na Polesiu Lubelskim. To właśnie tam poznała Małgorzatę Kołkowicz, instruktorkę, która nie tylko wiele ją nauczyła, ale też lata później ściągnęła do pracy do dzierżawionego przez siebie Klubu Jeździeckiego „Kuclandia”. W maju ubiegłego roku Oliwia zdała egzamin instruktorski. Zapytaliśmy, jak to jest na początku instruktorskiej drogi, gdy doświadczenie jeszcze niebogate, a uczniowie i konie wymagający?

– Wiele dał mi ubiegłoroczny obóz jeździecki w Makoszce, na którym pierwszy raz znalazłam się w roli – nazwijmy to – asystentki Małgorzaty i podpatrywałam, jak ona prowadzi zajęcia. Bo gdy samemu jest się uczniem, na wiele rzeczy nie zwraca się uwagi. Jeździec dostaje konkretne polecenie i koncentruje się na wykonaniu ćwiczenia. Nie zastanawia, bo i po co, nad sposobem przekazu. Tymczasem instruktor ów przekaz dostosowuje – w każdym razie powinien – do konkretnej osoby. Inaczej mówi do dziecka, inaczej do dorosłego, ale też nie do każdego dziecka tak samo i nie do każdego dorosłego tak samo. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero, kiedy zostałam instruktorką. Staram się więc najjaśniej jak potrafię instruować uczniów. Wymaga to też ogromnej cierpliwości. Bez tej cechy trudno zresztą myśleć o byciu nauczycielem czegokolwiek, jazdy konnej w szczególności. Trzeba mieć też w sobie dużo pokory. Trzeba również przyznawać się przed samym sobą, że jeśli coś nie wychodzi w pracy, to zawsze wina instruktora. Robię więc wszystko, by wychodziło. Cały czas się uczę, biorę lekcje u znanej trenerki Ewy Łobos, planuję kolejne szkolenia. Wiedza dodaje pewności siebie, ułatwia pracę, choć za bardzo pewnym siebie przy koniach też być nie można.

W pracy; foto archiwum domowe OZ

Koń zawsze pokaże, gdzie twoje miejsce. Ale nie można także bać się. Gdy jeszcze jeździłam rzadko, nie pracowałam w stajni, bywało, że lękałam się niektórych wierzchowców i je z daleka omijałam. Jako instruktorka nie mogę sobie na taki luksus pozwolić. Z każdym koniem muszę się dogadać. Na szczęście pani Małgosia dobrze mnie do takich wyzwań przygotowała. Wiele zdziałały również moje chęci i to, że potrafiłam się otworzyć. Po prostu marzyłam, by zostać instruktorką. A jak bardzo tego chciałam, niech świadczy, że cztery razy w tygodniu dojeżdżam do stajni kilkadziesiąt kilometrów. Jasne, bywa, że nie chce mi się wstać, że jestem nie w sosie, ale jak już zobaczę konie, w jednej chwili humor mi się poprawia i hej na koń!

Oliwia chciałaby też mieć własnego konia. Życzymy, by to marzenie, jak najszybciej udało jej się spełnić. (hnk)

 

 

 

 

 

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.