Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

AMATORKA

Anna Mierzwiak: absolwentka Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Już wkrótce przystąpi do egzaminu wieńczącego jej aplikację adwokacką. W zawodzie prawnika spełnia się od kilku lat, w siodle znacznie dłużej. Zaczynała jako nastolatka na wrocławskich Partynicach, dziś można ją spotkać na warszawskim Służewcu, gdzie jeździ w stajni trenera Janusza Kozłowskiego, niegdyś wybitnego dżokeja.

ANNA MIERZWIAK; fot. DAWID TOMICZEK / X Snaps

Anna Mierzwiak: absolwentka Wydziału Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Już wkrótce przystąpi do egzaminu wieńczącego jej aplikację adwokacką. W zawodzie prawnika spełnia się od kilku lat, w siodle znacznie dłużej. Zaczynała jako nastolatka na wrocławskich Partynicach, dziś można ją spotkać na warszawskim Służewcu, gdzie jeździ w stajni trenera Janusza Kozłowskiego, niegdyś wybitnego dżokeja.

Budzik dzwoni o 4:50. Nieważne czy leje deszcz, czy mróz szczypie w twarz, a ostre powietrze wdziera się do płuc. Anna Mierzwiak i tak od razu wstaje, wypija poranno-nocną kawę, wsiada w samochód i rusza z warszawskiej Woli na służewiecki tor wyścigowy. Musi tam być na szóstą rano. Trener przydzieli jej kilka koni. Każdego będzie musiała przygotować do treningu: sprawdzić ogólny stan zdrowia, wyczyścić, osiodłać i dosiąść. W ciągu jednego poranka powtórzy te czynności trzy, cztery razy. Przed pracą nie dałaby rady zająć się większą liczbą koni. Po treningu musi jeszcze wpaść do domu, wziąć prysznic i zamienić roboczy strój jeździecki na elegancki służbowy. I co ciekawe, po tak intensywnym poranku nie jest ani zmęczona, ani śpiąca.

Fot. DAWID TOMICZEK / X Snaps

– Treningi zapewniają mi dodatkową energię na cały dzień. To prawda, że wstaję świtem, niektórzy powiedzieliby nawet, że to noc, ale za to wcześnie chodzę spać. Na ogół po 21 jestem już w łóżku.

Anna Mierzwiak zaczęła przygodę z końmi we Wrocławiu. Tam się urodziła, tam mieszkała do ukończenia studiów. A że mieszkała blisko Partynic, często bywała na tamtejszym torze przyglądając się jeźdźcom i koniom. Po szkole podstawowej udało jej się zaczepić w jednej ze stajni wyścigowych. Dosiadu uczyła się praktycznie sama.

– W stajniach wyścigowych wszystko dzieje się bardzo szybko. Nie ma tam czasu na klasyczne lekcje jazdy konnej. Metodą prób i błędów, obserwując bardziej doświadczonych jeźdźców, zdobywasz umiejętności konieczne do stępowania, kłusowania i galopowania na treningach. Można również liczyć na koleżanki i kolegów z dłuższym stażem: zwrócą uwagę, udzielą wskazówek, podpowiedzą. To bardzo pomaga również takim jeźdźcom jak ja, którzy nigdy nie planowali i nie planują udziału w gonitwach. Moje hobby ograniczam do pracy na treningach i w stajni.

            Partynicka przygoda przyszłej pani mecenas trwała do rozpoczęcia nauki w szkole średniej. Obowiązki studenckie nie pozwalały jej godzić galopów z nauką. Dopiero, kiedy przeniosła się do Warszawy i zaczęła pracować w zawodzie, wróciła na tor, tyle że służewiecki.

– Pamiętam dokładnie, to był styczeń roku 2021. Pojechałam na wyścigi ot tak, pospacerować, przyjrzeć się codziennej pracy na warszawskim Służewcu. Z tyłu głowy miałam oczywiście pomysł, by wrócić w siodło. I kiedy tak sobie o tym myślałam, zaczepił mnie jeden z pracowników stajni trenera Janusza Kozłowskiego:

– A czemu to pieszo, a nie na koniu? – zapytał pół żartem:

– Nie mam konia. Gdybym miała, chętnie bym wsiadła – odpowiedziałam, a wtedy ów nieznajomy zaproponował, że zaprowadzi mnie do trenera. I tak od słowa do słowa umówiłam się w stajni na następny dzień. Z mini egzaminu na tzw. kółku stajennym, na którym konie kłusują przed treningiem, wróciłam z tarczą.

Fot. DAWID TOMICZEK / X Snaps

W nomenklaturze wyścigowej ma status amatorki, czyli amazonki niezajmującej się zawodowo pracą z końmi. Tor odwiedza bladym świtem kilka razy w tygodniu. W dni wyścigowe obserwuje swoich podopiecznych galopujących w gonitwach.

– I to są dopiero emocje. Zupełnie inne od tych, które towarzyszą graczom. Patrzę na konie znane mi od podszewki ze stajni i z siodła. Trzymam za nie kciuki nie dlatego, że na nie postawiłam w kasie. Postawiłam na nie moje serce, a to zupełnie inna stawka. Jaka? – można się przekonać na własnej skórze. Zachęcam każdego do rozpoczęcia przygody z wyścigami. Ci jednak, którzy podejmą rękawicę, muszą zdawać sobie sprawę, że to ciężka praca nawet dla amatorów. I jeszcze jedno: w treningu koni wyścigowych nie ma dowolności, to trener ustala szczegółowy plan zajęć dla każdego konia, tym samym dla każdego jeźdźca. Ale mnie to odpowiada. Wyścigowej rzeczywistości nie zamieniłabym na żadną inną.     

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.