Mieszkają na Podlasiu. Są wśród nich zootechnicy, konserwatorzy sztuki, psycholodzy, muzycy, inżynierowie rolnictwa, lekarze, pielęgniarki, nawet archeolodzy. Są też uczniowie i studenci. Połączyła ich fascynacja końmi, przyrodą i historią. Pięć lat temu, z nieformalnej grupy przyjaciół, przekształcili się w Stowarzyszenie Konna Straż Ochrony Przyrody i Tradycji (KSOPiT).
Instytucja społecznego opiekuna przyrody nie istnieje; została zniesiona kilka lat temu jednym sejmowym głosem. Nikt więc poza strażą leśną, pożarną oraz policją nie ma bata na wyrzucających śmieci w lesie, palących ogniska w miejscach niedozwolonych, jeżdżących po leśnych duktach samochodami. NIC w tej materii nie może również zdziałać podlaskie Stowarzyszenie Konna Straż Ochrony Przyrody i Tradycji. Jej członkowie – ponad 60 osób – są wolontariuszami i nie mają żadnych uprawnień; mogą najwyżej zwrócić uwagę, co nie musi przynieść efektów; mogą też, co akurat skutkuje… wystraszyć wyglądem. Nie, nie! Wcale tak źle się nie prezentują, wręcz przeciwnie, ale noszą mundury przypominające uniformy strażników leśnych. Spłoszyli więc już niejednego śmieciarza, złodzieja drewna, zmotoryzowanego grzybiarza. Rodzi się jednak pytanie: czy do tego ma sprowadzać się ich instytucjonalna działalność?
– To nie tak – wyjaśnia Andrzej Nowak, Komendant KSOPiT (na zdjęciu). – Nie powołaliśmy Stowarzyszenia po to, by kogokolwiek płoszyć czy karać, ale m.in. po to, by współpracować z nadleśnictwami, chronić i poznawać przyrodę, uczestniczyć w akcjach typu „dlaczego należy szanować las” organizowanych przez leśników dla młodzieży, patrolować szlaki leśne, w razie potrzeby zawiadamiać o zagrożeniach, np. o pożarach, bo i takie zdarzenie miało miejsce. Interesuje nas też historia ziemi, na której mieszkamy, otaczamy opieką miejsca pamięci, kultywujemy tradycje kawaleryjskie 1 Pułku Strzelców Konnych. To wszystko można oczywiście robić nie będąc w Stowarzyszeniu i przez wiele lat robiliśmy – znamy się i przyjaźnimy od przeszło dekady – ale ze Stowarzyszeniem po prostu łatwiej. Proponując np. nadleśnictwom utworzenie takiego czy innego szlaku konnego, prosząc o zgodę na przejazd lasem uczestników takiego czy innego rajdu, prościej załatwiać formalności występując z pozycji organizacji niż osób prywatnych. Takie życie. Znakomicie dogadujemy się z nadleśnictwami np. w Białej Podlaskiej, Radzyniu Podlaskim, Sarnakach, czy w Międzyrzecu Podlaskim, od którego w ogóle zaczęła się nasza współpraca. Nawet pokój nam udostępnili na siedzibę KSOPiT. Koniarze z innych rejonów kraju zazdroszczą zdrowych relacji. Mówią: to niepojęte! Tymczasem proszę sobie wyobrazić, że np. piękny szlak w okolicach Białej Podlaskiej, powstał niemalże w trakcie jednej rozmowy; nadleśniczy Janina Giermaz zapytała tylko, którędy chcemy jeździć, zerknęła na mapę i w kilka dni później trasa już była. Trasa oznakowana! To efekt zaufania, na jakie – śmiem twierdzić – zasłużyliśmy… a że przy okazji leśnych wędrówek spłoszymy niesfornych turystów lub pospolitych złodziei, też dobrze – pointuje Komendant.
Na wolontariuszy KSOPiT można natknąć się w lasach południowego Podlasia przede wszystkim w weekendy, ale też w dni powszednie. Gdyby starczyło im doby, zapewne nie zsiadaliby z koni, bo jak mówią, chęci są nieporównywalnie większe niż możliwości czasowe. Wierzchowców w każdym razie mają pod dostatkiem: w sumie około stu. Większość strażników dysponuje własnymi stajniami; trzyma w nich od jednego do kilkudziesięciu koni. Stajnie oddalone są od siebie od kilku do ponad dwudziestu kilometrów. Praktycznie mogliby całe lato wędrować od jednej do drugiej… gdyby nie doskwierający brak czasu. Chcąc więc spotkać się w jak największym gronie, organizują rajdy gwiaździste. Docierają wierzchem na wyznaczone miejsce, wieczorem siadają przy ognisku i śpiewają, bo…bez śpiewu nie potrafią funkcjonować. Wydają nawet własne śpiewniki, a że mają w Stowarzyszeniu nauczycieli szkoły muzycznej, to… na fałszywą nutę nikt sobie nie pozwala.
Spotkaniom jeździeckim towarzyszą dodatkowe atrakcje: np. rodzinne zawody w skokach przez przeszkody i w ujeżdżeniu (to jedno z nielicznych stowarzyszeń, którego członkami są w tak bogatym składzie żony, mężowie, dzieci), zawody militari, pokazy. Brawami nagradzani są nie tylko specjaliści od dżygitówki. Nikt ponoć nie tańczy kadryla tak, jak panie z damskiej sekcji jeździeckiej KSOPiT – oklaskiwała je nawet wymagająca publiczność w Stadninie koni w Janowie Podlaskim.
Jeździecki kunszt nie jest dziełem przypadku. Stowarzyszenie pod wodzą koniuszego Adama Zaleskiego prowadzi dla swoich członków systematyczne szkolenia. Kilka razy w roku zapraszani są zawodowcy m.in. Elżbieta Zagórska, trenerka II klasy; Józef Zagor (medalista mistrzostw Polski, olimpijczyk); porucznik Robert Woronowicz ze Szwadronu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego… Pod ich palcatem wylewają siódme poty, by z końmi i na koniach radzić sobie w każdej sytuacji. Jedni trenują pod kątem sportowym, inni kawaleryjskim wymachując przy tym zręcznie szabelką, jeszcze inni uczą się prawidłowego dosiadu na potrzeby rekreacyjne. Dzięki nabywanym umiejętnościom nie straszne im godziny spędzane w siodle podczas Rajdów Pamięci poświęconych Legionom Polskim walczącym na Podlasiu, poległym powstańcom z 1863 roku, czy ofiarom Małego Katynia. Tak ludność Kąkolewnicy koło Radzynia Podlaskiego nazywa uroczysko „Baran”, gdzie 2 Armia Ludowego Wojska Polskiego, na przełomie lat 1944/45 rozstrzeliwała żołnierzy AK, WiNu i BCh. Po dziś dzień nie jest znana liczba zamordowanych. Niektóre źródła podają nawet kilka tysięcy ofiar.
– Na obszarze Południowego Podlasia znajduje się wiele miejsc uświęconych krwią, które regularnie odwiedzamy – mówi Maciej Robak, w cywilu dyrektor Szkoły Muzycznej w Białej Podlaskiej, w Stowarzyszeniu: Komendant Szwadronu Biała Podlaska. – Miejscem szczególnym jest na przykład teren byłego obozu hitlerowskiego w lasach Kaliłowa, utworzonego wkrótce po napaści Niemców na ZSRR. Przetrzymywano tam pod gołym niebem około stu tysięcy Rosjan, Ukraińców, Gruzinów, a nawet Polaków, wśród nich późniejszego prof. Akademii Muzycznej w Warszawie, Juliusza Pietrachowicza. Jemu na szczęście udało się zbiec. Wielu straciło życie. Około 40 tysięcy jeńców zmarło z głodu i chorób, zostało zamordowanych w momencie likwidacji obozu. Ciała grzebano w pobliskim lesie. Są tam również pochowane dwie polskie rodziny, (23 osoby), które pomagały uciekinierom. Dziś na miejscu zbrodni znajduje się pomnik.
Członkowie Stowarzyszenia wybierają się też corocznie do Jezior w okolice Łosic, na miejsce bitwy stoczonej przez Oddział Partyzancki 34. Pułku Piechoty Armii Krajowej „Zenona” (Stefana Wyrzykowskiego). Rajdy te ponad dekadę organizował profesor Ludwik Maciąg, żołnierz zwiadu konnego „Zenona”. Do tej pory odbyło się ich siedemnaście. Niektórzy uczestniczyli we wszystkich.
– Na początku brali w nich udział głownie kombatanci. Pozostali jeźdźcy stanowili garstkę – opowiada Marek Olędzki. – Dziś jest odwrotnie: kombatantów prawie nie ma, już odeszli. Naszym obowiązkiem jest więc podążać ich szlakiem i przypominać młodemu pokoleniu, co i gdzie się wydarzyło.
Barwnie i dostojnie prezentują się członkowie Stowarzyszenia podczas uroczystości i rajdów. Jedni dosiadają koni w zielonych mundurach wzoru leśno-wojskowego z Piłsudczykowskim orzełkiem zdobionym podkową, inni w przedwojennych, kawaleryjskich, jeszcze inni na specjalne okazje odziewają się w kontusze. Strój trzeba kupić z własnej kieszeni. Nie trzeba natomiast mieć własnego konia. Mało tego, nie potrafiący jeździć, ale miłujący zwierzęta, przyrodę i historię, też mogą znaleźć się w Stowarzyszeniu. To m.in. z myślą o nich organizowane są imprezy nie wymagające umiejętności hipicznych: spływ kajakami, mecze siatkówki, a nawet mistrzostwa strzeleckie oraz zawody militari… na rowerach.
Wydarzeniom, tym poważnym, ale też tym wybitnie rozrywkowym, towarzyszy znakomita atmosfera, przyciąga nawet bardzo młodych ludzi, bo uczniów szkół podstawowych i studentów.
– Pytają nas niestowarzyszeni, jak to jest, że wespół dobrze się czujemy i chcemy ze sobą przebywać, choć przecież działamy w ramach organizacji? – mówi Adam Zaleski. – Wyjaśnienie banalne: jest fajnie, bo najpierw się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy, a dopiero z czasem ktoś rzucił myśl, by zawiązać stowarzyszenie które, jak już wspomniał Komendant, ułatwia życie.
Piotr Dzięciołowski
Zdjęcia:FAPA-PRESS
Członkiem Stowarzyszenia Konna Straż Ochrony Przyrody i Tradycji
(KSOPiT) może być każdy, kto ukończył 18 lat lub okaże pisemną zgodę rodziców i ma osobę wprowadzającą. Kontakt: www.ksopit.pl; ksopit@gmail.com; 21-560 Międzyrzec Podlaski, ul. Warszawska 53.