Loading...
Jesteś tutaj:  Home  >  artykul_glowny  >  Bieżący Artykuł

„PAN I PANI PIES” ZAPRASZAJĄ NA AKUCJĘ 7 MAJA

Agnieszka Kowalska: artystka malarka, pisarka, szefowa Fundacji im. Maćka Kozłowskiego „Pan i Pani Pies”, od trzydziestu lat związana z końmi, wdowa po wybitnym aktorze Macieju Kozłowskim.

Foto: FAPA-PRESS

Od lewej: AGNIESZKA KOWALSKA, Espania, Vincent, Persil; foto: FAPA-PRESS

Agnieszka Kowalska: artystka malarka, pisarka, szefowa Fundacji im. Maćka Kozłowskiego „Pan i Pani Pies”, od trzydziestu lat związana z końmi, wdowa po wybitnym aktorze Macieju Kozłowskim.

Pochodzi z Krakowa. To tam podczas studiów w Akademii Sztuk Pięknych zaczęła jeździć konno, zaliczyła obóz jeździecki i zrozumiała, że życie bez koni to nie życie. Wraz z pierwszym mężem przeniosła się w latach dziewięćdziesiątych pod Szczecin, gdzie zbudowali stajnię i dorobili się kilku wierzchowców. W pewnym okresie mieli ich aż dziewięć i świadomość, że porywają się z motyką na słońce. Ona dopiero zaczynała swoją hipiczną przygodę, on wiedział tyle, że koń to koń. Ambitna amazonka podnosiła więc sukcesywnie swoje umiejętności. Wiele zawdzięcza Katarzynie Milczarek, a właściwie… jej ciąży. Kiedy ceniona zawodniczka i trenerka przestała w ósmym miesiącu dosiadać koni i ostatnie cztery tygodnie przed rozwiązaniem nudziła się jak mops, Agnieszka Kowalska brała u niej gruntowne lekcje dosiadu. Lekcje owocne, bo dzięki nim nie tylko nauczyła się mocno trzymać w siodle, ale także szkolić na podstawom poziomie dopiero co zajeżdżone młode konie oraz edukować adeptów sztuki jeździeckiej. To właśnie w tamtym okresie, przy okazji odwiedzin narzeczonej, trafił do jej stajni Maciej Kozłowski. Bywał tam do czasu, gdy narzeczona była narzeczoną. Gdy przestała, on przestał pokazywać się w tamtych stronach. Kontakt z właścicielką stajni urwał się; odnowił dopiero po paru latach, gdy Agnieszka Kowalska rozwiodła się mężem i wróciła do Krakowa. Wtedy między nią a Maćkiem coś zaiskrzyło. Cztery lata później kupili dom na Mazowszu pod Szydłowcem.

Foto: FAPA-PRESS

Blisko siedemdziesiąt fundacyjnych psiaków szuka domu; foto: FAPA-PRESS

Przed frontem drewnianej chaty biega kilka psiaków; na tyłach pasą się konie: dwa staruszki – siwy Persil i gniada Espania oraz czternastoletni Vincent. Persil ma lat dwadzieścia cztery; mieszka w obejściu na „przyczepkę”. Agnieszka Kowalska przyjęła go pod swój dach na dożywocie.

Vincent oraz jego dwudziestoośmioletnia matka Espania związane są z gospodynią od dawien dawna. On ochoczo służy swojej pani pod siodłem. Uwielbia wypady w teren, jak niegdyś jego znakomita mama. Ponoć takiej klaczy, jak Espania można szukać ze świecą. Nieposłuszna, niespokojna i niebezpieczna, ale za to jaka wierna i ambitna! Koń jednego jeźdźca. Większość swojego żywota pod siodłem bardzo odważna. Do czasu…

Wybrałam się z koleżanką w teren. Ona na Espanii, ja na Wersji, wspaniałej klaczy wyszkolonej przez Annę Piasecką. (Wersja trafiła do naszej stajni dzięki moim obrazom – to nie pierwszy koń, za którego płaciłam portretami). Jechałyśmy lasem. W pewnym momencie z tyłu dobiegł odgłos motoru. Motocyklista, jak się później okazało kompletnie pijany, doskonale nas widział, ale ani myślał zwolnić. I stało się: wjechał w Espanię, poharatał jej zad. Amazonka spadła, klacz popędziła do domu, a ja odwróciwszy się zobaczyłam nieruchomo leżącego mężczyznę na skraju piaszczystej drogi. Obok przewróconego motoru siedziała babcia trzymająca w rękach czteroletniego wnuczka. Zawodziła w niebogłosy: zabili mi Michasia, zabili mi Michasia, zabili mi Michasia! Pobladłam z przerażenia. Byłam przekonana, że ojciec Michasia nie żyje; w jakim stanie jest babcia i chłopiec nie wiedziałam. Czym prędzej pogalopowałam do domu zadzwonić na policję i pogotowie. Radiowóz i karetka przyjechały na miejsce w niecałe dziesięć minut, ale po rannych nie było już śladu. Ani widu, ani słychu. Wyglądało, jakbym sobie to wszystko zmyśliła. Dowodem, jednak że nie, była rana na zadzie konia. Rana dotkliwa bardziej psychicznie niż fizycznie. Po dziś dzień klacz ma uczulenie na dźwięk motoru.

Foto: FAPA-PRESS

Persil i Vincent; foto: FAPA-PRESS

Z Espanią Agnieszka Kowalska miała dziesiątki przygód. Bardzo ją też lubił mąż gospodyni, Maciej Kozłowski, świetny jeździec z doświadczeniem filmowym – oglądaliśmy go w siodle m.in. w Starej Baśni Jerzego Hoffmana. Kochał konie, jak zresztą wszystkie zwierzaki. Był niesłychanie wrażliwy, miał niezwykle silny charakter. Zawsze mówił wprost, co myśli, nie przebierał w słowach. Był chyba jedynym z grona uczestników dorocznych zawodów Art Cup w Zakrzowie, który w wywiadzie udzielonym miesięcznikowi „Koń Polski” odważył się krytykować swoich kolegów aktorów za to, że galopując po laury, zapominają o dobru koni. Kozłowski horrendalne kwoty przeznaczał na aukcje i zbiórki organizowane z myślą o potrzebujących zwierzakach. Nigdy nie zapomnę, z jakim oburzeniem opowiadał mi o swoim znalezisku na śmietniku: kocim miocie w worku. Z kilkorga maluchów przeżył tylko jeden. Aktor znalazł mu dom u swojej mamy. Ratował też wspólnie z żoną tabuny psów błąkających się w okolicach ich chaty na Mazowszu. Okolice Szydłowca okazały się epicentrum psiej bezdomności. Każdego tygodnia przygarniali jak nie szczeniaki to staruszki wszelkiej maści i wydzwaniali do znajomych w Warszawie, Krakowie w poszukiwaniu domów tymczasowych, a przede wszystkim stałych.

Jakiś czas po śmierci Macieja, Agnieszka Kowalska założyła fundację imienia Maćka Kozłowskiego „Pan i Pani Pies”. Myślała, że nazwisko znanego aktora będzie magnesem, że pomoże funkcjonować instytucji powołanej na rzecz zwierząt, ale jak to w życiu. Pomóc pomaga, szkodzić też szkodzi.

Foto: FAPA-PRESS

Agnieszka Kowalska w pracowni; foto: FAPA-PRESS

Niektórzy myślą, że skoro Fundacja związana jest ze znanym aktorem, to na pewno opływa we wszystko, czego psiaki potrzebują. Niestety. Jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę. Borykamy się z takimi samymi kłopotami finansowymi, jak wszystkie tego typu instytucje. Współpraca gmin z fundacjami idzie jak po grudzie, nie można podpisać stałych umów, jakie mają na przykład prywatne schroniska. Tylko, że te prywatne biorą pieniądze za każdego przyjętego czworonoga, a potem często go usypiają. Kontroli żadnej! My dzięki całej armii bezimiennych wolontariuszy leczymy, szukamy rodzin adopcyjnych. Spośród dwustu siedemdziesięciu psów jakie przewinęły się przez naszą Fundację, dwieście już ma swoje domy, ale „Pan i Pani Pies” ma teraz długi.

Pustą skarbonkę – miejmy nadzieję – zapełnią dochody z PIESKIEGO WIECZORU, który odbędzie się na cztery dni przed szóstą rocznicą śmierci Macieja Kozłowskiego, 7 MAJA o godzinie 17 w Centrum Kultury PROM KULTURY w Warszawie przy Brukselskiej 23 na Saskiej Kępie. W programie koncert jazzowy Magdy Piskorczyk – świetnej wokalistki i szczęśliwej matki adopcyjnej Nutki. Będzie też AUKCJA obrazów artystów malarzy – przyjaciół Fundacji.

Aukcję obiecała poprowadzić miłośniczka zwierząt Katarzyna Dowbor – trzymam ją za słowo – pointuje Agnieszka Kowalska.

Fundacja zaprasza wszystkich, którym na sercu leży dobro zwierząt. Mile widziane zaadoptowane psiaki wraz z właścicielami. (pd)

 

 

 

 

 

 

 

 

    Print       Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie zamieszczamy komentarzy niepodpisanych imieniem i nazwiskiem. Jeśli Autor zastrzeże swoje dane, pozostaną one wyłącznie do wiadomości redakcji.