Konie, choć udomowione około trzech i pół tysiąca lat p.n.e. wciąż, nawet jeśli są ułożone znakomicie, kierują się przede wszystkim instynktem. Instynktem, który determinuje ich błyskawiczne reakcje, pozwala wychodzić zwycięsko z opresji, gwarantuje przetrwanie.
WSIADAMY, ZSIADAMY
Zaczynamy od sprawdzenia, czy podpięty przez nas popręg jest wystarczająco ciasno zapięty i siodło nie zsunie się podczas wsiadania.
Są różne sposoby wsiadania i zsiadania w zależności od siodła, w którym mamy się znaleźć i miejsca, w którym dosiadamy konia. Jeśli wsiadamy na terenie stajni to koniecznie wykorzystajmy schodki, podesty, jakieś podwyższenie. Ustawmy je blisko konia albo konia blisko nich. Wejdźmy na nie. Ręką trzymającą wodze chwyćmy konia za kark i się na nim wesprzyjmy. Drugą ręką opieramy się na siodle, a następnie przekładamy nogę (prawą albo lewą w zależności, z której strony wsiadamy) nad tylnym łękiem i to na tyle wysoko, by nie uderzyć konia w zad.
Gdy znajdziemy się już nad siodłem, delikatnie w nie siadamy. (I nie chodzi tu o nasze cztery litery tylko o grzbiet naszego konia!). Dopiero wtedy wkładamy stopy w strzemiona. Taki sposób wsiadania po pierwsze nie zaburza równowagi konia, nie powoduje urazu kłębu, przy okazji oszczędza siodło.
Inaczej wsiadamy w terenie, gdzie nie ma schodków, może być też trudno o pieniek, wzniesienie, głębszą koleinę, w którą dałoby się konia wprowadzić. Czasem pozostaje więc tradycyjne wsiadanie z ziemi. Stajemy blisko konia ustawiając się w stronę jego głowy. Wkładamy stopę w strzemię, a rękę, w której trzymamy wodze, opieramy na karku konia chwytając się jego grzywy. Drugą dłoń opieramy na siodle, ale w taki sposób, by docisnąć je po zewnętrznej stronie – przeciwnej do tej, z której wsiadamy. Chodzi o to, ażeby nie ściągać go na siebie. A o zsunięcie bardzo łatwo, zwłaszcza w przypadku siodła klasycznego i pochodnych, w których zapięty popręg dociągniemy dopiero siedząc na koniu. Gdy chwyciliśmy się już grzywy, a stopę włożyliśmy w strzemię, odbijamy się od ziemi i drugą nogę przekładamy na tyle wysoko nad tylnym łękiem, by, jak już wspomniałam, nie uderzyć konia w zad. W kulbakę westernową wsiadamy po strzemieniu. Oczywiście rękę też opieramy na karku konia i chwytamy się grzywy, a druga dłoń kładziemy na siedzisku, jak podczas wsiadania w klasyczne siodle.
Zsiadanie również wymaga techniki, a ta jest różna w zależności od siodła, które pod sobą mamy. I tak z westernowej kulbaki zsiadamy po strzemieniu trzymając się jedną ręką grzywy, drugą opierając na siodle tworząc tzw. przeciwwagę – jak przy wsiadaniu w zwykle siodło, ale nie pochylamy się, ażeby ubraniem nie zaczepić się o horn zwany także rożkiem (uchwyt nad przednim łękiem). Zsiadając z klasycznego siedziska, zaczynamy od wyrzucenia obu stóp ze strzemion. Następnie pochylamy się w stronę szyi konia, przytrzymujemy się ręką grzywy ( jak przy wsiadaniu) i w miarę wyprostowaną nogę przerzucamy nad tylnym łękiem uważając, jak zawsze, by o niego nie zaczepić. Zeskakujemy na palce stóp i na lekko ugiętych nogach w kolanach. Możemy też zsunąć się ostrożnie brzuchem po tybince. (HNK)
MARZENA NIEWĘGŁOWSKA:
Na co dzień związana z „Zaczarowanym Wzgórzem” – ośrodkiem szkoleń jeździeckich w Czasławiu opodal Wieliczki. Instruktorka jeździectwa z wieloletnim doświadczeniem; zoofijoterapeutka koni. Przez dwa i pół roku pracowała z dzikimi ogierami. Na jednym z nich wystartowała w I Mistrzostwach Polski w Jeździe bez Ogłowia o Puchar Bałtyku i w konkurencji TREIL wygrała. Pracuje z młodymi końmi, przygotowuje je do pracy pod siodłem. Jest, wraz z BARBARĄ DRAUS, współzałożycielką Szkoły dla Prawdziwych Koniarzy. Absolwenci tej placówki odnoszą sukcesy w skokach przez przeszkody, zawodach TREC PTTK, rajdach i mistrzostwach Polski w jeździe bez ogłowia.